Selfie Project #SoCool, Maska wygładzająca na tkaninie 

Na opakowaniu fajny emotikon, który miał być na płachcie, jednak po otwarciu płachta wcale go nie przypomina ;p Bardziej bym powiedziała, że wyglądam jak klaun z horroru. Płachta jest duża, przez co trochę nachodziła mi na włosy, ale za to bardzo dobrze przywiera do twarzy i dostosowuje się do jej kształtu. Jest dobrze nasączona i nic nam nie ścieka. Podczas noszenia maseczki cała esencja "weszła" w skórę i płachtę ściągałam prawie że suchą. Podczas noszenia jej mamy uczucie chłodzenia, więc maska idealnie sprawdziłaby się na lato. Po użyciu buzia jest gładka w dotyku i wygląda promiennie. Lekkie nawilżenie utrzymuje się przez cały dzień :)

Kupiłam maskę na promocji za pół ceny w Rossmannie. Moją uwagę przyciągnęło ciekawe opakowanie i uznałam, że 5 zł za maseczkę w płachcie jest całkiem niezłą opcją. W dodatku nigdy nie miałam żadnego kosmetyku z tej marki, więc chciałam ją przetestować. Nie spodziewałam się wiele, ponieważ Selfie Project kojarzy mi się z marką skierowaną do nastolatków, którą już nie jestem. Okazało się jednak, że ich produkty mogą dobrze zadziałać nie tylko na nastoletnie cery. Po wyjęciu kolorowego zawiniątka z saszetki, rozłożyłam płachtę na twarzy. Odpowiednie otwory na oczy i usta, trochę zachodziła na linię włosów w okolicach skroni, ale ogólnie całkiem w porządku. Całkiem dobrze dopasowana w okolicach brody, co w moim przypadku jest rzadkością. Za to za mało materiału na nosie, u mnie brakowało wręcz połowy, ale to może mój jest taki duży :D Co zaś do nadruku to nie przypominał on tego z opakowania. Ni to tygrys, ni to klaun... Miało być emoji, ale na twarzy nie prezentowało się to zbyt ciekawie. Do selfie się nie nada :D Ilość esencji w opakowaniu wystarczyła mi na posmarowanie szyi i dekoltu podczas aplikacji maseczki na twarzy oraz na jeszcze jedno posmarowanie następnego dnia. Serum nałożone na szyję było przez kilka chwil klejące, ale potem to uczucie całkowicie minęło. Esencja jest bardzo wodnista. Już po 10 minutach zaczęła wysychać, co mnie zaskoczyło, ponieważ zazwyczaj maski w płachcie dłużej u mnie wytrzymują. Cała esencja wchłonęła się, po zdjęciu materiału nie zostały nawet resztki do wklepania w skórę. Podczas trzymania maseczki, dawała lekkie uczucie chłodzenia, które niestety zniknęło minutę po zdjęciu materiału. Pod koniec aplikacji skóra nad ustami zaczęła lekko piec, mimo że nie miałam w tym miejscu żadnych podrażnień czy uszkodzeń skóry. Jednak po zdjęciu płachty nie było na niej żadnego śladu. W zapachu dało się wyczuć nutę migdała, ale takiego maksymalnie chemicznego. Trochę go czuć podczas aplikacji, ale nie przeszkadzał mi. Maseczka dała uczucie ulgi i ukojenia. Całkiem dobrze złagodziła zaczerwienienia - te mniejsze w całości, te większe wyraźnie zmniejszyły się. Do tego ujednoliciła koloryt. Obietnice producenta nie były bez pokrycia, ponieważ cera była bardzo, bardzo gładka i miękka. Porządnie nawilżona, ale bez efektu wow, u mnie nie obyło się bez kremu. Maska nie zostawiła tłustej czy klejącej się warstwy. Nie podrażniła i nie uczuliła. Robiłam ją wieczorem, następnego dnia skóra była nadal miękka i lekko nawilżona. W przypadku mojej mieszanej cery ograniczyła nadmierną produkcję sebum w strefie T. Natomiast nie zaobserwowałam żadnego wpływu na niedoskonałości... Możliwe, że jeszcze kiedyś ją kupię na promocji, bo w cenie regularnej... Teoretycznie 10 zł za maskę w płachcie to raczej standardowa cena, jednak mimo że pozytywnie mnie zaskoczyła, to nie zachwyciła mnie wybitnie.

Selfie Project miałam do czynienia kilka razy, niestety żaden ich produkt mnie nie zadowolił. Maseczkę otrzymałam w jednym z boxów od BeGlossy i nie mogłam zebrać się z jej zastosowaniem , ale jak już jej użyłam to stwierdziłam ze to ciekawy produkt choć do końca nie idealny, ale i tak najlepszy jaki używałam z tej firmy. Opakowanie to biała saszetka o pojemności 15ml, z wesołą grafiką w postaci uśmiechniętej buźki w okularach .Znalazły się tutaj również informacje dotyczące składu i działania maseczki. Z boków znajdują się małe nacięcia dzięki którym można otworzyć saszetkę w której znajduje się płachta. Płachta jest wykonana z bawełny, mimo ze jest cienka to nie rwie się ani nie rozciąga. Super wygląda ponieważ posiada kolorowy nadruk emoji. Uśmiechnięta kolorowa buźka od razu poprawiała mi humor jak tylko spojrzałam w lustro. Otwory na oczy, usta i nos są w odpowiednim miejscu i mają odpowiedni rozmiar. Płachta jest bardzo delikatnie nasączona i w zasadzie w opakowaniu po jej wyciągnięciu nie pozostało mi nic serum, które ma bardzo delikatny i przyjemny , kwiatowy i słodki zapach. Skład taki sobie, z proteinami owsa, kwasem migdałowym, witaminą E, po za tym sporo konserwantów, dlatego też nie spodziewałam się cudów . Płachta dobrze przylega do twarzy, ale przez słabe nasączenie szybko wysycha i po 10 minutach zaczęła się odklejać, wiec ją usunęłam po tym czasie. Podczas całego czasu trzymania czułam delikatnie chłodzenie i mrowienie, które było całkiem przyjemne. Po usunięciu maseczki na buzi pozostała delikatnie klejącą warstwa , która szybko się wchłonęła i nie wymagała zmycia. Działanie milo mnie zaskoczyło ,skóra po użyciu była ładnie rozświetlona i wygładzona, przyjemnie miękka w dotyku. Twarz wyglądała ładnie na zdrową, odświeżoną i wypoczętą. Również nawilżenie było odpowiednie.Skóra miała ładne napięcie, ale ten efekt szybko zniknął. Po zastosowaniu maseczki wykonałam makijaż i muszę stwierdzić ze wyglądał perfekcyjnie, podkład świetnie i równomiernie się rozprowadzał i w idealnym stanie wytrzymywał cały dzień. Ogólnie to spodobał mi się stan skory i efekt jaki maseczka pozostawiła na mojej buzi, może jeszcze skorzystam z niej w przyszłości i z chęcią wypróbuje inne wersje.

Dziś sięgnęłam po tę maseczkę. Jest ona na naturalnej bawełnianej tkaninie. Doskonale koi skórę twarzy. Nie podrażniła mnie ani nie uczuliła. Cera po jej użyciu jest miękka, gładka i zdecydowanie lepiej wygląda. Produkt nie jest testowany na zwierzętach, co dla mnie jest bardzo ważne.

Selfie project nie kojarzy mi się z najlepszymi produktami. Kupiłam wcześniej kilka maseczek i wszystkie sprawdziły się niestety nie najlepiej albo wręcz tragicznie. Te akurat znalazłam na przecenie w Rossmannie i muszę przyznać, że początkowo w ogóle nie zwróciłam uwagi na markę- wzięłam, bo mi się spodobała i kosztowała ledwo 5 złotych. Dostępność nie jest najlepsza- widuję ją tylko w Rossmannie. Kosztuje mniej więcej tyle, ile większość maseczek w płachcie. Te 10 złotych to taka normalna. Opakowanie dosyć ładne, zabawne. Z pewnością zwraca na siebie uwagę. Pewnie ja też kupiłam ją też trochę oczami. Ma łatwe otwarcie, które nie wymaga nożyczek. Płachta ma dobry rozmiar i odpowiednie wycięcia na usta i oczy. Trochę musiałam ją podwijać przy brodzie, ale to u mnie normalne- mam dosyć małą twarz i nie pasuje do żadnej maski. Tu nie jest najgorzej. Dobrze przylega do twarzy, nie przesuwa się. Płachta dobrze nasączona, ale nie ścieka z niej. Skóra po zdjęciu maseczki faktycznie jest znacznie wygładzona, taka przyjemna w dotyku. Dobrze wpływa na przesuszone miejsca na mojej skórze, bo są wyraźnie zmiękczone. Przyjemnie nawilża, ale nie wzmaga produkcji sebum. Skóra wygląda zdrowiej i zwyczajnie ładniej. Czy koi? Mam wrażenie, że moje zaczerwienienia są odrobinę bledsze, ale nie jest to z pewnością efekt wow. Czy wpływa na niedoskonałości? No według mnie zupełnie nic z nimi nie robi. Mimo że nie wpływa na niedoskonałości, według mnie to i tak najlepsza maseczka od Selfie Project. Jestem nią aż trochę zaskoczona, bo naprawdę sprawiła się nieźle. Jeśli znajdę ją w promocji, pewnie kupię. Z chęcią także sięgnę po inne wersje tej maski.

No przyznam, że maska pozytywnie mnie zaskoczyła. Choć za maskami w płachcie średnio przepadam, ta zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Dobrze dopasowana do twarzy, produkt pod maską bardzo dobrze się wchłania. Twarz wygląda naprawdę zdrowo i promienie. Dzięki kwasom w składzie działa złuszczające i przeciwbakteryjnie z czym również się zgodzę. Skóra po aplikacji jest miękka i gładka w dotyku. Nooo będę do niej powracać ;)

Przyznam szczerze, że marka Selfie Project kojarzy mi się z bublami i kosmetykami dla początkujących z makijażem nastolatek. Maskę dostałam w subskrybownym pudełku BeGlossy i postanowiłam zrobić jej test. Produkt oczywiście dedykowany jest nastolatką, ja już nią nie jestem, ale czuję się duchem :D. Według producenta maska ma wykazywać właściwości wygładzające. Ma to robić błyskawicznie, zawierać botaniczne składniki, nawilżać, odzyskiwać naturalny i promienny wygląd. Producent obiecuje również w składzie obecność kwasu migdałowego, który działa bakteryjnie oraz złuszczająco, łagodzi stany zapalne i koi zmiany trądzikowe. W składzie możemy spodziewać się również protein owsianych, które działają na skórę nawilżająco i łagodząco. Jakie miejsce zajmują w składzie? Wysokie, jednak trzeba mieć na uwadze, że na drugiem miejscu w składzie, czyli w wysokim stężeniu występuje glikol butylenowy, które może podrażniać skóry suche i atopowe, zatem nie jest to produkt dla każdego typu skóry. Jak działa na skórze dorosłej kobiety o typie skóry mieszana ze skłonnością do tłustej strefy T ? (Oczywiście przed zastosowaniem maski wykonałam peeling twarzy i tonizowałam skórę). Działanie maski określiłabym na dobre z plusem. To co głównie zauważyłam na mojej skórze po zdjęciu maski to fakt, że podrażnione miejsca, aktywne wypryski były ukojone, złagodzone. Skóra była nawilżona i odżywiona. Uważam, że to bardzo dobry efekt jak na maskę w takiej cenie. Efekt utrzymał się około 2 dni, nie jest źle :) Płachta jest bardzo dobrze wykrojona, co ciekawe, nie jest przeźroczysta, a ma postać emoji z opakowania, czyli buźki z językiem, ciekawa i zabawna maska. Plusik dla producenta za kreatywność. Z technicznej strony do płachty nie mam nic do zarzucenia, otwory na oczy wycięte idealnie, płachta przyległa do skóry bez problemów, nie odstawała, serum nie kapało z maski. Mogłam na spokojnie robić coś w międzyczasie trzymania maski na twarzy. Oczywiście w opakowaniu maski, jak zawsze pozostało się serum, w którym płachta była nasączona, jednak nie było go zbyt wiele. Wklepałam to co było w skórę na noc przed zastosowaniem kremu. Niestety producent chyba oszczędzał na serum, zazwyczaj to co zostaje w opakowaniu zostaje mi na kilka dni tutaj było inaczej :( Cena to kilka złotych, maskę można dostać stacjonarnie oraz online w Rossmannie. Reasumując komu polecam tą maskę? Zdecydowanie osobom młodym z skórą TRĄDZIKOWĄ oraz TłUSTĄ. Jeżeli masz skórę suchą lub atopową musisz uważać na ten produkt bo może Ciebie podrażnić.

Bardzo lubię maski w płachcie i często po nie sięgam. Zarówno po znane marki, jak i mniej. Postanowiłam wypróbować maskę Selfie Project, gdyż skusiło mnie fajne opakowanie i przyzwoita cena. Po otwarciu opakowanie nie spodziewałam się, że płachta będzie kolorowa i przypominająca emoji z opakowania. Maska jest dobrze nasączona i bardzo mokra, przez co łatwo przylega do skóry i nie odkleją się. Mam niestety zastrzeżenia do kształtu płachty. Wycięcia na oczy są fatalne, materiał wpija się w dół oka i bardzo przeszkadza podczas noszenia. Poza tym dobrze pasuje na buzię. Moje odczucia podczas relaksu z tą maseczką są raczej pozytywne, oprócz tego, że bolała mnie dolna powieka oka od płachty. Maska fajnie chłodziła i czuć jak esencja wpija w skórę. Po ok. 10 min maska robi się sucha i można ją zdjąć. Buzia jest dobrze nawilżona, gładka, nie jest podrażniona, a zaczerwienienia są wyciszone. Myślę, że wypróbuję inne wersje tej maski.