Ziaja Cupuacu, Brązujący krem odżywczy na dzień spf 10 

Krem miałam w formie próbek, które nie ukrywam że bałam się użyć, bo bałam się pomarańczy i plam na twarzy. W końcu trafił się dzień, gdy nie miałam zaplanowanego żadnego wyjścia i przypomniałam sobie o nich, dlatego stwierdziłam że to idealny moment na przetestowanie tego produktu. Z pierwszą aplikacją byłam bardzo ostrożna. Jednorazowo użyłam połowę próbki, tyle wystarczyło na pokrycie całej cery. Konsystencja kremu jest w punkt - nie za ciężka, nie za lekka. Dobrze rozprowadza się na twarzy. Zapach jest specyficzny, dziwny ale ciekawy. Wyczuwałam go cały dzień, co jest rzadko spotykane wśród kremów. Czekałam z niecierpliwością na efekty brązujące i muszę przyznać że spodziewałam się mocniejszego koloru. Jest to naprawdę lekkie ocieplenie karnacji, według mnie praktycznie niewidoczne. Nie widać odcięcia na szyi. Ja stosowałam go co drugi dzień, dla podtrzymania efektu. Skóra była po nim miękka w dotyku, nawilżona. Krem jest ciekawą opcją, nie tworzy plam. Może jeszcze kiedyś go kupię, chociaż wolę bardziej widoczny efekt.

Krem kupiłam w okresie letnim z polecenia koleżanki, która regularnie stosuje tego typu produkty. W przeciwieństwie do reszty ciała staram się nie opalać twarzy, więc zależało mi na tym, by dorównała mu kolorem. Krem zamknięty jest w ładnej, niewielkiej tubce. Zapach ma zaskakująco przyjemny jak na tego typu produkt, choć jeśli chodzi o kosmetyki do twarzy to preferuję lżejsze zapachy albo ich brak. Początkowo nakładałam bardzo niewielką ilość w obawie, że zrobię sobie plamy albo efekt będzie zbyt mocny, jednak zbyt mała porcja nie dała żadnego efektu, więc teraz nakładam go nieco więcej. Stosuję go na noc, gdyż pomimo dosyć lekkiej konsystencji zostawia tłusty film na skórze i wg mnie nie nadaje się pod makijaż, a zaznaczę, że mam cerę suchą. Stosowany na noc daje fajne nawilżenie, a po kilku użyciach skóra wygląda na lekko muśniętą słońcem. Super, że jest wegański i że dodatkowo posiada SPF. Ogólnie całkiem fajny krem.

Początkowo podchodziłam do niego dość ostrożnie, bo obawiałam się, że będzie to typowy samoopalacz, który zostawi na mojej twarzy smugi. Okazało się, że taka "katastrofa" nie nastąpiła. Opakowanie nie jest duże, ale kosmetyk jest bardzo wydajny. Kremu używam zarówno ja, jak i moja mama. Jedno opakowanie wystarcza nam spokojnie na 2-3 miesiące. Produkt ma biały kolor, gęstą kremową konsystencję i... dość specyficzny zapach. Nie wiem, jak go określić, ale jest lekko gryzący. Warto jednak dodać, że nie jest to zapach typowego samoopalacza. Krem zazwyczaj wyciskam na dłoń. Ilość to wielkość monety 50 groszówki. Rozsmarowują na całą twarz oraz dekolt. Czekam aż wchłonie się, a dłonie dokładnie myję, aby nie wyszły na nich plamy. Co ciekawe, raz nie zrobiłam tego i też nie było efektu pomarańczowych dłoni. Lekka opalenizna pojawia się już po 10-15 minutach od zaaplikowania produktu na skórę. Nie jest to jednak nachalny efekt rodem z solarium lub mocnych samoopalaczy. Karnacja jest lekko przyciemniona, a skóra wygląda na delikatnie muśniętą słońcem. Nigdy nie zdarzyło mi się mieć plam i smug. Nie było także tego charakterystycznego zapachu, który większość brązujących produktów zaczyna mieć po kontakcie ze skórą. Krem często stosuję na noc, nigdy nie pobrudził pościeli. Co ważne. Mam dość wrażliwą skórę. Krem nigdy nie spowodował podrażnień. Nie było zapychania i wyprysków. Opalenizna utrzymuje się przez max. 3 dni, dlatego warto aplikować go codziennie lub co 2-3 dni (w zależności od potrzeb). Ogromnym plusem jest cena. Za około 13 złotych dostajemy naprawdę dobrej jakości krem brązujący.

Krem ma filtr SPF 10 i lojalnie informuje – za pomocą napisu – że to niska ochrona na dzień. Bardzo lubię uczciwość w kosmetyce, i napis spodobał mi się bardzo – wielki plus dla Marki :-). Jako urodzony zbieracz próbek, wygmerałam w kolekcji kilka saszetek, żeby podrasować sobie w środku zimy zdrowszy, opalony odcień cery. Zastosowałam, i już pierwszego dnia przekonałam się, że na dzień do mojej mieszanej cery ten odżywczy, bogaty krem okazał się zbyt ciężki i od razu po nałożeniu wymagał zmatowienia, a cera wydawała mi się minimalnie lepka, więc próbki stosowałam na noc. Obawiając się nienaturalnego efektu żółci lub pomarańczu na twarzy, dawkowałam go ostrożnie, minimalnymi porcjami, i co drugą noc – na zmianę z innym kremem nawilżającym. Po tygodniu – czyli trzech dawkach kremu Ziaji, uznałam, że efekt jest zadowalający, i na jakiś czas – cera wyglądała jak przyjemnie muśnięta słońcem. Odczekałam dwa tygodnie i znów powtórzyłam "kurację" – złożoną z 3 "zabiegów" upiększających. Zupełnie jak w salonie kosmetycznym, a we własnej łazience – fajnie :-), bardzo lubię tak przyjaźnie, nieskomplikowanie, a skutecznie działające kosmetyki. Oprócz efektu lekkiej, naturalnej opalenizny, cera była ładnie nawilżona, odżywiona i gładka. Krem nie podrażnił mnie, ani nie uczulił – choć takich "fikołków" też się obawiałam, bo to jednak nietypowy na co dzień specyfik. Aplikacja – też w porządku – krem przyjemnie pachniał, był gładki, ładnie się wmasowywał, choć zostawiał nieco lepką, tłustą warstewkę, i dlatego polecam go na noc.

Krem w podręcznej niedużej tubce. Łatwo się rozprowadza ale nie wchłania się do końca zostawia tłusty film. Kolorek jaki nadaje twarzy jest dość ładny nayuralny mniej więcej po 2 godzinach już widać go na twarzy. Nie wysusza, nie zapycha ale też nie ma jakiegoś super wpływu na cerę nawilża bardzo średnio i tyle. Ja go używam tylko na noc (ze trzy pod rząd aby mieć ładny kolorek na buzi) ponieważ przy noszeniu w dzień dostaje się do ust i czujemy gorzki smak i potrafi podrażnić oczy. Efekt opalonej cery utrzymuje się do 3 dni potem trzeba nałożyć ponownie. Dość wydajny i ma przyjemny zapach.

Po ten krem sięgnęłam po raz kolejny, a rzadko mi się to zdarza. Nie jest to na pewno mój kosmetyczny hit, jednak nie można też mu zbyt wiele zarzucić. Na plus są na pewno niska cena, wygodne opakowanie w formie tubki, ładny i oryginalny zapach - mnie akurat przypadł do gustu, chociaż nie wszystkim Wizażankom, z tego co czytam, się podoba. Co do brązowienia skóry to efekt ten występuje, choć nie w jakimś dużym stopniu. W przypadku mojej jasnej cery jest ona po prostu mniej blada. Szkoda, że filtr SPF, jeśli już jest, nie ma wyższego numeru, choćby 15. Krem nie dał w moim przypadku spektakulrnego efektu pielęgnacyjnego. Powiedziałabym, że przy mojej normalnej skórze jest on "neutralny", mojej ani mocno nie odżywił, ani nie nawilżył, ale też nie wyrządził żadnej szkody. Lubię go na co dzień pod makijaż, bo dobrze stapia się z podkładem, a w ciągu całego dnia skóra ani się nie świeci, ani nie przesusza.

Krem w wygodnej tubce jest bardzo treściwy i tłusty, moim zdaniem nie nadaje się do twarzy, zwłaszcza latem w upalne dni. Musiałam zużyć go do ciała, gdyż zbyt obciążał moją cerę. Liczyłam na lekki efekt brązujący, niestety nie zauważyłam nic. Owszem przyjemnie pachnie, ma filtry, super nawilża ciało, jednak nie spełnia oczekiwań.

Z racji tego, że jestem bardzo blada, a nie wyobrażam nałożyć sobie samoopalacza na twarz sięgnęłam po ten krem. I oczywiście spełnił moje oczekiwania. :) Cera nabrała stopniowo pięknego koloru, bez efektu pomarańczy. Krem nie zrobił mi plam pomimo moich obaw. Uzyskałam naturalny efekt. Jedynymi minusami są: zapach. Dla mnie zbyt duszący i słodki Drugim minusem jest konsystencja, wg mnie krem mógłby mieć lżejszą formułę, ponieważ nie czuję się zbyt komfortowo z takim ciężarem.

Krem niby fajny ale lekko przyciężkawy... Jeśli chodzi o nadawanie koloru skórze to spełnia ten warunek na pięć z plusem. Nie ma żadnych odcięć, plam, zażółceń- za to zdrowe lekkie muśnięcie słońcem. Za to daje pewien dyskomfort ...ponieważ choć konsystencja wydaje się odżywcza i nawilżająca to niestety tak nie jest. Moja twarz wręcz przeciwnie przy tym kremie wymaga dodatkowego nawilżenia a szkoda bo chętnie zostałabym przy tym wyborze na dłużej. Zapach jest dość ciężki przy długotrwałym stosowaniu męczy...ale to rzecz gustu ja po prostu nie przepadam za kakao i szybko mnie przytłacza taka słodycz w kosmetykach.

Mam raczej bladą skórę. Wszystko, co może nadać jej jakikolwiek żywy odcień, jest więc bardzo mile widziane... Ten krem dostałam akurat w prezencie. Nie oczekiwałam cudów, bo jednak do brązujących kosmetyków podchodzę z pewną rezerwą. Ale akurat tu nie było źle. Krem jest bardzo przyjemny w użyciu. Przepięknie, bardzo apetycznie pachnie. Dobrze się rozprowadza i wchłania. Nie pozostawia tłustego filmu, nie roluje się i dobrze nakłada się n a serum. A co do efektu opalania? Zauważyłam, że moja skóra nabrała kolorytu. Nie jest to opalenizna - o nie. To raczej efekt delikatnego ożywienia koloru. I dobrze, bo nie chciałabym efektu sztucznej opalenizny. Mimo, iż krem jest dość bogaty w składniki odżywcze, nie zapycha i nie powoduje jakichś przykrych niespodzianek na twarzy. Za to skóra jest odżywiona i miękka. Za tę cenę naprawdę nie można oczekiwać nic więcej.

Krem zamknięty jest w miejskiej tubce z zatrzaskiem. Niestety, nie widać stopnia zużycia produktu. Ma gęstą, nietłustą konsystencję i słodki orzeszkowo- karmelowy zapach. Ładny jest, ale przy dłuższym stosowaniu może trochę się znudzić i być męczący. Krem wywołał we mnie mieszane uczucia. Niby ładnie się rozprowadza, szybko się wchłania, dobrze nawilża, nie pozostawia tłustej i lepkiej warstwy, ale świecę się po nim jak księżyc w pełni. No nie podoba mi się taki efekt. Druga rzecz, która jest dla mnie rozczarowaniem, to efekt brązujący. Liczyłam, że będzie to naturalne muśniecie słońca, jak w przypadku balsamu do ciała z tej samej serii, który tak na marginesie, jest dla mnie najlepszym balsamem brązującym. Ale krem niestety, nie daje żadnego efektu brązującego na twarzy, z wyjątkiem okolic brwi i linii włosów, bo w tych miejscach skóra zrobiła mi się pomarańczowa, co wyglądało bardzo nieestetycznie. Tym bardziej mnie to dziwi, bo akurat w tych miejscach tego kremu nie nakładałam, zgodnie z zaleceniem producenta. No niestety, nie zaprzyjaźniliśmy się z tym produktem i mimo dobrych właściwości nawilżających, niskiej ceny i dobrej wydajności, więcej po niego nie sięgnę .

Krem otrzymałam w prezencie od koleżanki, która bardzo go chwaliła. Obawiałam się nieco go używać, ponieważ nie chciałam skończyć z pomarańczową twarzą. Na szczęście krem nie działa aż tak "brązująco" jest to bardziej naturalny efekt jakby opalonej słońcem skóry, co bardzo mnie ucieszyło. Niestety jestem posiadaczką cery suchej i ten krem nie radzi sobie z nawilżeniem jej. Zużyłam już całe opakowanie i chyba nie kupię kolejnego ze względu na zbyt mały poziom nawilżenia.

Używałam całej serii, balsam rewelka i zachwycałam się zapachem, ale w przypadku kremu ten zapach jest za intensywny, ciężko używać go jako kremu nawilżającego bo nawilża słabo i zapycha, w efekcie stosowałam go bardzo rzadko aż skończył jako zapomniany na dnie szafki.

Plusy: ❤Zapach orzechów brazylijskich i makadamia ❤Treściwa konsystencja kremu ❤Zauważyłam, że moja skóra stała się jakby lekko opalona ❤Dostępność ❤Niska cena

Krem jest zamknięty w opakowaniu o pojemności 50 ml. Posiada śliczny,nieco karmelowy zapach. Konsystencja jest lekka,dzięki czemu krem dobrze się rozprowadza i szybko wchłania. Dobrze nawilża,ale niestety tylko na chwilę. Mam wrażenie,że jakiś czas po aplikacji nie ma śladu po naprawdę solidnym nawilżeniu. Co do efektu brązującego,to źle nie jest,ale jakoś super też nie. Tak szczerzę,to obawiałam się pierwszej aplikacji. Myślałam,że moja twarz będzie mega brązowa,albo co gorsza jakaś żółta. Okazało się,że efekt był minimalny tak jak w przypadku mleczka. Większe efekty były widoczne po kilku aplikacjach. Niestety tak jak również w przypadku mleczka trzeba bardzo dobrze rozsmarować krem,bo inaczej można mieć nieestetyczne plamy. Na szczęście krem nie powoduję zapychania i nie podrażnia. Nie jest,to zły kosmetyk,ale bardziej taki do wyrównania kolorytu cery.

Krem za niewielkie pieniądze, wydajny, całkiem nieźle (jak na produkt brązujący) pachnący, szybko się wchłaniający (nic się nie lepi, skóra się nie świeci), dający efekt skóry muśniętej słońcem. Nadaje się pod makijaż. Szkoda, że SPF tylko 10. Fajnie gdyby Ziaja stworzyła krem brązujący z wyższym SPF.

Tubka produktu bardzo podobna jak w przypadku kremiku z tej samej serii regenerujaco-wygladzajacego. Odrozniaja je jedynie kolory. Musze przyznac ,iz mialam wielkie obawy przed wyprobowaniem (w koncu jak cos pojdzie nie tak ,to chodzi o twarz..i jak sie potem gdzies pokazac). Na szczescie obawy sie nie sprawdzily. Konsystencja przyjemna ,naklada sie ja z latwoscia. Nakladajac krem nalezy uwazac na granice brwi i nasade wlosow aby nie przesadzic z efektem. Po ok 4 godzinach mozna zauwazyc pierwsza roznice w zmianie kolorytu skory. Musze przyznac,ze jest dosc delikatne musniecie slonca. Zapewne wszystko zalezy od ilosci nalozonego produktu. Po kilku aplikacjach moja cera wyglada jak po kilku seriach opalania. Kiedy bylam juz zadowolona z efektu i zaczelam odstawiac krem bylam ciekawa jak to bedzie wygladalo. Na szczescie schodzil rownomiernie i nic nie rzucalo sie w oczy. Ale zapewne u kazdego w zaleznosci od karnacji bedzie to wygladalo inaczej. Jedynym minuem jaki zauwazylam jest lekkie przesuszenie ale mozna to szybko odbudowac uzywajac kremu odzywczego tej samej serii.

Dostałam ten kremik i powiem szczerze, że jest bardzo fajniutki. Moja cera bardzo go polubiła. Krem dosłowne wtopił się w skórę, która w efekcie była mocno odżywiona. Efektu brązującego może nie zauważyłam, natomiast pojawiła się taka delikatna ciemniejsza poświata na skorze, Taka bardzo delikatna, ale przyjemna. Ale niestety kremu nie kupię i nie chcę mieć już z nim styczności przez zapach. Taki okrutne słodki i duszący, zostający na skórze na długi czas. Nie lubię w kosmetykach wszelkich zapachów karmelowych, toffi, waniliowych, ale ten pokonał mnie w pierwszej rundzie. Jeju, czegoś tak przytłaczającego nie wąchałem chyba nigdy. I niestety ten mankament skreśla mi naprawdę dobry krem.