Bielenda Botanical Lip Care, Botaniczny balsam do ust z pitają `Pink Pitay` 

Bardzo dawno temu kupiłam wersję kokosową, nie oceniłam jej jakoś wysoko, więc sama nie wiem dlaczego uznałam, że chcę kolejny raz zainwestować w kolejny balsam do ust z Bielendy, której w sumie jakoś nie idzie chyba z tymi produktami do ust… Produkt dosyć łatwo dostępny w przystępnej cenie. Opakowanie z uroczą szatą graficzną zwraca uwagę, ale niestety nie jest zbyt wytrzymałe. Po miesiącu użytkowania tubka pękła. Gdzieś w połowie opakowania zaczyna się pojawiać problem z wydobyciem produktu z tubki. Ciężko też wydobyć odpowiednią ilość balsamu. Coś się tutaj nie udało. Konsystencja tłustawa, ciężka, oleista. Zapach śliczny, chociaż nie utrzymuje się na długo. Trochę barwi usta na różowo, mnie to nie przeszkadza, ale jednak wolę bezbarwne produkty. Na plus niezły smak, trochę jak jakaś słodka guma do żucia. Mam wrażenie, że nawilża tak długo, jak długo znajduje się na ustach, a niestety nie trzyma się na nich za długo. Oprócz tego kiedy przejadę wargą po wardze, wyczuwam niemal każdą obecną tam suchą skórkę i czuję, jakby wszyscy inni też to zauważali. Ze względu na to, że szybko schodzi z ust, trzeba je stale smarowa, co też nie wpływa pozytywnie na wydajność. Raczej przeciętniak. Myślę, że kolejny raz nie nabiorę się już na produkty do ust z Bielendy, bo to mój chyba 3-4 balsam, zdążyłam też kupić peeling i też wypada przeciętnie.

Balsam znajduje się w plastikowej tubce z dziubkiem, który ułatwia aplikację balsamu. Balsam ma różowy odcień, który bardzo ładnie wygląda na ustach. Dodatkowo nadaje im blask jak błyszczyk. Balsam ma też ładny słodki, owocowy zapach. Oprócz ładnego koloru balsam również nawilża usta i je odżywia. Niestety bardzo krótko trzyma się na ustach i trzeba go dość często aplikować a ze względu na to, że daje kolor najlepiej robić to przed lustrem, ponieważ w innym wypadku można mieć balsam nałożony wokół ust ci wygląda bardzo nieestetycznie. Ja jednak preferuje balsamy bez koloru, które można nałożyć w każdej chwili .

Balsam o różowym kolorze i super zapachu. Opakowanie ładne zielono różowe. Balsamik lekko barwił usta w kolorze różowym. Nawilżał, ale nie był to super efekt. Opakowanie trochę nie wygodne. Ja nie lubię tego typu wyciskaczy. Wystarczył na długo. Nie zdążyłam wykorzystać przed końcem daty ważności.

Balsam dobrze nawilża usta i posiada niesamowicie piękny zapach. Po nałożeniu na usta pielęgnuje i daje słodki posmak. Balsam pozostawia na ustach różowy błyszczyk. Opakowanie jest poręczne i wydajne.

Bardzo fajny balsam! Działa na przesuszone usta i nie podrażnia ich. Nie jest to może jakiś demon nawilżenia, ale do umiarkowanie suchych ust nadaje się jak złoto. Nadaje ustom lekko różowy kolor. Dodatkowo ma słodkawy smak i zapach. Używa się go z przyjemnością. Jest bardzo wydajny, bo wystarczy dosłownie odrobina na pokrycie całych ust. Ma dość gęstą i treściwą konsystencję, dzięki temu otula usta przyjemną warstwą odżywienia.

Balsam do ust kupiłam na promocji w Drogerii Natura Opakowanie to mała tubka o pojemności 10 g, zapłaciłam około 8 zł regularna cena około 10 zł Balsam ma śliczny apetyczny owocowy zapach, dobrze nawilża usta,koi podrażnienia, odżywia, regeneruje i zapobiega pierzchnięciu ust. Balsam ma różowy kolor lekko barwi usta. Plus za skład 96% składników pochodzenia naturalnego. Podsumowując fajny balsam do ust choć mam mieszane uczucia, efekt dość krótkotrwałym jak na balsam wolała bym wersje bezbarwną, czy kupię ponownie nie wiem, ale chętnie sięgnę po inne balsamy do ust z Bielendy.

Bardzo lubię w zasadzie wszystkie balsamy do ust z Bielendy, dlatego że ta forma sama w sobie wygrywa u mnie z pomadkami w sztyfcie. Ten balsam dodatkowo ma ładne, rzucające się w oczy opakowanie co w moim przypadku jest bardzo ważne, gdyż szybko się nudzę takimi kosmetykami, więc wizualnie muszą mnie zachęcać, co w tym przypadku zostało spełnione. Jasnozielona nakrętka z kolorową grafiką pozwala mi łatwo znaleźć balsam w najgłębszej kieszeni. Minus za to, że przy aplikacji produktu wydostaje się go zbyt dużo i nie wiadomo co z nim zrobić poza wytarciem w chusteczkę. Jeśli chodzi o działanie to bardzo fajnie nawilża i ma coś, co lubię, czyli słodki smak i zapach, trochę jak mamba w płynie. Dobrze nawilża i łatwo się wchłania, fajna sprawa kiedy trzeba nawilżyć usta pomalowane szminką, albo popękane (moje nie znoszą wtedy szorowania po nich sztyftami). Efekt miękkich ust jakiego na dłuższą metę nie daje prawie żaden sztyft jest natychmiastowy i dość długo się utrzymuje, nie oblepia warg co dla mnie jest zaletą, ale dla innych może być wadą. W wietrzne, czy mroźne dni najpierw aplikuję ten balsam, a potem "powlekam" skórę ust sztyftem i takie połączenie jest najbardziej kompleksowe kiedy potrzeba dodatkowej ochrony. Kolor jest lekko różowy, dość przejrzysty, po aplikacji na ustach najbardziej widoczny jest połysk.

Bardzo lubię markę Bielenda i cieszę się, że coraz więcej firm stawia na naturalne składniki. Mamy tu aż 96% składników pochodzenia naturalnego! Kolorowe opakowanie cieszy oko, jest to lekka plastikowa poręczna tubka. Ja jedyny problem mam taki, że nie wiemy ile kosmetyku zostało w środku. Kolor balsamu jest jasnoróżowy. Lekko nadaje kolor ale nie a tyle, żeby miało to znaczenie przy wyborze. Usta po użyciu są miękkie mocno nawilżone i wygląda na większe, jakby były maksymalnie "napite". I dla tego efektu na pewno kupię go jeszcze nie raz. Nie utrzymuje się na ustach długo, ale ja nie mam problemu z suchością, czy pierzchnięciem warg. Dla mnie jest to więc idealny kosmetyk, aby nadać moim ustom lekki kolor i maksymalne nawilżenie np. do zdjęcia, czy w ciągu dnia, gdy nie mam pomalowanych ust. Pięknie owocowo pachnie i ma słodki smak. Ja jestem na tak.

Może i w smaku oraz zapachu jest to bardzo sztuczna wersja smoczego owocu, ale mnie zdecydowanie pasuje. I cieszę się z tego, bo inaczej okazałoby się, że produkt nie ma zalet (no, może jeszcze poza standardowym, ale wygodnym opakowaniem – tubką). Choć producent obiecuje skuteczną pielęgnację, nawilżenie i likwidację uczucia suchości, po nawet częstej aplikacji większej ilości produktu efekt utrzymuje się dosłownie przez chwilę. Pozostawiana później warstwa jedynie sugeruje, że na usta coś było aplikowane, ale o żadnej pielęgnacji nie może tu być mowy – ba, mam wrażenie, że usta stały się bardziej podatne na pękanie. Bubelek.

Kupiłam z ciekawości i jestem pozytywnie zaskoczona. Balsam ma przyjemny zapach i smak - dla niektórych może być zbyt słodki lub sztuczny, ja się zakochałam :) Na ustach pozostaje lekka, nielepiąca warstwa. Utrzymuje się dosyć długo, choć krócej niż pomadki ochronne w sztyfcie. Nadaje delikatny połysk i podkreśla naturalny kolor (balsam jest różowy, ale na ustach tego nie widać). Przy dłuższym, regularnym stosowaniu usta stają się miękkie, nawilżone, gładkie. Nie pękają, nie łuszczą się mimo, że eksepryment rozpoczęłam zimową porą. Dla mnie wadą jest opakowanie - wolę klasyczne sztyfty. Na dodatek, gdy trzymam go w kieszeni, zdarza się, że spada zakrętka. Na szczęście konsystencja jest gęsta i nie wypływa dobrowolnie - co za tym idzie trudno wycisnąć resztki.

Razem z jego mangowym kolegą zakupiłam również wersję o smaku smoczego owocu. Jeśli mam być szczera to uważam że. były to pieniądze wydane na marne, bo niestety smak tego balsamu jest okropnie słodki i sztuczny. Oczywiście jest odrobinkę lepiej niż w przypadku wcześniej recenzowanego cukierkowego balsamu, jednakże w moim odczuciu jest to ta sama kategoria, do której się nigdy nie przekonam, choćbym nie wiem jak bardzo się starała. Kocham markę Bielenda, jest jedną z moich ulubionych marek, po którą sięgam nieustannie, jednak te ich balsamy to jakaś katastrofa smakowa! Jestem tak tymi balsamami zdegustowana, że boję się sięgać po ich kolejne balsamy... Póki o wiele bardziej przekonujące są balsamy do ust Eveline... Opakowanie i produkt: Klasyczne opakowanie w postaci tubki o pojemności 10g. Szata graficzna samej tubki bardzo zachęcająca, przedstawiająca soczyste smocze owoce inaczej zwane pitają. Aplikator tradycyjnie skośny. Produkt w kolorze różowym, o gęstej konsystencji, wyciska się z tubki bez większego problemu. Smak tego balsamu jest minimalnie lepszy niż u jego cukierkowego kolegi, ale i tak okropnie słodki i chemiczny! Tak samo prezentuje się sytuacja z zapachem. Niestety ciężko jest się zmusić do jego używania. Smak jest strasznie mdły. Nie idzie go używać. Aplikacja i działanie: Wszystko byłoby OK gdyby nadrobił efektami, no ale okazał się kolejnym, trzecim z kolei fiaskiem, jeśli chodzi o balsamy tej marki. Fakt. Natłuszcza usta i poprawia ich miękkość, ale efekt jest tak krótkotrwały, że ciężko jest to uznać za zaletę. Ta edycja jest o tyle lepsza, że balsam pomimo swojego różowego koloru, na ustach staje się transparentny. I nawet jeśli zbierze się w załamaniach ust, to tego nie widać. Na tym wszystkie zalety się kończą. Nie daje on żadnych efektów pielęgnacyjnych. Skórki jak były tak są, nie zmiękcza ich w ogóle, no chyba że nakładamy go na chwilę przed samym nałożeniem pomadki. W takiej sytuacji faktycznie usta są bardziej gładkie i pomadka wygląda na nich lepiej. Nie regeneruje ust i nie poprawia ich kondycji. Niestety ale ten produkt okazał się jednym wielkim rozczarowaniem. Właściwie pod względem efektów pielęgnacyjnych wypada tak samo słabo jak jego poprzednik z mango. Dostępność i cena: Dostępny stacjonarnie w drogeriach Rossmann w cenie 9,90zł oraz w kilku drogeriach internetowych w cenie od 6,80 do 10,90zł. Ale jeśli mam być szczera jest tak okropny, że nie wzięłabym go nawet za 5zł. Całkowicie odradzam jego zakup, bo najprawdopodobniej wyląduje w koszu, a za te pieniądze moglibyście mieć o wiele lepszy balsam od Eveline.

Skusiłam się na ten balsam do ust, gdyż chciałam przetestować produkt oznaczony jako odpowiedni dla wegan i wegetarian. Opakowanie kosmetyku ma bardzo ładną szatę graficzną. Warto wspomnieć, że produkt posiada w swoim składzie aż 96% składników pochodzenia naturalnego oraz 20% masła karite. Opis na opakowaniu zapewnia, iż kosmetyk nawilża, likwiduje spierzchnięte usta i suchość - niestety w moim przypadku nic z tych zapewnień się nie sprawdziło. Balsam działa na chwile, po czym usta stają się suche tak jak były przed jego użyciem. Konsystencja jest bardzo rozwodniona co uważam za minus. Jedynym plusem jest ładny zapach produktu oraz fakt, iż nie czuć chemicznego posmaku. Z przykrością muszę stwierdzić, iż nie polecam :(

Po balsam do ust sięgnęłam, ponieważ w okresie jesienno - zimowym mam duży problem z przesuszonym ustami, a że do Bielendy mam dużą słabość, długi się nie zastanawiałam. Zapach wydawał się obiecujący, cena wspaniale przystępna. I zapach rzeczywiście jest prześliczny. Cudownie owocowy i nie czuć w nim chemią. Jako że zjadam w tempie ekspres to co nałożę na ustach, doceniam że balsam nie smakuje źle. Sposób zamknięcia balsamu nie za bardzo mi odpowiada. Tubka nie należy do najwygodniejszych. Mi najbardziej odpowiada forma aplikacji palcem. Dużo bardziej odpowiadałby mi ten balsam w formie sztyftu. Działanie jest bylejakie. Balsam ani szczególnie nie nawilża, ani nie zmiękcza ust. W żaden sposób nie wpłynął pozytywnie na kondycję spierzchniętych ust. Jest raczej jak błyszczyk który bardzo szybko się zjada. Męczę balsam od miesiąca (używam kilka razy dziennie) i mam nadzieję że wreszcie się skończy. Nie kupię ponownie.

W kolorze i zapachu jak tandetna pomadka z odpustu. W nawilżeni ust działa podobnie, a ściślej mówiąc... nie działa. Nie daje żadnego efektu nawilżenia, konsystencja bardzo rozwodniona. Nie polecam. Szkoda 8 zł.

Bardzo fajne, ładne, kolorowe opakowanie przyciągające wzrok. Po pierwszych użyciach bardzo byłam zadowolona. Ale zauważyłam, że im dłużej jej używałam tym szybciej usta mi się przesuszały. i musiałam częściej na nowo smarować usta. Bardzo higieniczne opakowanie z tubką. Dosyć ciężko się substancję wydobywa z tubki. Delikatnie różowy kolorek substancji. Kolor ust nie zmienia mocno koloru po użyciu balsamu. Usta za raz po nałożeniu balsamu są gładkie i miłe w dotyku, ale na bardzo krótko. Działanie bardzo krótkie i wydaje mi się że minimum raz na godzinę trzeba byłoby malować usta. Znam oczywiście dużo gorsze balsamy do ust, które poza kiepskim działaniem również uczulają. Ten nie robi krzywdy, ale nie jest czymś wybitnym. Myślę, że sprawdzi się u osób które nie mają dużego problemu z przesuszonymi i spierzchniętymi ustami. Coś co mi bardzo odpowiada w tym balsamie to zapach. Jest cudowny. Owocowy, lekki, nie za słodki.

Balsam do ust jest raczej przeciętny, nie spowodował u mnie większych zachwytów, ale nie ma też zbyt wielu wad. Opakowanie balsamu jest wygodne do codziennego użytku, chociaż pod koniec trzeba trochę się namęczyć żeby wycisnąć produkt. Zapach jest przyjemny, lekko słodki, tak samo jak smak. Balsam lekko barwi usta, na delikatnie czerwonawy kolor. Jeśli chodzi o działanie, faktycznie wygładza usta i przynosi ulgę spierzchniętym ustom. Są dzięki niemu gładsze i bardziej miękkie. Trochę gorzej z nawilżeniem - mam wrażenie, że nawilża dość powierzchownie, bo łapałam się na tym, że aplikowałam go znacznie częściej niż moją ulubioną pomadkę do ust. Jest to dobry produkt, ale myślę, że mógłby być znacznie lepszy, żebym chciała go wrzucić do torebki na stałe.

Balsam do ust Pink Pitaya z marki Bielenda kupiłam z ciekawości jak tylko pojawił się na rynku. Nie ukrywam, że byłam ciekawa jego zapachu i okazał się dość cukierkowy. Kiedyś dostałam smoczy owoc w prezencie i pamiętam, że był bardzo smaczny. I trochę też dla tego smaku kupiłam ten balsam. Pielęgnuje on skutecznie usta sprawiając, że są bardziej miękkie. Usta po nałożeniu balsamu są nawilżone i delikatnie się błyszczą. Produkt zawiera 96% produktów pochodzenia naturalnego jak również masło karite. Moje usta zawsze wyglądają zdrowo po nałożeniu tego balsamu a ja przez ten zapach czuję się jakbym była na wakacjach. Naprawdę polecam :)

Balsam na lekką formułę, która dość szybko się wchłania - dla mnie to akurat zaleta. Zapach jest delikatny, bardzo owocowy i przyjemny, dodatkowo jest lekko słodki. Na moich ustach ten balsam się bardzo dobrze sprawdza; lekko nawilża i zmiękcza, ale nie pełni funkcji ochronnych. Sprawdzi się na ustach w kondycji dobrej/średniej, ale musi być dość regularnie aplikowany. Dla bardzo suchych i spierzchniętych może nie być wystarczający. Opakowanie w formie tubki z aplikatorem, jest bardzo poręczne i funkcjonalne. Nie wylewa się z opakowania, ponieważ ma gęstą konsystencję, ale jednocześnie bardzo łatwo rozprowadza się na ustach. Posiada delikatny różowy kolor, ale na moich ustach kolor nie jest zauważalny.