Cudny kosmetyk, ale niekoniecznie dla wszystkich.
Zawsze chciałam wypróbować produkty marki Glamglow. Marka jest według mnie kosmetycznym odpowiednikiem produktów Apple, albo się je kocha, albo nienawidzi.
Zaczęłam interesować się bliżej jej kosmetykami na początku tego roku, kiedy szukałam nowego produktu do mycia twarzy. Ceny maseczek były (i nadal są) dla mnie horrendalnie wysokie (mimo, że trochę czasu upłynęło i używałam już wszystkich za wyjątkiem fioletowej wersji, ale za żadną nie zapłaciłam pełnej ceny) natomiast wówczas nie chciałam wydawać prawie dwustu złotych na 50 ml maseczki (cena już po -20% w Sephorze) i postanowiłam kupić 150 ml błota (bo nie jest to pianka) za 120 zł (skorzystałam z owej zniżki). Wybrałam wersję nawilżającą w obawie, że pozostałe mogą wysuszyć moją tłustą (ale wrażliwą) cerę.
Pierwsze wrażenie: produkt cudownie pachnie. Mycie buzi było czystą przyjemnością. Błoto jest gęste, ma żółtawo-szary kolor, aplikujemy je na suchą skórę (wcześniej zmywam makijaż płynem micelarnym) i rozprowadzamy. Potem wystarczy zwilżyć palce, kontynuować mycie twarzy i spłukać produkt ciepłą wodą. Przyznam, że początkowe aplikacje nie należały do najmilszych. Na początku używałam tego błota do mycia buzi wieczorem. Po pierwszym użyciu miałam uczucie jakbym nie zmyła tego produktu do końca. Buzia była dziwnie napięta i ściągnięta w okolicach nosa i policzków. Przez następne 2-3 dni efekt był taki sam aż w końcu pojawiły się drobne niedoskonałości. Pod kością policzkową czyli w miejscu, gdzie nigdy ich nie mam, chyba żeby mnie coś podrażniło. No cóż... Byłam wściekła, że wydałam takie pieniądze na produkt, którego być może nie będę mogła używać. Po jakiś dwóch dniach moja cera wróciła do normy a po tygodniu przerwy zaczęłam ponownie używać produktu. Na początku pomyślałam sobie, że będę go używać np. 3 razy w tygodniu. Kiedy ponownie umyłam nim buzię efekt był zupełnie odwrotny od poprzednich aplikacji. Cera była czysta, miękka w dotyku, nie było uczucia ściągnięcia. Postanowiłam użyć go też następnego dnia, i następnego, i kolejnego... Ani śladu po wcześniejszych problemach. Dlatego uważam, że nie należy kupować tego produktu w ciemno, ale zaopatrzyć się w salonie Sephory w próbkę (zrobiłam tak z białą glinką do mycia buzi i bardzo dobrze, bo nie przypadła mi do gustu). Dla mnie, pomimo falstartu, jest to rewelacyjny produkt do oczyszczania buzi. Po jakimś czasie, kiedy skończył mi się żel do mycia twarzy, którego używałam rano, zaczęłam stosować błoto dwa razy dziennie. Obecnie używam wersji zielonej i nie jest aż tak dobra jak niebieska. Kiedy tylko się skończy na pewno do niej wrócę. Podoba mi się opakowanie, jest w formie tuby z pompką, ale największym plusem jest to, że jest próżniowe. Trudno stwierdzić, kiedy skończy nam się produkt, ale kiedy już nie można wycisnąć nic z pompki wystarczy ją odkręcić. Resztki wystarczyły mi na dwie czy trzy aplikacje więc mamy czas żeby w razie czego zaopatrzyć się w nowy kosmetyk do mycia buzi. Produkt jest średnio wydajny. Wystarczył mi na nieco ponad 4 miesiące (a przez pierwszy miesiąc, jeśli nie dłużej, używałam go raz dziennie). Uważam, że jest to produkt odpowiedni dla wszystkich typów cery z małym zastrzeżeniem, żeby upewnić się wcześniej czy nie podrażni. Tak bardzo przypadł mi do gustu, że mimo wysokiej ceny daję mu pięć gwiazdek.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie