Najmniej udany produkt z całej linii. Nie jestem w stanie tolerować tego zapachu, który w dodatku utrzymuje się przez cały dzień…
Na fali mojej fascynacji kosmetykami naturalnymi postanowiłam skusić się w końcu na coś od marki Yope. Mój wybór padł na zestaw prezentowy (mydło, żel i balsam) od siebie dla siebie, który oczywiście nie doczekał pierwszej gwiazdki :) Mając go nie mogłam go nie zacząć używać od razu. O tej marce już od dawna słyszałam wiele dobrego i z wielka dozą nadziei przystąpiłam do testowania. Teraz, późną jesienią moja skóra jest niesamowicie przesuszona, więc balsamy są koniecznością.
W opakowaniu znajduje się 300 ml produktu. Jest z białego plastiku, czyli dość zwykłe. Za to etykieta jest przecudna i naprawdę robi robotę. Biel, niebieskości i złoto prezentują się bardzo elegancko i buteleczka zdobi łazienkę. Minimalizm w napisach, na froncie tylko niezbędne informacje, a szczegóły z tyłu, czyli tak, jak lubię. Pompka niesamowicie ułatwia korzystanie z produktu. Bardzo dobrze wykonana, nie zacina się i nie pluje balsamem na boki. Opakowanie bardzo stabilne, jednocześnie poręczne. Naprawdę, nie mam tutaj za bardzo do czego się przyczepić. Funkcjonalność jest, przyjemny wygląd jest – nic, tylko korzystać.
Balsam ma postać białą i świetnie wyważoną konsystencję. Nie jest rzadka, bo nie spływa z dłoni, ale też nie jest gęsta ani tępa i nie sprawia problemów podczas aplikacji, bardzo gładko się rozsmarowuje. Ładnie się wchłania, ale jest bardzo treściwy, no i pozostawia ochronny film, co akurat jesienią i zimą bardzo cenię. Trudno mi określić wydajność, wydaje mi się, że jest po prostu przeciętna, jak większość balsamów. Muszę jednak wspomnieć o największej wadzie tego produktu, obok której nie mogę przejść obojętnie – mianowicie zapach. Po raz pierwszy użyłam go rano, po prysznicu i na pierwsze chwile było wszystko w porządku. Później, w pracy zachodziłam w głowę, czy nie usiadłam wcześniej w autobusie w miejscu, w którym komuś puściły zwieracze. Przepraszam, że to napiszę, ale ciągnęła się za mną woń moczu. Dopiero na drugi dzień zorientowałam się, kto tu jest winowajcą. No niesamowicie nieprzyjemny i męczący zapach. Przypomina imbir i kardamon jedynie w pierwszych minutach. Później robi się mała tragedia. A do tego zapach jest tak niewiarygodnie trwały... dotąd nie używałam produktu, który byłoby czuć na skórze od rana do wieczora. Ten nie ma z tym najmniejszego problemu. Umówmy się, że w tym przypadku to akurat ogromna wada. Dostępność powoli coraz lepsza, a cena dość wysoka, więc każdy musi sobie zdecydować, czy może sobie na niego pozwolić.
Pomimo tego, że przez ten nieszczęsny zapach patrzę na produkt mało przychylnie, to muszę przyznać, że działanie ma dobre. Szukałam porządnego nawilżenia, ukojenia podrażnionej skóry i zdecydowanie ten produkt się spisał. Efekt nawilżenia utrzymuje się długo, właściwie mogę opuścić jeden prysznic i nic się złego nie dzieje, jak nie użyję balsamu. Pozostawia skórę cudownie miękką i gładką. Do tego mamy rewelacyjny, naturalny skład, który ostatnio w kosmetykach mocno cenię. No i jest to polska marka, zawsze bardzo przychylnie patrzę na nasze rodzime produkty. Zastanawiałam się dość długo, jaką dać mu ocenę. Skład jest dla mnie bardzo ważny, jednak co mi z niego, skoro męczy mnie używanie produktu? Ostatecznie wiec daję 3, z zastrzeżeniem, żeby przed zakupem sprawdzić zapach, bo jeśli wam przypasuje, to na pewno będziecie z niego zadowoleni. Ja jednak nie kupię ponownie, w dodatku będę mieć niemały problem ze zużyciem tej sztuki.
Zalety:
- naturalny skład
- dobrze nawilża
- odpowiednia konsystencja, która z łatwością rozprowadza się po ciele
- dość szybko się wchłania, ale
- pozostawia ochronny film na skórze
- funkcjonalne opakowanie i piękna etykieta
- polska marka
Wady:
- zapach jest dla mnie naprawdę nie do zniesienia. Na początku ujdzie, ale po kilkunastu minutach zmienia się w straszny odór
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie