Serum to było jednym z czterech tej marki, które wygrałam w konkursie. Z retinolu chyba ucieszyłam się najbardziej, gdyż chciałam przetestować jakiś produkt z tym składnikiem od dłuższego czasu, ale się cykałam :D. Nawet już posiadając to serum, miałam problem, żeby zacząć je używać. Najpierw wylądowało u mojej mamy, ale ona go nawet nie otworzyła, więc wróciło do mnie z powrotem. Ostatecznie odważyłam się i jestem z siebie dumna :D.
Moja cera jest mieszana, wrażliwa, trądzikowa. Twarz przetłuszcza się na strefie T, a boki bywają na zmianę normalne i suche. Nie posiadam jeszcze zmarszczek typowo związanych ze starzeniem się skóry, a raczej z przesuszeniem. No ewentualnie znajdą się już blisko ust jakieś drobne linie, ale to jeszcze nic wielkiego. Tak więc tego ''prasującego'' zmarszczki działania retinolu nie oczekiwałam. Oczekiwałam za to wyrównania kolorytu i pomocy z pryszczami. Widziałam niejednokrotnie efekty przed i po stosowaniu produktów z retinolem i wiedziałam, że muszę tego spróbować. A tak się złożyło, że serum z tym składnikiem samo wpadło mi w ręce ;p. Zaczęłam je używać codziennie na noc dokładnie 26 stycznia 2023 roku, a skończyłam jakiś tydzień temu, więc minęło około 10 tygodni. Napisałam nawet maila do marki z pytaniem, jakie jest stężenie retinolu w tym produkcie i dostałam odpowiedź, że poniżej 0,3% według zaleceń SCCS. Nie ma na ten temat informacji na opakowaniu, stąd moja ciekawość. Takie stężenie jest idealne dla początkujących, żeby przyzwyczaić skórę. Jednak nawet takie bywa podrażniające. Tak było w moim przypadku. W pierwsze dni moja cera stała się super uwrażliwiona. Pod brwiami i w okolicach oczu zaczął łuszczyć mi się naskórek i był bolesny w dotyku, mimo że nie nakładałam tam serum z premedytacją. Migrowało ono w te miejsca, a że skóra jest tam delikatniejsza, to bardziej dotkliwie to odczuwała. Na reszcie twarzy nie doznałam żadnego widocznego podrażnienia od samego serum, ale o wiele łatwiej się czerwieniłam, np. od pocierania pędzlem podczas nakładania podkładu (normalnie aż tak nie mam). Wyszło również kilka niespodzianek. Jednak już po około dwóch tygodniach wszystko wróciło do normy. Na tym etapie zaczęłam odczuwać suchość, ale miałam już w użyciu odżywczy krem, więc byłam na to gotowa. Musiałam go po prostu nakładać na noc więcej. Wraz z tą suchością przyszły już pierwsze efekty, co mnie zdziwiło. Zauważyłam, że o wiele szybciej goją się wszelkie wypryski, a struktura skóry stopniowo się wygładza. Z każdym kolejnym tygodniem miałam coraz mniej pojawiających się niespodzianek (choć nigdy zero), cera stawała się coraz bardziej wygładzona, a jej koloryt coraz bardziej wyrównany. Nie miałam i nie mam przebarwień posłonecznych, mam za to od dawna problem z przebarwieniami typu PIE (post inflammatory erythema). To czerwone plamki po stanach zapalnych, które goją się w nieskończoność. Ale zauważyłam, że retinol nawet z nimi sobie dobrze poradził. Większość z nich zlała się z moją skórą na tyle, że nie rzucają się tak mocno w oczy. Naprawdę tak gładka na buzi jeszcze nigdy nie byłam, nawet po kwasach. Makijaż od czasu, kiedy serum zaczęło działać, jest tak nieskazitelny, że aż nienaturalny :D. A bez niego mogę cieszyć się zdrowo wyglądającą cerą, ze zdrowym blaskiem i kolorytem. Jeśli nie mieliście jeszcze do czynienia z retinolem, to koniecznie go wypróbujcie. Nie ma się czego bać. Wiadomo, że najlepiej kurację zacząć jesienią lub zimą, ale można również wiosną i latem. Jednak wówczas trzeba się pilnować i nakładać wysoki filtr ochronny. Ale filtry stosujemy cały rok - chyba każdy to już wie ;).
Konsystencja serum jest dosyć gęsta, jak zagęszczone mleczko, i ma żółty kolor. Nie potrzeba wiele, by pokryć całą twarz wraz z szyją, więc pochwalę też dobrą wydajność (10 tygodni to całkiem sporo). Wchłania się szybko, szczególnie kiedy skóra już jest sucha od jego działania. Pozostawia fajny blask i poczucie nawilżenia, choć to drugie jest złudne. Po nocy najczęściej budziłam się z lekko ściągniętą skórą, bo często krem nie dawał rady.
Zapach jest bliżej nieokreślony. Pachnie delikatnie czymś ładnym, może kwiatami, ale dość szybko wyparowuje. Nie to tutaj jest najważniejsze.
Opakowanie to szklana buteleczka z pipetą w krwistym kolorze. Jak na markę La Roche-Posay przystało, szata graficzna wygląda estetycznie w stylu aptecznym, co ma swój urok. Jednak uważam, że nie jest to odpowiednie opakowanie dla takiej konsystencji. Serum jest na tyle gęste, że ciężko nabrać je pipetą. Dlatego przydałaby się pompka, najlepiej airless. No ale nie można mieć wszystkiego ;p. Częstym problemem też przy opakowaniach z pipetą jest to, że zakrętka krzywo się dokręca. Nie wiem, co jest przyczyną, ale ktoś to powinien wziąć pod lupę. To problem czysto kosmetyczny, bo nie powoduje wycieku produktu ze środka. Ale razi w oczy - szczególnie perfekcjonistów takich, jak ja :D. Pojemność to oczywiście 30ml.
Zalety:
- Szybkie pierwsze efekty, już w 2 tygodnie
- Wygładza strukturę skóry
- Wyrównuje koloryt
- W szybkim tempie goi wszelkie wypryski
- Sprawia, że z czasem niedoskonałości pojawia się coraz mniej
- Stężenie poniżej 0,3% idealnie nadaje się dla początkujących
- Gęsta, gładka konsystencja
- Nie pozostawia tłustej warstwy
- Delikatny zapach
- Wydajność
- Dobrej jakości opakowanie
Wady:
- Na początku pojawiło się miejscowe podrażnienie, ale tak może reagować skóra na pierwsze podejście do retinolu
- Wolałabym opakowanie z pompką, ponieważ serum jest zbyt gęste dla pipety
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie