Miałam już przyjemność używać odżywek z serii Beauty Land w wersji Nordic i Africa. Byłam nimi zachwycona, więc na tapet wzięłam kolejną – tym razem Jungle. I z tej także jestem bardzo zadowolona! Właśnie ją zużyłam, więc to dobry moment, by podzielić się opinią.
Moje włosy to wysokopory w typie wurly. Są suche i matowe, dość mocno się puszą, okropnie plączą i szybko przetłuszczają. Myję je metodą OMO. Największy problem mam z ich dociążeniem, niewiele odżywek/masek jest w stanie dać efekt, który mnie satysfakcjonuje.
Odżywka została zamknięta w tubce o pojemności 200 ml. Materiał opakowania pozyskano z trzciny cukrowej. Jest to produkt o dobrej wydajności, wystarczył mi na długi czas, mimo że używałam 1-2 razy w tygodniu. Zapach ma dość delikatny, niedrażniący, na włosach nie utrzymuje się. Konsystencja – podobnie jak w przypadku innych odżywek z tej serii – jest w porządku, tzn. niezbyt gęsta, ale też nielejąca. Odżywka nie stwarza problemów ani podczas nakładania na włosy, ani przy spłukiwaniu.
W składzie odżywki znajdują się m. in.: masło shea, olei pequi, wyciąg ze storczyka męskiego, wyciąg z jagód acai, masło murumuru. Traktowałam ją jako emolientową. Jest to kosmetyk 100% wegański.
Odżywkę stosowałam zarówno na pierwsze „O” w OMO, jak i drugie. Jest to pewien fenomen, bo zazwyczaj jest tak, że jeśli odżywka sprawdza się jako pierwsze „O”, to na drugie nie daje rady i odwrotnie. A tu w obu konfiguracjach efekty były świetne i to niezależnie od tego, jak długo trzymałam ją na włosach!
1. Jako pierwsze „O” – nie obciążała włosów, ułatwiała ich rozczesywanie, sprawiała, że stawały się miękkie, dzięki dobrej wydajności nie musiałam nakładać jej w dużej ilości.
2. Jako drugie „O” – dociążała włosy, przywracała im blask, zmniejszała puszenie, nie przyspieszała przetłuszczania, przy regularnym stosowaniu i utrzymywaniu równowagi PEH czuć, że włosy są odpowiednio nawilżone oraz odżywione.
Zdarzało mi się użyć jej również jako B/S – też sobie dobrze radziła, ale taką metodę stosowania polecam raczej włosom wysokoporowatym, ewentualnie średnioporom +. W przypadku niskoporowatych mogłaby obciążyć kosmyki.
Odżywka wróciła niedawno do Rossmanna, gdzie w cenie regularnej kosztuje 24,99 zł. Jest to w mojej ocenie kwota adekwatna do jakości i wydajności, ale można ją też upolować czasem taniej, za około 20 zł. Ja w ogóle miałam farta, bo dorwałam ją w Lidlu za jakieś 11 zł. Jeśli jeszcze kiedykolwiek pojawi się w tym sklepie, to nie ma bata, robię zapas! Warto w tym miejscu wspomnieć o jeszcze jednej kwestii, mianowicie 1% dochodu ze sprzedaży linii Beauty Land jest przekazywane fundacji wspierającej ochronę środowiska.
Podsumowując, Jungle to kolejna świetna odżywka od L’biotici. Jestem zadowolona z efektów jej stosowania. Poradziła sobie z moimi wymagającymi włosami, więc chyba żadne jej niestraszne :D. Myślę, że jeszcze nieraz ją kupię, choć będę mieć ciężki orzech do zgryzienia, bo Nordic i Africa też są świetne. Tak czy inaczej, przyznaję 5 gwiazdek i polecam.
Zalety:
- dociąża włosy, ale ich nie obciąża
- sprawia, że włosy są miękkie i błyszczące
- pomaga utrzymać właściwy poziom nawilżenia włosów
- odżywia włosy
- ułatwia rozczesywanie włosów
- pomaga w walce z puchem
- można ją stosować jako pierwsze i drugie „O” w OMO
- skład
- konsystencja
- zapach
- opakowanie
- kosmetyk wegański
- 1% dochodu ze sprzedaży przeznaczony na fundację wspierającą ochronę środowiska
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie