Selfie Project Shine Like a Mermaid, Nawilżająca maseczka peel-off 

Maseczka jest jak klej z brokatem, który jest zbędnym dodatkiem ponieważ nie ma żadnych właściwości oprócz dekoracji a sama maska nie poprawia cery a wręcz ją niszczy jak i każda maseczka peel off(może uszkodzić barierę hydrolipidową ) oraz boli przy zdejmowaniu. Nie polecam

Zacznę od tego że w ogóle nie lubie maseczkek peel off, bo uważam że robią wiecej złego niż dobrego... Nie lubie pisac negatywnych recenzji ale w tym przypadku muszę. Producent pisze że maseczka powinna nawilżać skórę a ona ją wysusza, poza tym podrażniła mi skórę która po nałożeniu jej zrobiła się czerwona. Nie polecam tego produktu

Zacznę od tego, że w przypadku tej maseczki już na drugim miejscu w składzie znajduje się Alkohol denat- składnik, który w przeciwieństwie do innego alkoholu -Cetearyl Alcohol w kosmetykach nie ma właściwości, może wręcz wysuszyć i na ogół raczej mnóstwo osób interesujących się świadoma pielęgnacja unika go, w tym ja. Dostałam jednak tę maseczkę w prezencie, tak więc postanowiłam z lekka rezerwą przekonać się o jej działaniu, ponieważ nie lubię wyrzucać kosmetyków, tylko zawsze, chociaż je spróbuję albo staram się znaleźć im inny użytek. Maseczka z wyglądu kojarzy mi się trochę bardziej z jakimś elementem ozdobnym niż produktem pielęgnacyjnym. Zapachem i konsystencją przypomina klej. Za pierwszym razem nie nakładam jej na całą twarz, tylko na jeden policzek, gdyż obawiałam się reakcji mojej skóry (dość wrażliwa, z przebarwieniami po trądziku). Jej to maseczka, którą należy po kilku minutach oderwać, z czym nie miałam żadnego problemu. Oderwałam ja w jednym kawałku i nie było to bolesne itd. Maseczka nie spowodowała podrażnienia, po jej stosowaniu nic nie wyskoczyło na twarzy, a właściwie, dokładnie na policzku. Pozostawiła policzek lekko wygładzony i to tyle albo aż tyle, zważywszy na fakt, że nie wiązałam z jej użyciem dużych nadziei. Stąd ta moja ocena-3, chociaż może trochę zawyżona.

Skuszona stroną wizualną i syrenkowaniem, oraz atrakcyjną ceną, postanowiłam zakupić maseczkę, w myśl zasady: "a co mi tam!" W końcu to tylko jednorazówka, idealna do testów. Nie wiem, czy miałam sparciały egzemplarz, ale tego nie dało się rozprowadzić po twarzy. Zwykły kawałek gumy posypany brokatem, który zamiast utrzymać się na twarzy, wałkuje się, zwija i spada. Nawet nie musiałam tego zmywać - po prostu zdjęłam ten kawałek plasteliny z fragmentów(!!!) twarzy i wyrzuciłam do śmieci, a brokat, który pozostał, spłukałam nad wanną. Niestety częściowo. Co chwilę zauważałam na twarzy nowy błysk. Szkoda było każdej złotówki, bo to coś bardziej przypomina zabawkę, niż kosmetyk, w dodatku jest nieekologiczny. PS.: Zapachu tak naprawdę nie oceniam. Myślałam nawet, że ta quasimaseczka jest bezzapachowa...