Świetny do mieszania z podkładem, a solo wszechstronny: od tafli po zmrożony metal
Rozświetlacz otrzymałam w paczce recenzentki miesiąca i jest to mój ,,najulubieńszy ulubieniec" z całej jej zawartości (a ta była całkiem pokaźna). Kolor niby dobrany losowo, ale trafiony w punkt (odcień Pink Gold). Cóż mogę o nim napisać? Całkiem sporo, zważywszy na to, że otrzymane wykończenie zależy od sposobu aplikacji i że rozświetlacz jest naprawdę uniwersalny. To przejdźmy do rzeczy ;)
Działanie: Zastygajacy, gęsty, płynny rozświetlacz o dużej zawartości drobinek. Całe szczęście, ,,dużo drobinek" nie oznacza w tym wypadku ,,dużo koloru", więc rozświetlacz można nakładać naprawdę ciężką ręką i nie będzie ostrych granic i plam. Drobinki są bardzo drobniuteńkie (tak, mam świadomość, że to hasło brzmi jak masło maślane, ale jednocześnie wszystkie wiemy, czym jest brokat i ,,iskierki"- tu ich nie ma ;), są też równej wielkości. Takie drobinki dają piękne metaliczne wykończenie. A tutaj jest jeszcze lepiej, bo możemy mieć i lustrzaną taflę i subtelny 'frosted metal', zależnie od tego, jak i czym rozprowadzimy rozświetlacz. Nałożony mokrą gąbeczką, a nawet mokrym palcem, wklepany lub wtarty, tworzy idealną, gładziuteńką i mocno odbijającą światło taflę. Jest idealny na wieczór albo do mocnego podkreślenia szczytów kości policzkowych. Ładnie rozświetla także wewnętrzny kącik oka, środek powieki i łuk kupidyna. Ale co się dzieje, kiedy nanieść go na skórę po prostu suchymi palcami? Zamienia się w coś pomiędzy matem, a blaskiem. Coś bardzo subtelnego. Niby cera jest rozpromieniona i posągowa, ale nie do końca pokazuje swoją strukturę i nie wygląda na wypolerowaną albo tłustą. To jest właśnie to, co nazywam w tytule ,,zmrożonym metalem" i jest według mnie jeszcze ciekawszą opcją niż tafla. Przykładowo, nie decydowałam się nigdy na rozświetlanie nosa ani obszaru nad brwiami, bo mam mieszaną cerę i lekko rozszerzone pory w tych strefach. Nigdy nie znalazłam produktu, który pozwoliłby wyrzeźbić twarz w estetyczny sposób. Tymczasem SinSkin, nakładany na sucho, palcami, niedbale, gubi część drobinek po drodze, nabiera ciekawej faktury i nie podkreśla struktury skóry. Ze względu na tą delikatność SinSkin nakładany bezpośrednio, suchą dłonią, fantastycznie wygląda na zdjęciach i doskonale sprawdza się na ciele (nawet na większych partiach). Po prostu, widząc go, myślicie: perfekcyjna skóra, a nie: ciekawy rozświetlacz.
I tu przejdę do mojego ulubionego zastosowania. Ten produkt, ze względu na hiperdrobne i rozproszone drobinki, jest wprost stworzony do mieszania z podkładem. Trwałe, kryjące, matowe podkłady w stylu Vichy Dermablend albo Re(marc)able Full Cover Marca Jacobsa, bardzo zyskują z jego dodatkiem na wyglądzie. Dalej dobrze kryją, dalej wydają się matowe, ale mała kropla SinSkin ściąga z nich ciężar, nie robią wrażenia tapety, wdzięczniej wyglądają w naturalnym świetle. Przy lżejszym podkładzie o mniejszym kryciu widać już rozświetlenie, ale skoro nawet ja ze swoją mieszaną cerą uważam, że bliżej mu do świeżości niż blasku, możecie domyślać się, o jak subtelnym efekcie mowa.
Po prostu przecudny jest i basta!
Do ślicznego wykończenia dołączamy genialną trwałość, rozświetlacz solo i z podkładem trzyma się na twarzy cały dzień.
Cóż mogłoby przemawiać na niekorzyść TAKIEGO produktu? Jest jedna rzecz. Będę szczera, mówiąc, że codzienne stosowanie na twarz podsusza suche partie cery i lekko je uwrażliwia. I mam tak po niemal każdym mocno napigmentowanym podkladzie, mam tak przy każdym mocnym rozświetlaczu, mineralnych brązerach etc. Po prostu muszę robić przerwy, bo czuję ściągnięcie i świąd. Tu jest identycznie.
Kwestie techniczne: Rozświetlacz zapakowano w buteleczkę z matowego szkła z minimalowym, solidnym, mocnym nadrukiem i zaopatrzono w szklaną pipetkę. Jestem w stanie znieść każde opakowanie, jeśli zawartość mi odpowiada, ale nie będę też kryć, że należę do osób, które uważają szkło (no dobra, może być też metal i drewno ;) za jedyny słuszny materiał do opakowanie produktów przedstawianych jako ,,lepsze" niż konkurencja. W tym wypadku czuję się dopieszczona, jest nawet lepiej niż sugerowałaby cena, a zawartość i otoczka wizualna tworzą harmonijną całość na piątkę z plusem. Dodajmy, że pipetka jest nie tylko ładnym gadżetem, ale też spełnia swoją funkcję dozując bez trudu i kropelkę na twarz i większą porcję na ciało.
Podsumowując: Nazwa Must.Have bardzo mu pasuje. Gdybym miała do wydania 100zł na rozświetlacz i podkład łącznie, bez namysłu wzięłabym tani matowy podkład i to cudeńko ;)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie