To nie najgorszy krem do rąk ever (i tylko dlatego aż dwie gwiazdki), ale marketingowy całokształt go jak dla mnie dyskwalifikuje
Dysponowałam wszystkimi wersjami zapachowymi kremu do rąk EOS w klasycznych tubkach, oceniając je (również na Portalu Wizaż) jako niezłe, choć całkiem przeciętne, drogeryjne specyfiki. W tym względzie parametry niniejszym opiniowanego kosmetyku, przyjemnie – egzotycznie – wonnego, i o naturalnych komponentach – masełku shea i ekstraktom z owsa oraz aloesu, niczym im nie ustępują, bo to dość dobry, choć nie nadzwyczajny, drogeryjny krem, natomiast forma oferowania go w sprzedaży – mnie szokuje.
Oryginalne opakowanie wydawało się być super.
Ładne, w pięknym kolorze (ja miałam majteczkowy róż), i w nowoczesnej formie, upodabniającej je do pięknego, naturalnie oszlifowanego wodą otoczaka.
Wydawało się być także poręczne – niezbyt duże, płaskie, więc zgrabne, nie zajmujące dużo miejsca w torebce, a porzucone na biurku w pracy – bardziej kojarzące się z ładnym przyciskiem do papieru, niż z elektryzującym wzrok szefostwa, kosmetykiem.
Pierwsza "niespodzianka" – przezroczyste opakowanie-wypraska, w którym tubko-buteleczka kremu jest dodatkowo oferowana w sprzedaży, uniemożliwia dostrzeżenie, że po niewidocznej dla Nabywcy stronie, buteleczka jest wklęsła, co przypuszczalnie zapewnia jej poręczność (lepszy chwyt), ale jednocześnie stwarza pozorne wrażenie, że tubko-buteleczka jest większa. Oczywiście Klient może sobie przeczytać małymi literkami na opakowaniu, a najlepiej jak się spieszy, i do tego nie wziął na zakupy okularów, że to jedynie 44 ml (nawet nie 50 – drastycznie mało), więc zgodność z literą prawa została zachowana, natomiast wszelkiego rodzaju marketingowe kozaczenia, wywołujące ułudę, że jakiś produkt, za który płacę niemałe wcale pieniądze, jest "bardziej", niż jest – rozwścieczają mnie potwornie.
Niech sobie ta buteleczka i będzie malutka – to naprawdę ma swoje plusy, kiedy upycha się różne niezbędne różności w torebce, w kieszeniach, lub w szufladzie biurka, o geometrycznie ograniczonych pojemnościach, natomiast ów upychany obiekt ma proporcjonalnie adekwatną, uzasadnioną cenę.
Ten krem nie ma. A stwarza ułudę, że jak na blisko 20 zł jest go w tej ładnej buteleczce dość sporo.
Jest mało.
Ale dobrze już, przełknę, że niczym jeleń dałam się omotać urodzie buteleczki, przepłacając, i – przejść do konsumpcji – co okazuje się nie być wcale łatwe. Buteleczko-tubka jest wykonana z tak sztywnego plastiku, że z trudem wyciska się z niej krem, zwłaszcza po zużyciu jakiejś ćwiartki zawartości.
Kwas za kwasem.
Jak wspomniałam na wstępie – sam krem jest w miarę poprawny – na trzy gwiazdki – choć mógłby lepiej nawilżać, i ładnie pachnie, ale z powodu nieadekwatnej ceny, nie całkiem elegancko rozwiązanej kwestii opakowania, i jego nieporęczności – nie mogę kosmetyku polecić.
Zalety:
- skład – z naturalnymi komponentami – masło shea, ekstrakty z owsa i aloesu,
- wchłanialność – bardzo dobra,
- konsystencja – przyjemna, treściwa, ale delikatna w dotyku,
- wydajność – dość dobra,
- zapach – egzotycznych owoców – Fan(k)om takich nut może się podobać
Wady:
- za słaby efekt nawilżenia i regeneracji dłoni – zwłaszcza zniszczonych lub przesuszonych,
- opakowanie – piękne – nieduża tubko-buteleczka o ciekawym kształcie otoczaka i w pieknym kolorze – ale wbrew zamierzeniom – kompletnie nieporęczne – ze sztywnego plastiku, przez co trudno jest wycisnąć krem po zużyciu 1/4 pojemności,
- cena – wysoka – nie całkiem uzasadniona walorami produktu, i za bardzo niewielką jego ilość (tylko 44 ml),
- dodatkowe opakowanie – krem jest oferowany w plastikowej, przezroczystej wyprasce, przez którą nie widać, że druga strona tubki – zasłonięta zadrukowanym kartonikiem jest wklęsła, przez co opakowanie w sklepie optycznie wydaje się być większe, niż w rzeczywistości, a nie wszystkie Klientki kojarzą, że to zaledwie 44 ml - nieładnie
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie