Jestem na etapie zużywania kosmetyków, które nabywałam w zamierzchłych czasach mniejszej świadomości kosmetycznej. Ta pasta należy do grupy takich produktów. Jak wspomogła moją pielęgnację ? Nijak. Bardzo chętnie pozbędę się już jej resztek.
Pasty ogólnie to takie formuły do oczyszczania, które bardzo lubię i których używanie przynosi mojej tłustej cerze wiele korzyści. Sięgam po nie ilekroć moja cera potrzebuje głębszego oczyszczenia, ale jeszcze za wcześnie na użycie głębiej działającego peelingu. Mam już kilku ulubieńców w tej dziedzinie. Niestety pasta z Lirene się do nich nie zalicza.
W ogóle nie określiłabym jej jako pasty. Bardziej już jako nieprzezroczysty gęsty żel. Naprawdę w mojej opinii produkt pastą nie jest, no może po prostu pastą bez drobinek? Faktem jest, że nie warto się po niej spodziewać efektu ścierania, a po prostu myjącego (i to niesatysfakcjonującego, ale o tym za chwilę). To szara, gęsta maź o niewyraźnym zapachu pomarańczowo-miętowym. Ja wyczuwam głównie wonie `glinkowe`, ziemiste. Nie uznaję tego zapachu za przyjemny,
Jak się jej używa? Śmiało można jej używać codziennie. To po prostu produkt myjący. Dość trudno się rozprowadza na wilgotnej cerze, ale jeśli się to już uda, można za jej pomocą dokonać krótkiego oczyszczającego masażu. W jej spłukanie trzeba włożyć nieco energii, bo przylega do skóry, jest jakby `śliska` i nie jest to mimo wszystko kwestia łatwa. Oczywiście użycie unieprzyjemnia zapach <moja subiektywna opinia, nie lubię i już>.
No i co robi? Cóż, po produkcie zawierającym glinkę spodziewamy się (głębokiego) oczyszczenia, prawda? No cóż, tu takowego nie uświadczymy. Pasta nie daje żadnego efektu ścierającego, myje równie źle, Przynajmniej ja odnosiłam takie wrażenie każdorazowo. Miałam wrażenie niedomytej cery, z pozostałościami czegoś na skórze, jakiejś jakby warstwy. Czy to normalne, że po umyciu twarzy chce się ją umyć kolejny raz? Raczej nie, a ta pasta daje dokładnie taki efekt. Nie zaobserwowałam żadnego jej wpływu pielęgnacyjnego na skórę.
Jej skład trochę przyprawia mnie o dreszcze. Co prawda bazuje na białej glince i delikatniejszych detergentach, ale obfituje w składniki kontrowersyjne (Trieatanoloamina, mikroplastik, glikol propylenowy, alkohol denaturowany, parabeny, drażniące konserwanty)- skład raczej nie na dzisiejsze czasy, a szalone lata 90`te :D Pod koniec dopiero pojawiają się ekstrakty: z bambusa, mięty, lilii, pomarańczy. Ale w czym są one w stanie pomóc w takiej ilości?
Oczywiście nie wrócę, nie ma po co. Żałuję, że kupiłam...
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie