Produkt dostępny jest w 4 kolorach: Neutralize, Illuminate, Adjust i Recharge, ja bardzo chciałam mieć Neutralize, który ma pomagać w ukryciu zaczerwienień na twarzy (nie w usunięciu ich całkowicie, ale w zakryciu ich w takim stopniu, aby były niemalże niewidoczne).
Naszego CC otrzymujemy w bardzo wygodnej czarnej tubce o pojemności 30 ml. Dozownik jest bardzo precyzyjny, bez problemu wyciśniemy sobie tyle produktu, ile mamy ochotę wycisnąć.
Kolor jest żołty, z początku bardzo się go obawiałam, jednak krzywdy absolutnie nie zrobi, chyba, żebym nałożyła na twarz pół opakowania.
Konsystencja jest taka jakby podkładowa, nie za rzadka, ale też niezbyt gęsta, nie spływa z dłoni, jeśli na nią go nałożymy. Zapach trochę dziwny, ale zauważyłam, że tak właśnie pachną kosmetyki MAC, więc dla mnie to nie jest problem, bo w ciągu dnia go wcale nie czuć, właściwie już nawet po nałożeniu go nie czuć.
Zanim kupiłam Neutralize to myślałam, że to będzie coś na kształt lekko korygującego kremu, ale miałam nadzieję, że na niego nie trzeba będzie już nakładać podkładu. Ostatnio, kiedy moja cera była w cudnym stanie (już tak niestety nie jest) to odważyłam się go nałożyć samodzielnie i tylko korektor pod oczy. Całość przypudrowałam i wszystko wyglądało bardzo dobrze, ale przeważnie zawsze mam na twarzy coś, co kwalifikuje mnie do nałożenia podkładu, albo czegoś trochę kryjącego mimo wszystko.
W każdym razie spodziewałam się, że ten produkt będę mogła nosić tak samodzielnie, bez nakładania na niego podkładu, jednak to nie jest krem koloryzujący, ani krem tonujący, ani nawet BB krem, to jest produkt, który ma nam pomóc w ukryciu zaczerwienionych miejsc na twarzy i dokładnie to właśnie robi. Nie mogę od niego wymagać, żeby robił coś więcej, bo nie takie jest jego zadanie. Bardziej jest to baza pod właściwy podkład, niż krem CC, aczkolwiek jak napisałam - jeśli ktoś ma idealną cerę i potrzebuje tylko ukrycia zaczerwienienia w jakimś punkcie na twarzy to można go nosić solo, bez dodatkowych warstw podkładów.
Nakłada się go bajecznie prosto, nie ma tępej struktury, można go z łatwością rozsmarować. Potem trzeba chwilkę odczekać, aż się wchłonie, następnie możemy przejść do nakładania na twarz reszty makijażu. Można go zastosować tylko na zaczerwienione miejsca, ale ja już przywykłam do nakładania go na całą twarz, cera wygląda wtedy lepiej i jakby zdrowiej, koloryt jest wyrównany.
Krem posiada SPF 30, ja nie przywiązuję do tego wagi, jednak wiem, że dla niektórych dziewczyn jest to ważne.
Czytałam, że niektóre dziewczyny mają też pretensje do tego produktu, że nie przedłuża ich makijażu. Nigdzie jednak nie ma napisane, że powinien to robić. Producent nigdzie tego nie obiecuje. Obiecuje natomiast, że skóra będzie świeża i nawilżona przez cały dzień i tak właśnie jest, chociaż ja i tak przed nałożeniem CC nakładam całą pielęgnację poranną, także nie mam pojęcia, jak on by się spisał, gdyby nałożyć go na twarz zaraz po umyciu, bez żadnych innych nawilżaczy.
Skład jest długi jak stąd do kosmosu, także nie wróży to dobrze (ale co ja tam wiem, przecież się nie znam na składach), wiem jednak, że nie jest to dobry znak. Mimo wszystko nie zapchał mnie, nie spowodował niespodzianek, pogorszenia stanu cery, ani żadnych innych nieprzyjemności. Używam codziennie i nie stwierdziłam, żeby coś złego z moją buzią się wydarzyło. Świecenie twarzy w ciągu dnia też jest zminimalizowane, ale nie do zera, to jasne, no i też wiadomo, że jeśli jest upał, to chcąc/nie chcąc świecić się trochę będziemy po nałożeniu podkładu i pudru, bo jakkolwiek byśmy się nie starały, to upał zawsze zniszczy to, co sobie zmalujemy. Jednak w normalną pogodę świecenie jest faktycznie zmniejszone.
Podsumowując jest to fajny produkt, który robi robotę, jaka została mu powierzona. Ja z pewnością do niego wrócę, jak się skończy, ale to nie nastąpi raczej szybko, bo jest wydajny.
Ogolnie uważam, że nie jest to jakiś produkt niezbędny w kosmetyczce, ale na pewno jest pomocny.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie