Nie mój styl, ale mam pozytywne nastawienie do tych perfum ze względu na sentyment.
Są lekkie, rześkie, delikatne - działają jak odświeżająca mgiełka. Czuć, że ciało pachnie, ale nie jest to zapach nachalny. Dawno ich nie miałam... Nie zapisały się szczególnie w pamięci, bo charakterystyczne nie są w ogóle, lecz gdy je ostatnio niuchnęłam w Rossmannie, to zrobiło mi się ciepło na sercu. Są to bowiem jedne z moich pierwszych perfum. Używałam ich jako nastolatka - bardzo młoda nastolatka. Taka w wieku gimnazjalnym (ileż mogłam mieć lat, gdy zaczęłam się nimi psikać? 13? 14? na pewno niewięcej). To był piękny czas... Tak go zapamiętałam (mając w okolicy myślenia, że wszystko we wspomnieniach wygląda inaczej) ; nie ma więc nic dziwnego w tym, że muszę te perfumy lubić... Perfum? W zasadzie jest to woda toaletowa o małej trwałości i niewielkich parametrach. Jak sama nazwa wskazuje, czujemy w nich herbaciane nuty, a ściślej mówiąc: zielono-herbaciane. Kompozycja jest bardzo spójna, wszystkie komponenty do siebie pasują, jednak szału nie ma. W głowie znajduje się rabarbar, mięta, skórka pomarańczowa, bergamotka i cytrynka – zatem zaczyna się świeżo, herbatkowo. W sercu robi się odrobinę poważniej przez obecność piżma, jaśminu, mchu dębowego i białej ambry, wciąż jednak mamy do czynienia z leciutkim herbacianym charakterkiem, który zachowany jest dzięki koperkowi włoskiemu i kwiatowi goździka; wspomniany przeze mnie mech dębowy również pasuje do tej konwencji, zaś ambra nie dociąża dlatego, że wykorzystana tu została jej najlżejsza odmiana (biała ambra); odnoszę wrażenie, że piżmo także jest białe. Baza jest przedłużeniem serca, ponieważ w niej powtarza się piżmo, jaśmin, mech dębowy, lecz wzbogacona została o przyprawowy goździk, kminek, nasiona selera i... o tytułową zieloną herbatę.
Żeby tak pachnieć, nie trzeba wiele - wystarczy udać się do Rossmanna i wydać ok. 50zł. I jest to koszt naprawdę dobrej jakości zielonej herbaty. Czy warto? Trwałość to miernota - od razu mówię. Utrzymuje się na skórze jakieś pół godziny do godziny. Jest to zdecydowanie zbyt krótko nawet jak na wodę toaletową, nawet taką w niewielkich pieniądzach. Ale biorąc pod uwagę fakt, że podobnej trwałości EDTy potrafią kosztować 3 razy więcej, jestem zdania, że cena nie jest wygórowana. Jakość porządnej mgiełki do ciała - cena również.
Troszkę zatęskniłam za tą wodą. Być może ją kupię ponownie? Wielkimi krokami zbliża się lato, a to najodpowiedniejszy czas, by jej używać. Wiosny robią się coraz bardziej upalne, zatem na tę porę także się sprawdzą się świetnie. Całokształt oceniam na trójkę. Gdyby nie łączył mnie sentyment, uznałabym to pachnidło za nieciekawy, banalny, ulotny zapaszek przeznaczony na codzienny skwar, umieszczony w zwyczajnej, niezwracającej na siebie uwagi seledynowej buteleczce z listkiem i odręcznym pochyłym pismem - dyskretnym, jak listy lub notatki z pamiętnika. Jest pomysł, jest wygoda, ale szału nie ma. Perfumki dobre na krótki spacer po łące (woń odstrasza różne latające dziadostwo) lub na siłownię / rowerek / "pobiegać se" - odświeża, pachnie, ale nic poza tym. Z perspektywy czasu uważam, że idealnie pasuje do stroju sportowego. Nie do tych wszystkich czarnych jak noc, mrocznych falbaniasto-koronkowych sukien z XIX wieku, które jako bardzo młodziuteńka ledwo nastoletnia gotka raczyłam nosić ku rozwojowi traum u małych dzieci. Nie miałam jednak wyrobionego węchu, więc dopełnieniem ponurej makabrycznej stylizacji był ten świeżak, zwany "Zieloną herbatą". Czyżbym inspirowała się gotyckim opowiadaniem Josepha Sheridana le Fanu? < iks de >