Maseczki to dla mnie urozmaicenie mojej pielęgnacji i staram się je używać dość regularnie (choć przyznam, że różnie z tym bywa), nawet wtedy, kiedy moja cera jest w dobrym stanie, a obowiązkowo, kiedy przechodzi przez trudniejszy okres. Ponieważ na moim ostatnim wyjeździe wakacyjnym moja skóra trochę przeszła, jednego dnia postanowiłam znaleźć wśród napiętego programu chwilę na maseczkę, coś, co ukoiłoby moją cerę i podbiło moją zwykłą pielęgnację.
Maseczkę tę chwyciłam podczas szybkich zakupów w dyskoncie. Zobaczyłam markę Garnier oraz grafikę sugerującą nawilżenie, i włożyłam do koszyka, nie patrząc na nią dłużej (poza tym chyba nie było innych rodzajów). Dopiero po powrocie do wsi, w której przebywałam, zorientowałam się, że producent przeznaczył maskę dla skóry normalnej i mieszanej, nie takiej jaką mam - suchej i wrażliwej. Staram się przestrzegać tych wskazań, ale tym razem nie miałam innego wyjścia i alternatywy. Poza tym byłam zadowolona z mojego wyboru.
Opakowanie to błyszcząca saszetka sporych rozmiarów w elegancko przenikających się kolorach srebrnym u góry i zielonym u dołu. Grafika jest oszczędna: liście zielonej herbaty, otoczone białym półokręgiem z imitacją fal i kropli wody, co ma kojarzyć się z nawilżeniem, zostały pokazane jakby w połowie - obok mamy logo marki i podstawowe informacje o produktu w języku angielskim, napisane w czarnej i zielonej czcionce, a także małej, białej ramce. Na dole znajdziemy również wizualizację maseczki na twarzy. Na drugiej stronie znajduje się krótka instrukcja użytkowania produktu w kilku językach, infografiki oraz skład. Całość jest bardzo elegancka i estetyczna, niewątpliwie przyciąga wzrok.
Skład jest moim zdaniem całkiem niezły. Wysoko znajduje się gliceryna, a piątym składnikiem jest wyciąg z zielonej herbaty - to dla mnie nawet zaskoczenie, ponieważ to bardzo dobrze jak na maseczkę Garniera i sprzedawaną w dyskoncie za niewielką, jak na maseczkę w płachcie, cenę. Kwas hialuronowy jest już niżej, poza tym skład zawiera sporą liczbę konserwantów.
Po wyjęciu z opakowania płachta, miękka i cienka, w kolorze białym, jest złożona i zabezpieczona niebieską foilą, którą trzeba odkleić, by położyć maseczkę na twarzy. Płachta jest przycięta w miarę poprawnie - nie miałam większych problemów z nacięciami na oczy, nos i usta (choć te mam dość duże), a także niemal idealnie wystarczyła na całą moją twarz. Płachta nie zsuwa się z twarzy, nie przemieszcza się po niej; spokojnie można w niej chodzić i wykonywać inne czynności, chociaż jednak najprzyjemniej z tego typu maseczką po prostu się odpoczywa przez wyznaczone przez producenta piętnaście minut.
Na pierwszy rzut oka esencji jest sporo; nieco zostaje w opakowaniu, trochę spływa po dłoniach, ale z pewnością nie jest to ilość, jaką możemy spotkać w maseczkach pochodzących z Korei - po wykonaniu zabiegu i wtarciu resztki w szyję, nie pozostało jej już dużo. Jest to bezbarwny preparat o delikatnym zapachu, który mogłabym określić jako przyjemny i świeży, ale i nieco chemiczny. Po dopasowaniu maski na skórze poczułam tak ulubione przeze mnie uczucie chłodu i odświeżenia, które z czasem noszenia maseczki i ubywania esencji zaczyna mijać. Produkt nie podrażnił mojej delikatnej, alergicznej skóry.
Po zdjęciu na twarzy pozostaje lepki film, który z czasem powoli zaczyna się wchłaniać - ja jednak lubię wytrzeć go delikatnie wacikiem po jakimś czasie (szczególnie że tamtego dnia jakiś czas po maseczce musiałam nakładać już makijaż). Po zdjęciu maseczki moja cera miała nieco bardziej wyrównywany koloryt i była ładnie ukojona oraz miękka po tym, jak poprzedniego dnia miała do czynienia z ostrym wiatrem górskim, potem oraz słońcem, które nieco mnie opaliło, co powodowało pewien dyskomfort, który ta maseczka nawet całkiem nieźle złagodziła. Nie był to jednak efekt intensywny, łatwy do zauważania przy mojej codziennej pielęgnacji, która daje podobne rezultaty - było to raczej coś podbijającego moją codzienną rutynę. Co więcej, nawilżenie nie było na takim poziomie jaki chciałam nią osiągnąć (co było motywem zakupu tej maseczki) - w tym aspekcie również było to podbicie tego, co udało mi się osiągnąć wcześniej. Po użyciu tej maseczki makijaż bardzo ładnie prezentował się na twarzy. Nie zauważyłam oczyszczenia twarzy - mam wrażenie, że maseczka w tej kwestii nie zrobiła nic.
Być może na efekty wpływ miał fakt, że nie kupiłam wersji przeznaczonej dla cery suchej i wrażliwej, którą posiadam, ale nie ukrywam, że nie jestem z niej do końca przekonana. Nie wiem, czy do niej jeszcze wrócę, czy też sięgnę po wersję bardziej dostosowaną do moich wymagań. Najważniejsze jednak, że podczas wyjazdu udało mi się wpleść maseczkę w moją pielęgnację.
Zalety:
- opakowanie
- wycięcie płachty
- uczucie świeżości
- zielona herbata znajduje się wysoko w składzie
- płachta nie spada, przyjemnie się ją nosi
Wady:
- w moim odczuciu dość słabo nawilża
- w moim przypadku ogólny efekt jest jedynie delikatnym podbiciem pielęgnacji
- nie zauważyłam efektu oczyszczenia skóry
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie