Pomimo początkowej niechęci do masek w płachcie powoli się do nich przekonałam, a teraz nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez nich. Fajne jest to, że za każdym razem mogę sięgnąć po maskę, której aktualnie potrzebuje moja cera bez obstawiania się pootwieranymi tubkami i słoiczkami. Chociaż i takie posiadam, ale dzięki płachtom mogę sobie pozwolić na większe urozmaicenie.
Mam cerę tłustą, odporną, z rozszerzonymi porami oraz tendencją do powstawania stanów zapalnych przy niewłaściwym postępowaniu. Jednak ostatnio zauważyłam braki w nawilżeniu, jędrności, a cera stała się szara i smętna. Dodatkowo mam też 32 lata, więc pielęgnacja przeciwzmarszczkowa to już niejako konieczność.
Z marką Avif styczność mam pierwszy raz. Z tego typu maską również, bo mamy do czynienia z materiałem jakby gumowatym/silikonowym. Płachta jest grubsza, niż te materiałowe, ale bardzo elastyczna, dzięki czemu fajnie się rozkłada i dopasowuje do kształtu twarzy. Jest dosyć spora nawet na moją okrągłą i sporą twarz, a otwory wycięte w odpowiednich miejscach, chociaż te na oczy mogłyby być ciut większe. Maska jest biała i dodatkowo zabezpieczona plastikową nakładką, ułatwiającą rozkładanie.
Płachta zanurzona jest w sporej ilości mlecznego, rzadkiego serum, które aż kapie przy wyciąganiu. Płyn jest praktycznie bezzapachowy. A jest go naprawdę sporo, więc wystarczyło go do zaaplikowania na szyję i dekolt oraz ponowną aplikacje rano (również twarz, szyja i dekolt).
Podczas zabiegu czuć typowy chłodek. Maska dobrze leży, ale ja zaznaczam, że po całym dniu biegania wieczorny relaks z maską, to dla mnie łóżko i książka/tv. Nietypowy materiał daje możliwość przedłużenia czasu aplikacji bez strachu, że coś podeschnie. Serum ładnie się wchłania, jeśli damy mu kilka minut. Skóra po czasie przestała się lepić.
Po zdjęciu maski przede wszystkim zauważyłam, że cera się uspokoiła, ujednoliciła i nabrała zdrowego kolorytu. Stała się lepiej nawilżona, zregenerowana, a dzięki temu bardziej elastyczna. Efekt ten utrzymywał się kolejnego dnia, może za sprawą ponownej aplikacji serum, a makijaż wyglądał ładnie i świeżo.
Jednak mam wrażenie, że do zapewnień producenta o ujędrnieniu i redukcji zmarszczek (phi!) jeszcze trochę brakuje. Ja nie mam z nimi problemu, nawet tych mimicznych raczej brak, ale wydaje mi się, że maska nie ma aż takiej mocy i bardziej dojrzałe cery nie byłyby usytasy.
Skład, patrząc na substancje aktywne, wygląda zacnie. Mamy tu glicerynę, ekstrakt z wąkroty azjatyckiej, hydrolat z rumianku, ekstrakt z łodygi bambusa, ekstrakt z pestek pomarańczy olbrzymiej, ekstrakt z igieł sosny, ekstrakt z solirodu zielnego, adenozynę, ekstrakt z budleji, kwas hialuronowy, ekstrakt z tymianku, ekstrakt z arbuza, kolagen, ekstrakt z krwawnika pospolitego, ekstrakt z kwiatów arniki, ekstrakt z piołunu, ekstrakt z korzenia goryczki żółtej, ekstrakt z brzozy, ekstrakt z leszczyny zwyczajnej, ekstrakt z liści orzecha włoskiego, ekstrakt z oliwki. Uff, sporo. A przy tym nie znajdziemy w INCI silikonów, parafiny, niebezpiecznych konserwantów czy barwników.
Maska umieszczona została w sporej saszetce o aptecznej grafice. Opakowanie jest wstępnie nacięte i nie stwarza problemów przy otwieraniu. Z tyłu mamy krótki opis oraz instrukcję stosowania.
Z maskami tej marki spotkałam się wyłącznie w Biedronce i to nie w ofercie regularnej, więc dostępność raczej nie należy do najlepszych. Cena za to całkiem w porządku. Ale czy wrócę? Może spróbuję innych wersji, bo ta jest całkiem dobra, ale na kolana mnie nie rzuciła. Na rynku mamy sporo takich solidnych produktów.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie