No łatwo mnie skusić na nowości, nie bez powodu jestem włosomaniaczką od tylu lat ;).
90% asortymentu Anwen testowałam i nie ma ani jednego produktu, do którego chcę wracać. Z tą odżywką jest tak samo.
Jeśli chodzi o opakowanie to już 3 para kosmetyków, gdzie jest ten sam patent - ciemna i jasna wersja fioletu, jest to ograne do granic możliwości. Wygląda to jakby nawet nie chciało im się starać, wszystko jest wtórne. Chociaż ja lubię fiolety, ale nawet mnie nudzi ta powtarzalność.
Co do tego ascetyzmu to też nie podoba mi się to. Zaczynali od pięknych roślinnych motywów i te tubki były najśliczniejsze, a taka zwykła, jednokolorowa tuba, to nic takiego, każdy taką potrafi zaprojektować.
Przynajmniej zapachem się broni ten kosmetyk i to jego jedyny plus. Pachnie konwaliami z zielonymi liśćmi, tę zieloność też tu czuć.
I to by było na tyle.
Ja mam, co prawda, wysokoporowate włosy, ale zawsze kieruję się składem, a nie tym, do czego przeznacza producent dany preparat i tu rzeczywiście skład jest lepszy, jeśli wiem, co lubią, a czego nie moje włosy.
Konsystencja jest gęstsza, wydaje się tłusta, ale w takim sensie, że treściwa, nie obciąża. Myślę, że wersja w ciemnofioletowej tubie jest cięższa.
Niestety nie ma po niej spektakularnych efektów. Nawet włosy nie rozczesują się lepiej, ot tyle, co najzwyklejsza odżywka za kilka złotych. Może dlatego, że jest tu cały PEH, to nie ma nic konkretnego, specyfik nie skupia się na nawilżeniu, czy odżywieniu lub regeneracji, tylko, będąc przeznaczonym na to wszystko po trochu, w efekcie nie robi nic.
Może niewymagające włosy będą bardziej ukontentowane, ale moje wysokoporowate loki nie są z niej zadowolone.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie