Clarena Boracay, Body Cream Pielęgnacyjny krem do ciała

Clarena ma w swojej ofercie prawdziwe perełki, które przeplatają się z niewypałami. Tym razem w moje ręce wpadł krem do ciała, który powinien idealnie zgrać się z potrzebami mojej suchej i okresowo atopowej skóry. A co z tego wyszło? Krem ma białą barwę i gęstą konsystencję. Dość tępo rozprowadza się na skórze, a co za tym idzie trzeba go trochę zużyć, żeby nasmarować całe ciało. Nie jest to tytan wydajności. Raczej szybko się wchłania, ale pozostawia nieprzyjemną warstwę. Mam wrażenie jakby skóra była czymś poklejona i nie oddychała. Poza tym podczas wieczornego prysznica czuję pod palcami, że ta warstwa zaczyna się rozpuszczać i spływać wraz z wodą, więc krem wcale się nie wchłania (mając na to cały dzień), a tworzy film oblepiający ciało. Skóra po aplikacji nie jest miękka, nawilżona, ale nieprzyjemnie tępa i dalej sucha. Na szczęście nie uczula i nie podrażnia. Skład na poziomie balsamów drogeryjnych. Dość wysoko jest masło shea. Znajdziemy w nim również aloes, masło kakaowe i pantenol, ale dopiero po zapachu i konserwancie, więc raczej w znikomych ilościach. Krem znajduje się w zakręcanym słoiczku. Grafika oszczędna, typowa dla produktów Clareny. Zapach jest bardzo intensywny i perfumeryjny. Mnie się podoba. Cena jest zdecydowanie zbyt wysoka. A dostępność słaba, bo Clarena to raczej marka gabinetowa i chyba niedostępna w drogeriach.