Krem ten kupiłam z ciekawości. Nie był mi potrzebny, potrafiłam żyć bez kremów pod oczy, ale chęć przetestowania kolejnego kosmetyku od jednej z moich ulubionych polskich marek była silniejsza ode mnie :D. Finalnie okazało się, że jednak go potrzebuję <3. Nie pamiętam, ile mnie kosztował, ale pewnie około 45 złotych w jednej z drogerii internetowych.
Póki co nie mam zmarszczek związanych z dojrzałym wiekiem. Mam linie mimiczne, które tak naprawdę mają nawet małe dzieci. Przy większej suchości się pogłębiają, a przy nawilżeniu spłycają. Ale kto powiedział, że nie mogę zapobiegać powstawaniu tych późniejszych zmarszczek? Jak już wiadomo - lepiej zapobiegać, niż leczyć. Co prawda systematyczna w kupowaniu kremów pod oczy nigdy nie byłam, ale im jestem starsza, tym bardziej je doceniam. Jednak ten gagatek od Bosphaery zrobił na mnie wyjątkowe wrażenie. To bardzo bogate w naturalne hydrolaty, ekstrakty i oleje mazidło o zauważalnym działaniu. Używam go już trzy miesiące, a końca nie widać! Widać za to efekty. Przede wszystkim genialnie nawilża skórę, przez co spłyca wspomniane przeze mnie na początku linie mimiczne, tworząc idealną bazę pod makijaż. Wystarczy niewielka ilość, żeby pokryć całą okolicę wokół oczu. Makijaż na tak przygotowanym naskórku wygląda jak druga skóra, a korektor mniej wchodzi w załamania. Ów krem rozświetla swoją cienką, ochronną warstwą, co przebija nawet przez wspomniany korektor, dodając świeżości spojrzeniu. Warstwa ta chroni przed nadmierną utratą wilgoci, więc ma swoje istotne zastosowanie. Przy regularnym używaniu dostrzegłam, że skóra wokół oczu już się w ogóle nie przesusza. Linie mimiczne są cały czas spłycone, a całość wygląda na jędrną, napiętą. Nie wiem natomiast jak to by było w przypadku mocnych cieni. Moje cienie są jasne, naturalne, tworzące bardziej korzystnie wyglądające obramowanie dla tęczówki, aniżeli efekt zmęczenia czy choroby. Także w moim przypadku rozjaśnienia cieni nie było i nie będzie. Ale jest świetne nawilżenie, jest jędrność i są spłycone wszelkie linie. Czyli kolejny produkt Bosphaery trafia na listę pewniaków. Najtańszy może nie jest, ale jest wyjątkowy. Swoim składem, działaniem i swoją wydajnością zaskoczy wszystkich. Kocham!
Konsystencja jest gęsta, zbita, prawie że masełkowa. Ilość, która wystarcza na pokrycie okolic obu oczu jest tak mała, że mogłabym ją porównać do połowy ziarnka grochu lub nawet ćwiartki. Przy rozprowadzaniu tworzy lekkie białe smugi, które ostatecznie łatwo wmasować lub wklepać. Wchłania się całkiem szybko, pozostawiając cienką, odświeżającą spojrzenie warstewkę.
Zapach to po prostu złoto! Toż to świeżo zaparzone espresso. Nic dodać, nic ująć. Ze słoiczka jest intensywny i czuję go też podczas nakładania, ale potem się ulatnia. Uwielbiam kawę, choć mogę pić tylko bezkofeinową. Jej zapach jest wręcz odurzający i takie też doznania zapewnia mi woń tego kremu, kiedy wącham go prosto ze słoiczka.
Opakowanie to mały, szklany, brązowy słoiczek. Szata graficzna na etykiecie jest przyjemna dla oka, a przynajmniej mojego. Uwielbiam brązy, beże i wszelkie kolory natury, więc nic dziwnego, że taki widok sprawia mi przyjemność. Generalnie całość wygląda jak produkt zrobiony ręcznie i z serduchem, w co nie wątpię :). Co prawda wydobywanie kremu z takiego słoiczka nie jest łatwe, ale od czego są specjalne szpatułki? Swoją wzięłam po innym kosmetyku, do którego była dołączona, lecz takie akcesorium dostaniecie tanio przez internet. Pojemność to 20g.
Zalety:
- Głęboko i długotrwale nawilża
- Rozświetla i odświeża spojrzenie
- Spłyca linie mimiczne
- Sprawdza się pod makijażem
- Pozostawia cienką warstwę ochronną, która zapobiega nadmiernej utraty wilgoci z naskórka
- Ujędrnia
- Może działać rozjaśniająco na mocniejsze cienie
- Nie piecze w oczy
- Przepiękny zapach (warto wspomnieć, że jest to produkt pozbawiony substancji zapachowych, więc pachnie składnikami)
- Skład bogaty w naturalne dobra
- Turbo wydajny!
- Ładne i dobrej jakości opakowanie
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie