Od wielu lat nie stosuję tego typu produktów ponieważ zawsze stanowiły dla mnie problem. A to plamy, trudności z odpowiednim rozprowadzeniem, a to zapaszek, który wszyscy znamy i nie lubimy, a to dodatkowo reakcja mojej skóry, która swędziała i potrafiłam drapać się do krwi....
Ten balsam otrzymałam w paczce ambasadorskiej od Redakcji Wizaz.pl, za co bardzo dziękuję! Trafił mi się kosmetyk, który mnie tak nie przeraża bo wszelkie demony przeszłości odsunął gdzieś na bok.
Powiem szczerze, że już dawno przyzwyczaiłam się do naturalnego koloru mojej skóry latem. Nie wstydzę się tej mojej bladości, której absolutnie nie opalam i nie stosuję żadnych brązujących preparatów czy samoopalaczy. Ale w tym roku dzięki takiej niespodziance przekonałam się, że można trafić na dobry preparat i przyciemnić skórę bez problemu. Jeśli zdecyduję się poszaleć sobie to z pewnością przy wyborze bronzera do ciała i twarzy balsam Mokosh będzie moim pierwszym wyborem.
Kosmetyk znajduje się w słoiku wykonanym z ciemnego, brązowego szkła, na którym znajduje się papierowa etykieta z napisami. Szata jest prosta, estetyczna, jak lubię. Słoik zamykany jest za pomocą plastikowej, czarnej nakrętki. Opakowanie jest charakterystyczne dla marki.
Producent nazwał swój produkt balsamem, a mnie przypomina masełko, ale nie jest to produkt tłusty. Jedynie kiedy nabieram go z opakowania przypomina mi swoją konsystencją masełko. Wchłania się szybko, ale pozwala popracować na skórze by odpowiednio go rozłożyć i wmasować.
Pachnie przyjemnie pomarańczą z lekkim dodatkiem cynamonu. Zapach nie utrzymuje się u mnie zbyt długo, w sumie dobrze. Co do zapachu, to tu czasami pojawia się ta charakterystyczna nutka samoopalacza, ale nie jest mocna, nie drażni mnie i bywają dni, że delikatnie tylko zahacza mój zmysł powonienia, a bywają i takie, że go nie czuję. Dlatego też nie jest to kosmetyk uciążliwy pod tym względem.
Nie jest też uciążliwy w aplikacji bo tu nie muszę się starać, używać jakiś gadżetów, rękawic. Oczywiście, że skupiam się na rozłożeniu preparatu bardziej niż zwykłego balsamu, ale nie jest to skomplikowane, a efekt jest bez zarzutu, Moje niewprawne ręce w tym temacie jeszcze ani razu nie sprawiły bym sobie zafundowała jakieś plamy czy zacieki. Kosmetyk jest równomiernie rozsmarowany za każdym razem, gdy go nakładam.
A aplikuję go co trzy dni. Chcę uzyskać delikatną opaleniznę więc to mi wystarcza by taki subtelny efekt otrzymać. Czasem robię dłuższe przerwy (wtedy zużywam inny produkt bo zużyć trzeba). Nie chcę też stosować balsamu codziennie bo i tak pojawia się u mnie swędzenie po zastosowaniu kosmetyku, ale nie jest to reakcja tak dotkliwa bym rozdrapywała się do krwi, nawet nie mam potrzeby drapania. Obawiam się jednak czy nie zaostrzyłoby się to przy częstszej aplikacji, wolę się nie przekonywać.
Jestem zadowolona z efektu jaki kosmetyk daje i na skórze ciała i twarzy. Opalenizna jest naturalna złocisto - brązowa bez pomarańczowego wykończenia. Wyglądam jakbym się opalała. Efekt nie jest przesadzony, a subtelny.
Wspomnę o tym, że moja skóra jest przesuszona, na twarzy odwodniona, więc właściwości pielęgnacyjnych nie odczuwam. Po nałożeniu bronzera odczekuję pół godziny by mieć pewność, że całkowicie się wchłonął i nakładam swoją standardowa pielęgnację. Balsam Mokosh w żadnym momencie nie stanowi problemu, nie powoduje jakiś nieprzyjemności na skórze czy to w postaci potęgowania przesuszenia/odwodnienia, czy jakiś podrażnień, zapychania itd.
Cieszę się, że dzięki Wizaz.pl trafiłam na fajny preparat, który nieco odczarował mi te koszmary z dawnych lat i zachęcił do przyciemniania sobie skóry w letnim czasie. Już mnie to tak nie przeraża i nie zniechęca.
Zalety:
- nie plami
- nie tworzy smug
- łatwo się aplikuje
- pozostawia naturalną złocisto - brązową delikatną opaleniznę
- efekt można stopniować
- świetnie spisuje się i na ciele i na twarzy
- wygodne, szklane opakowanie
- formuła masła, ale szybko i bez problemu się wchłania
- NEUTRALNE CECHY
- bywają dni kiedy czuje delikatny charakterystyczny zapach, ale słabo
- moja skóra reaguje delikatnym swędzeniem, ale nie mam potrzeby drapania, jak po innych tego typu preparat, po których drapałam się do krwi (moja skóra chyba reaguje alergicznie na któryś ze składników, który odpowiada za efekt opalenizny)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie