OnlyBio Ritualia Delight, Krem brązujący do ciała 

Lubię opaleniznę ze słoiczka, moja skóra opala się raczej wolno i na niezbyt ciemny kolor. Przeszłam już przez mnóstwo produktów opalających, a teraz najbardziej zależało mi na znalezieniu produktu, który będzie skutecznie i delikatnie brązowił twarz. Na opakowaniu tego kremu widnieje, że jest przeznaczony do twarzy i ciała. O tyle, o ile za jej egzamin na ciele, to na twarzy i szyi zrobił mi przy trzech próbach totalną masakrę. Obsypało mnie czerwonymi bąblami, które trudno było zagoić. Po czasie powtórzyłam jeszcze aplikację 2x i za każdym razem to samo. Nie jestem alergikiem. Żałuję, bo miałam nadzieję na dobry i skuteczny produkt do twarzy. Na ciele nie uczula mnie, ale wysusza nieco skórę. Daje dobry kolor brązu. Zdecydowanie wolę jednak ze względu na cenę i działanie ich balsam Havana oh nana, a do twarzy zostaję przy Mokoshu.

Balsamów brązujących czy samoopalaczy używam przez praktycznie cały rok a szczególnie latem. Należę do osób które mają bardzo jasną karnację niemal bladą , jednym to pasuje ja natomiast lubię dodać sobie nieco koloru. Krem brązujący Ritualia Delight dostałam w prezencie i jestem nim naprawdę zachwycona. Produkt ma zapewnić trwałą i złocistą opaleniznę poprzez jego użycie, efekty są stopniowe. Jesli chce mieć mocną i wyraźnie widoczną opaleniznę nakładam produkt dwa dni pod rząd i efekt jaki uzyskuje jest satysfakcjonujący. Opalenizna prezentuje się pięknie, kolor nie jest pomarańczowy i nie robi brzydkich plam na skórze . Skóra wygląda na promienną i opaloną już po pierwszej aplikacji. Produkt mieści się w wygodnym słoiczku . Co do konsystencji to jest jak standardowy balsam do ciała z tym że nie wchłania sie szybko w skórę . trzeba uważać z ilością nakładaną na partię ciała, im mniej tym lepiej się wchłania. Naprawdę nie trzeba go wiele aby pokryć część ciała. Zapach znośny , nie pachnie typowo samoopalaczem. Będę do niego wracać z pewnością. Skóra po nim jest dodatkowo nawilżona .

To nie samoopalacz a krem brązujący więc tu nie ma jakiegoś błyskawicznego działania i piorunującego efektu, ale ten co jest w zupełności mnie zadowala. Biorąc pod uwagę naturalny i bezpieczny skład tego produktu jest to jedna z dwóch opcji . Ta jest zdecydowanie bardziej budżetowa od tego specyfiku z pomarańczową nalepką;) Krem jest w słoiczku . Jest go dużo. Wydajność jak dla mnie bardzo dobra tym bardziej,że konsystencja tego kremu jest wyjątkowo gęsta i treściwa. Naprawdę wystarczy go odrobinę aby rozsmarować wszędzie. Zbyt duża ilość powoduje problem z rozsmarowaniem. Trochę się maże po ciele i w sumie to jedyny minus tego specyfiku. Tu muszę dodać , że pomimo czasem trudności z wchłonięciem produktu to nigdy nie zrobił mi ani plam na ciele (oczywiście z reguły używam peeling do ciała) ani nigdy nie poplamił mi ubrań czy piżamy co uznaję za fenomen bo nigdy nie chciało mi się czekać aż całkowicie się wchłonie:) Co jeszcze..? Pachnie bardzo przyjemnie jak dla mnie, tak naturalnie , lekko słodko. Nie wyczuwam charakterystycznego zapachu samoopalacza bo nim nie jest:) Efekt jaki daje na skórze jest subtelny i w zupełności zadowalający . Skóra jest lekko muśnięta . Jeśli chcemy efekt utrzymać lub zintensyfikować trzeba pamiętać o regularnym stosowaniu i już. Używam na twarz również i sprawdza się tak samo doskonale. Ten krem ma jeszcze jedną ogromną zaletę , a mianowicie nawilża skórę lepiej niż niejeden balsam. Można kupić w promocji co tez uczyniłam, ale poznawczy gagatka teraz zdecydowałabym się na zakup nawet bez promki. Polecam gorąco jeśli tak jak ja lubicie naturalne kosmetyki i muśnięta słońcem skórę , która dzięki temu nawet w ten jesienno -zimowy czas wygląda pięknie bo nie zawsze i nie wszystkich stać na relaks na Kanarach;)

Balsam brązujący śmierdzi dokładnie tak samo jak każdy inny samoopalacz i dla mnie to bardzo duży minus, ponieważ nie mogę znieść tego zapachu, który wyczuwalny jest po kilku godzinach od nałożenia. Opalenizna jaką daje balsam jest bardzo ładna, oliwkowa, bardzo naturalna. Zawsze, kiedy go używałam, dostawałam pytanie, gdzie się tak ładnie opaliłam. Spokojnie można go nakładać na twarz, nie powoduje żadnych niespodzianek, i to jest jego duża zaleta. Ja stosuję go na początku dwa-trzy dni pod rząd, później co drugi dzień, dla podtrzymania efektu. Produkt jest bardzo wydajny, używałam go już wiele razy, a mam jeszcze połowę słoiczka. Wystarczy niewielka ilość, aby pokryć poszczególne części ciała. Podsumowując, jest to naprawdę dobry produkt. Daje bardzo ładny efekt, nie powoduje plam, ściera się równomiernie, można nakładać go na twarz. Gdyby nie to, że pojawia się ten nieprzyjemny zapach, typowy dla samoopalaczy, byłby moim kwc.

Samoopalacz kupiłam w promocji, na którą czekałam, aby go przetestować. Zachęcił mnie dobry skład. Od pierwszego użycia bardzo mi się spodobał. Łatwo się nakłada, pięknie pachnie, choć niektórym zapach może nie przypaść do gustu, bo jest intensywny i jakby słodki. Balsam nadaje skórze piękny naturalny kolor, który utrzymuje się dość długo. Jak dla mnie jeden z najlepszych jakie miałam w życiu. Nie podoba mi się tylko sposób wydobywania balsamu z platikowego słoiczka. Wolałbym butelkę z pompką.

Jestem blada. Taka wręcz momentami niezdrowo blada. Taka uroda. Dlatego często ratuję się kremami brązującymi i samoopalającymi. Nie wybieram kosmetyków za miliony monet, raczej w przedziale cenowym do 100 złotych. OnlyBio nie kosztuje nawet 50 złotych i naprawdę w swojej cenie jest bardzo dobrym kosmetykiem, tylko trzeba wiedzieć jak takiego używać i czego się po nim spodziewać. Po pierwsze to do nakładania praktycznie każdego kremu brązującego, czy tym bardziej samoopalającego należy się zaopatrzyć w silikonowe rękawiczki. Bo taki krem należy bardzo dokładnie wmasować w skórę, aby nie było zacieków, placków koloru. A w czasie wmasowywania dawkę koloru dostają również palce i ma się potem brązowo-pomarańczowe dłonie. Dlatego polecam jednak mieć zapas rękawiczek. Krem OnlyBio wmasowuje się bardzo przyjemnie - ma odpowiednią gęstość. Nadaje skórze delikatny, całkiem przyjemny dla oka kolor. W sumie wystarczy jedna porządna aplikacja, aby wyglądać dobrze przez kilka dni. Zapach - naprawdę dobry, jak na tego rodzaju kosmetyk. Miałam już dużo o wiele gorzej pachnących (zalatujących tym charakterystycznym dla samoopalaczy smrodkiem) kremów i balsamów. Opakowanie - nie przepadam za kremami w tego typu "słoikach", wolę tubki lub buteleczki z pompką. Podsumowując: to jest bardzo solidny krem samoopalający do twarzy i ciała, natomiast nie taki, aby się w nim zakochać. Jednak jeżeli ma się go okazję kupić w cenie 30-40 złotych, to naprawdę warto.

Skuszona ceną promocyjna (25zl) w Rossmannie zakupiłam krem brązujący. Zależało mi aby był jak najbardziej naturalny ponieważ chciałam używać zarówno do twarzy jak i do ciała. Juz po pierwszym użyciu byłam rozczarowana, użyłam na noc i cały czas czułam jego zapach na sobie, zapach jak z solarium, za to bardzo duży minus. Opalenizna rano jako taka była, więc postanowiłam się przemęczyć z zapachem i używać dalej czekając na efekty. Po stostosawniu codziennie przez 2 tygodnie mogę powiedziec, że opalenizna za bardzo się nie pogłębiła mam wrażenie, że słabo działa. Dodatkowo nakładając rękoma brudzi je, mimo, że odrazu po użyciu są długo i dokładnie myte. Plus za nawilżenie skóry i nie pozostawianie smug. Zużyje do końca, ale napewno nie kupię ponownie.

Krem w klasycznym, plastikowym słoiczku. Skład bardzo fajny , 98 % składników pochodzenia naturalnego: masło kakaowe, mango, olej słonecznikowy,olej z rokitnika, gliceryna. Produkt ma formułę ni to kremu ni to lekkiego masełka, przyjemną, aksamitną. Zapach delikatny, nieco orientalny, ok ale nie zrobił na mnie większego WOW. Krem dobrze się rozprowadza ale jest dosyć bogaty, nie klei się ale trzeba dać mu chwilę na wchłonięcie. Fajnie nawilża i odżywia skórę, wygląda zdrowo i nabiera blasku. Co do właściwości brązujących to krem zawiera DHA i po kilku h czuć typową woń samoopalacza. Tak samo też się zachowuje jeśli chodzi o aplikację - można sobie narobić nim plam (szczególnie na kolanach) jeśli nie zrobimy peelingu przed nałożeniem kremu. Mam bardzo jasną skórę i po pierwszej aplikacji jest delikatnie muśnięta słońcem, osoby z ciemniejszą skórą mogą nie zauważyć. Oczywiście możemy efekt stopniować dokładając kolejne warstwy, aczkolwiek tutaj bym nie przesadzała bo lubi wpadać w pomarańczkę. Trwałość jest raczej średnia. Reasumując to połączenie klasycznego (wraz ze swym smrodkiem) samoopalacza z kremo-masełkiem odżywiającym skórę. Pielęgnuje i daje delikatny kolor. Myślę, że najbardziej polubią się z nim osoby o jasnej karnacji i suchej skórze.

Krem brązujący do ciała trafił do mnie w boxie kosmetyczny,, a że lubię opalone ciało to takie produkty stosuje bardzo często. Słoik w którym znajduje się krem ma 250 ml pojemności jest plastikowy i wygodny w wybieraniu zawartości. Opasa go brązowa etykieta z białymi i złotymi dodatkami graficznymi. Całość wygląda schludnie i elegancko. Krem ma żółty kolor dość zbitą,, sztywną konsystencje która pod wpływem ciepła dłoni rozpływa się i bardzo dobrze rozsmarowuje na ciele. Zapach przyjemny, delikatnie perfumowany, choć od początku wyczuwam w nim nutkę samoopalacza. Po kilku godzinach po aplikacji na ciele mocno czuć ten charakterystyczny smrodek DHA. Skład jest w 98 % naturalny: gliceryna, DHA, olej z słodkich migdałów, wosk z borówki, masło z nasion kakaowca, masło mango, olej z nasion baobabu, olej z owoców rokitnika, olej z nasion słonecznika, witamina E, substancje konsystencjotwórcze, zapachowe i delikatne konserwanty. Jest na bogato, dużo tu substancji pielęgnujących skórę. Krem dobrze się rozprowadza, szybko wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Nie potrzeba odczekać po jego aplikacji by założyć ubranie. Opalenizna pojawia się stopniowo i każde następne nałożenie kosmetyku zwiększa jej intensywność. Skóra nabiera ładnego brązowego odcienia, ale gdy często stosowałam krem pojawiało się delikatne pomarańczowe jej zabarwienie. Mam ciemniejszą karnację i było to mało widoczne, ale przy jaśniejszym odcieniu skóry może być problem. Na plus jest fakt że na ciele nie powstają smugi ani ciemniejsze plamy, opalenizna jest równomierna i zmywa się w ładny i niezauważalny sposób. Krem brązujący dba również o stan skóry, nie powoduje jej przesuszania, ale odpowiednio ją nawilża i odżywia. Nie wywołuje podrażnień i nie uczula. Produkt może być stosowany również na twarz, ja robiłam to bardzo rzadko bo posiadam kosmetyki brązujące przeznaczone typowo do tej części ciała, ale na efekt po zastosowaniu Ritualia Delight nie narzekałam. Był on identyczny jak na reszcie ciała. Wydajność jest średnia, cena w granicach 35 zł, ale biorąc pod uwagę świetny skład i dobre działanie brązujące jest na dobrym poziomie. Podsumowując krem brązujący do ciała Ritualia Delight od OnlyBio to bardzo przyjemny kosmetyk który w większości spełnia obietnice producenta. Ja cenię go za naturalny skład, ładną i szybko pojawiającą się opaleniznę. Ideałem może nie jest ale i tak warto go przetestować.

I po raz kolejny nie zakochałam się w Onlybio. Nie powiem, że ten krem to rozczarowanie, ale są rzeczy, które mnie niemiło zaskoczyły. Zacznę od tego, że mam skórę suchą, zanim zaczęłam go używać byłam już opalona no i kupiłam go tylko do stosowania na nogach. Lecąc po kolei:

To mój drugi w życiu produkt samoopalający. Miałam nadzieję, że nie da się nim zrobić krzywdy, ale niestety się da. Produkt dostajemy w sporym opakowaniu, które wygląda bardzo ładnie i estetycznie. Masa jest żółta, o konsystencji tłustego masła. Przepięknie pachnie. Niestety samo działanie pozostawia wiele do życzenia. Używałam balsamu tylko na nogi i brzuch. No i niestety, mimo starannej aplikacji, robi plamy. Za pierwszym razem zdecydowanie przesadziłam z ilością produktu, nałożyłam naprawdę grubą warstwę, więc myślałam, że to był główny powód plam. Niestety przy kolejnych aplikacjach gdy używałam mniejszą ilość produktu to w dalszym ciągu pozostawiał plamy - nie tak okropnie rażące, ale jednak. W sumie to widać je jak ktoś się mocno przyjrzy, z każdym dniem coraz bardziej. Sam efekt opalania jest bardzo ładny - kolor jest piękny, nie wpada w pomarańcz ani żółć. No i dosyć szybko widać efekt, bo już po godzinie. Oczywiście efekt nasila się w czasem. Niestety po pewnym czasie zaczyna być czuć woń typowego samoopalacza - w składzie jest DHA. Produkt nie wysusza skóry i nie brudzi ubrań. Ogólnie to nie polecam tego na pierwszy samoopalacz ani jeśli komuś zależy na bezproblemowym i łatwym w obsłudze produkcie. Mnie trochę rozczarował.

Szukałam dobrego samoopalacza gdyż nie mam czasu na opalanie . Zależało mi na produkcie dostępnym w drogerii i o to jest . Przyjemna konsystencja , łatwo się nakłada i najważniejsze pięknie opala ! Nie pozostawia smug. Używam na ciało i jestem bardzo miło zaskoczona , mimo swojej trochę droższej ceny wart jest uwagi

Balsam kupiłam kilka tygodni temu, była akurat promocja w Rossmanie. Wcześniej używałam innego naturalnego balsamu brązującego (Mokosh) i postanowiłam wypróbować OnlyBio. Ogólnie jestem z niego zadowolona. Ma super konsystencję, fajnie nawilża (a mam suchą skórę). Nie robi plam, kolor jest równomierny na całym ciele i twarzy. Mam taki patent, że na twarz nakładam przedtem lekki krem nawilżający lub żel aloesowy i nigdy nie miałam żadnych plam. To za co go uwielbiam to zapach. A raczej brak zapachu typowego dla samoopalaczy i balsamów brązujących. Przetestowałam mnóstwo samoopalaczy, takich za 30 zł i takich za 150 zł i każdy jeden miał ten okropny, typowy zapach, a tu nic! Szok! Ogromny plus za to. Natomiast jedyny minus w tym produkcie to kolor. Mam bardzo jasną karnację i na mojej skórze wygląda on trochę żółto-pomarańczowo. Tragedii nie ma, ale porównując do Mokosh, czy st moriz, z których korzystam zamiennie OnlyBio wypada mniej korzystnie. Podsumowując daję mu solidne 4+

Na wstępie zaznaczę, że używałam wcześniej różnych balsamów brazujacych, olejków i innych specyfików. Natomiast za każdym razem miałam plamy mimo tego, że skórę przygotowałam bardzo dobrze czyli wykonywalam peeling i na miejsca typu łokcie czy kolana nakładałam mniejsza ilość samoopalacza, a przed nałożeniem nawilzalam dodatkowo te miejsca zwykłym balsamem i zawsze kończyło się dokładnie tak samo (czyt. zostawałam w domu i czekałam aż wszystko się zmyje) Przy produkcie z OnlyBio tak naprawde nie robiłam nic. Zadnych specjalnych przygotowań. Po prysznicu smaruje się cała od stop do głów.(Twarz wygląda również bardzo dobrze. Mam skórę mieszaną i nie zauważyłam żeby mnie zapychal.) Ku mojemu zdziwieniu rano, po przebudzeniu...zero plam! Skóra dobrze nawilżona, lekko musnieta słońcem. Byłam mega w szoku. Dodatkowo balsam nie brudzi, nie śmierdzi. Do uzyskania zadowalających efektów (dla mnie) wystarczyło użycie 2-3 razy balsamu. Co najważniejsze balsam nie "opala" na żółto, pomarańczowo tylko na ładny, brązowy kolor. Schodzi równomiernie. Jestem zdecydowanie na tak i polecam znajomym, bo naprawdę mnie super zaskoczył ten produkt. Skusilam się na niego, bo był w Rossmannie na promocji za ok 24 zł

Że względu że pracuje w Rossmannie, chętnie sięgam po nowości. Gdy produkt pojawił się na naszych półkach i do tego w promocji, postanowiłam wypróbować. Produkt wydawał mi się bardzo obiecujący. Że względu że moja twarz się nie opala, tym bardziej teraz w ciąży unikam słońca, chciałam sprawdzić jak dany produkt będzie wyglądał na mojej twarzy. Niestety, jestem mega zawiedziona. Na twarzy tworzy przeokropne plamy i efekt jest pomarańczowy/żółty. Najgorsze jest to że nie można tego zmyc z twarzy !!!! Dramat !!!!!!!!! Jeśli chodzi o zastosowanie na ciało, szczególnie nogi - to bajka. Super produkt. Nie tylko tyle że piękna opalenizna ale i skóra jest nawilżona. zapach jest obłędny. Gdy wysmarowalam się na wieczór,mój partner zastanawiał się czym tak pięknie pachne. Produkt jest bardzo wydajny, za co ogromny plus. Szkoda tylko że na twarzy się nie sprawdził, bo na tym mi najbardziej zależało.