Chyba w końcu czas przeprosić się z maskami od Kallosa i zacząć częściej po nie sięgać. Oczywiście przemawia za nimi wydajność i cena, ale jak widać, jakoś również idzie tutaj w parze.
Maski do włosów od marki Kallos towarzyszą mi już od naprawdę wielu lat, z racji tego, że moja mama stosuje je na okrągło i zawsze któraś z dostępnych propozycji znajduje się w mojej łazience. Co prawda nigdy nie były to moje ulubione kosmetyki z tej kategorii, dlatego też sama rzadko je stosowałam i kiedy tylko mogłam, kupowałam sama dla siebie jakieś odżywki od innego producenta. Odkąd jednak zaczęłam się mocno wkręcać w świadomą pielęgnację i jednocześnie stosować dosyć pokaźną liczbę najróżniejszych produktów, musiałam trochę przyoszczędzić, gdyż, jak łatwo idzie się domyślić, jest to jedno z hobby, które potrafi odchudzić nasz portfel. Między innymi właśnie dlatego przeprosiłam się z klasycznymi Kallosami i staram się je pomału wdrażać w moją codzienną pielęgnację.
Na pierwszy ogień poszła odżywka o właściwościach humektantowych, czyli ta w wersji z aloesem. Jest to mój ukochany składnik z tej kategorii w równowadze PEH, i myśląc o nawilżaniu nie jestem w stanie wybić go sobie z głowy. Nie ma co ukrywać, że jeżeli poszukujemy masek o prawdziwie imponującej wydajności, to tutaj ten producent jak najbardziej przychodzi nam z pomocą. Produkty te zyskały swego rodzaju sławę między innymi dlatego, że zamknięte są w słoikach o pojemności aż 1000 ml, a w cenie regularnej kosztują ledwo ponad dziesięć złotych. Dodatkowo wszystkie opakowania są bardzo charakterystyczne, mianowicie mają biały odcień ze sporych rozmiarów etykietką w szarawym kolorze z takimi informacjami jak logo producenta, nazwa kosmetyku, jego podstawowe właściwości i skład.
Kosmetyk posiada kremową konsystencję, która nie jest ani zbyt gęsta, ani zbyt rzadka, taka idealna do aplikacji. Ma białą barwę i bardzo ładny, niezbyt intensywny, aloesowy zapach, który mi się niezwykle podoba. Jak wcześniej wspomniałam, produkt ten był przeze mnie stosowany jako odżywka humektantowe i dodatkowo pierwsze O w metodzie mycia włosów OMO (odżywka/maska - mycie - odżywka/maska). Nakładałam ją na wilgotne, nieociekające włosy i zostawiałam na około pięć, czasami nawet do sześćdziesięciu minut na głowie pod czepkiem, tak naprawdę zależało to od tego, na jaką pielęgnację mam akurat dziś ochotę. Jeżeli chodzi o efekty, to nie byłabym sobą, jakbym nie mogła się nimi chwilę pozachwycać. Fryzura staje się idealnie gładka, ale przeze wszystkim bardzo miękka i oczywiście nawilżona. Układa się idealnie praktycznie sama i niezwykle łatwo rozczesuje i mniej się plącze.
Szczerze przyznam, że chyba w końcu czas przeprosić się z maskami od Kallosa i zacząć częściej po nie sięgać. Oczywiście przemawia za nimi wydajność i cena, ale jak widać, jakoś również idzie tutaj w parze. Zdecydowanie polecam wersję aloesową każdemu, kto szuka dobrego humektantu oraz nawilżenia na jak najwyższym poziomie.
Zalety:
- Opakowanie
- Wydajność
- Cena
- Dostępność
- Konsystencja
- Zapach
- Nawilża
- Odżywia
- Wygładza
- Ułatwia rozczesywanie
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie