Anwen Hair We Are, Emolientowa odżywka do włosów o wysokiej porowatości 

Moje włosy są z natury suche, szorstkie i puszące się, więc znalezienie odżywki, która je ujarzmi, a jednocześnie nie obciąży, to nie lada wyzwanie. Anwen Hair We Are to produkt, który zrobił na mnie ogromne wrażenie już po pierwszym użyciu. Po nałożeniu odżywki włosy od razu stają się bardziej miękkie i wygładzone. Nie ma mowy o puszeniu się czy przesuszeniu – wręcz przeciwnie, pasma są dociążone, ale nadal lekkie i sypkie. Największa różnica to nawilżenie i zdrowy blask, którego wcześniej brakowało moim włosom. Formuła jest bogata w emolienty, które tworzą na włosach ochronny film, zapobiegając utracie wilgoci. Po kilku tygodniach regularnego stosowania widzę, że moje włosy są znacznie bardziej elastyczne, mniej się łamią i wyglądają po prostu zdrowiej. Dodatkowy atut to piękny zapach, który utrzymuje się na włosach przez długi czas. Jeśli masz wysokoporowate włosy, które potrzebują odżywienia i wygładzenia, ta odżywka to must-have. Dla mnie to produkt, do którego będę wracać, bo efekty są naprawdę spektakularne.

Po bardzo mieszanych doświadczeniach z kwiatową serią odżywek Anwen, postanowiłam dać szansę serii „Hair We Are” zdecydowałam się na odżywkę dedykowaną włosom wysoko porowatym. Spodziewałam się trochę bardziej satysfakcjonujących efektów, ale niestety – odżywka nie spełniła do końca moich oczekiwań. Pierwsze, co rzuca się w oczy to nowa, zupełnie inna szata graficzna. Dodatkowo nie znajdziemy tutaj zapachu nawiązującego do grafiki kosmetyku. Jest on zupełnie inny niż w serii kwiatowej – trudny dla mnie do jednoznacznego określenia. Skład jest typowo emolientowy, bogaty w oleje, co z jednej strony zapewnia intensywne odżywienie, ale z drugiej może obciążać włosy – i to dość mocno. Wśród kluczowych składników znajdziemy m.in. olej brokułowy (serio Anwen? Znajduje go w prawie każdym Twoim kosmetyku którego czytam etykietę), znany z właściwości wygładzających i nadających włosom naturalny połysk. Poza nim w składzie obecne są również inne oleje roślinne, np. z pestek jabłek czy kiełków pszenicy, co sprawia, że formuła jest naprawdę treściwa, bogata. Problem w moim przypadku polegał na tym, że choć mam włosy średnioporowate, odżywka okazała się dla nich zbyt ciężka. W efekcie włosy były przeciążone, szybciej traciły świeżość, a efekt wygładzenia był okupiony brakiem lekkości i objętości. Moim zdaniem, to może być dobra opcja dla bardzo suchych, puszących się włosów, ale jeśli ktoś, tak jak ja, nie kieruje się wyłącznie oznaczeniem producenta i bardziej skupia się na składzie – warto wziąć pod uwagę ten potencjalny minus. Podsumowując: „Hair We Are” nie jest odżywką złą, ale też nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych emolientowych propozycji. W tej cenie można znaleźć lepsze produkty, które zapewniają bardziej zrównoważony efekt odżywienia bez ryzyka obciążenia. Raczej do niej nie wrócę.

Moje włosy są niezwykle trudne w wygładzeniu i dociążeniu. Po przetestowaniu wielu różnych odżywek i masek emolientowych już traciłam nadzieję, że uda mi się je ujarzmić, ale ta odżywka dała radę! Zaciekawiła mnie, ponieważ zestaw olejów w jej składzie różni się od wielu odżywek do wysokoporów – zamiast lnianego, czarnuszkowego czy winogronowego mamy tu m.in. olej z nasion maku, maliny, kapusty. Nie spodziewałam się cudów po zawodzie Emolientową Różą, jednak odżywka już przy pierwszym użyciu pięknie wygładziła i dociążyła moje uparte włosy. Zdecydowanie warta polecenia każdemu, kto chce porządnego wygładzenia włosów.