Odżywcze składniki okraszone substancjami niszczącymi barierę ochronną skóry - jestem na NIE
Dawno w mojej pielęgnacji nie gościła marka Lirene, więc podczas zakupów postanowiłam wrzucić sobie jedną maskę do koszyka. Pośród kilku rodzajów do wyboru to właśnie grafika z różą i winem przemówiła do mnie najbardziej. Chyba jednak jestem romantyczką ;)
Saszetka jest niewielka, podłużna, trudno było ją ręcznie otworzyć, więc posiłkowałam się nożyczkami. Mieści w sobie zaledwie 7 ml kosmetyku, ale po treściwej, gęstej i kremowej konsystecji stwierdziłam, że lepiej dla mojej skóry (mieszana z tendencją do niedoskonałości), jeśli podzielę ją na trzy użycia raz w tygodniu. Kolor maski biały, a zapach przyjemny, delikatny, lecz bliżej nieokreślony, choć nastawiałam się na aromat róży. Niestety.
Składowo jest tutaj całkiem odżywczo, bo:
1. mamy kilka olejów, jak np. canola, słonecznikowy, z owoców dzikiej róży czy masło shea;
2. kilka humektantów np. hydrolat z róży damasceńskiej, glukoza i gliceryna,
3. wyciąg z nasion dyni (nawilża, natłuszcza i zwiększa elastyczność skóry), wyciąg z liści winorośli (to jest to "wino" z nazwy ;) bogate żródło rezweratrolu - naturalnego antyoksydantu, który chroni skórę przed wczesnym starzeniem, działa ściągająco i reguluje wydzielanie sebum), a także wyciąg z alg czerwonych (naturalny biopolimer, który na powierzchni skóry tworzy bardzo cienką, elastyczną warstwę naśladującą właściwości prawdziwej skóry: nadaje funkcję ochronną, ale jednocześnie nie powoduje okluzji naskórka; posiada znakomite właściwości liftingujące i przeciwstarzeniowe; pomaga w utrzymaniu prawidłowego mikrobiomu skóry);
4. witamina E - silne działanie przeciwstarzeniowe.
Jak już wspomniałam wcześniej zawartość saszetki podzieliłam na 3 zastosowania. Zaleceniem producenta jest, aby kosmetyk zetrzeć z twarzy po upływie 10-15 minut, w związku z czym maskę nakładałam jako ostatni krok w pielęgnacji wieczornej zamiast kremu na noc. Gęsta konsystencja i oleje w składzie niejako zmusiły mnie do tego w obawie przed zapchaniem porów i niedoskonałościami. Po upływie tego czasu krem przekształca się w oleistą warstwę, która gładko schodzi. Przy każdym przetarciu skóry płatkiem kosmetycznym czułam pieczenie na policzkach - tylko pod naciskiem palców...
Poranne rezultaty zastosowania maseczki za każdym razem były inne:
Pierwsze użycie: skóra wygładzona, miękka, rozświetlona i nawilżona.
Drugie użycie: to samo, co powyżej + kilka niewielkich krostek, co sugeruje zapchane pory :/
Trzecie użycie: skóra wygładzona, miękka, rozświetlona, nawilżona i sprężysta + czerwony placek na policzku + zapchane pory :( Nie żaden pryszcz tylko podrażniona, czerwona skóra, którą na szczęście udało mi się ukryć pod makijażem. Dodam tylko, że może i moja cera jest wrażliwa i podatna na trądzik, ale pieczenie, mrowienie, a tym bardziej czerwone placki na skórze to zjawisko nader rzadkie i dyskwalifikujące dany produkt. Dawno się to nie zdarzyło, ale wystarczy spojrzeć na składniki szkodliwe produktu, żeby zrozumieć, co mogło pójść nie tak.
Niewiele osób wie, że fenoksyetanol to zamiennik niesławnych parabenów!Jest to konserwant o działaniu bakteriobójczym i szerokim zastosowaniu w kosmetykach. Wręcz trudno znaleźć kosmetyk bez niego. Toksyczny dla układu odpornościowego, drażniący i może powodować reakcje alergiczne.
Kolejnym dzwonkiem alarmowym w tym produkcie jest hydroksypropylceluloza - substancja emulgująca, która sama w sobie nie jest toksyczna, ale przyczynia się do wyeliminowania naturalnego czynnika ochronnego skóry. Poprawi to wchłanialność składników kosmetyków, a razem z nimi zanieczyszczeń i toksyn z zewnątrz = rozwalamy sobie barierę ochronną skóry, a wszystkie osoby stosujące świadomą pielęgnację wiedzą bardzo dobrze, jak ciężko jest ją odbudować.
Tego efekt zaliczyłam w doświadczeniu z tą maseczką. Miał być romantyczny wieczór, a skończyło się na toksycznej relacji. Na szczęście szybko ją zakończyłam ;)
Zalety:
- wygładzona, miękka skóra
- nawilżenie
- odżywienie
- sprężystość
- rozjaśnienie
- treściwa konsystencja, która może zastąpić krem na noc
- cena
- wegańska formuła
Wady:
- podrażnienie skóry (zapchane pory, czerwony placek na policzku)!!!
- potencjalnie alergiczny produkt
- fenoksyetanol i hydroksypropylceluloza w składzie
- za tłusta konsystencja dla mojej mieszanej cery - dla suchej jak znalazł
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie