La Mer Creme de la Mer , Moisturizing Cream Krem nawilżający

Kremu La Mer w jego najbardziej klasycznej, a przy tym najcięższej wersji, używam od kilku lat. Nie codziennie, nie na każdą okazję, lecz mimo to trudno byłoby mi sobie wyobrazić pielęgnację bez tego kosmetyku. Krem jest bardzo gęsty (przed aplikacją należy rozgrzać go między palcami), treściwy, wydajny, dosyć tłusty, ale przy tym cudownie, magicznie wprost kojący i uzdrawiajacy skórę. Dla mojej mieszanej cery okazał się niestety zbyt ciężki do regularnej pielęgnacji (do takowej używam wersji soft), ale są sytuacje, w których jest po prostu niezastąpiony. Stosuję go między innymi: - po kwasach w celu ukojenia skóry, - po retinolu (W tym wypadku dosłownie uratował moja popalona skórę, która wyjątkowo źle znosiła mocne serum StriVectin z retinolem), - czasem do zamknięcia zabiegu z maską The Lifting and firming mask (na zmianę z wersją soft), - na wszelkie podrażnienia, alergie, zaczerwienienia, poprzednia słoneczne, - po zabiegach u kosmetyczki w celu ukojenia skóry w domu W efekcie używam go zwykle kilka razy w tygodniu :))) Jestem zdania, że to kosmetyk leczniczy i skuteczny, a jego legenda nie jest przesadzona. Na koniec opowiem Wam pewną krótką historyjkę: jakieś 20 lat temu, na początku studiów, pojechałam z chłopakiem pod namiot na Mazury. Byłam relatywnie młoda i nieświadoma ryzyka nadmiernego wystawiania skóry na działanie słońca. Kremu z filtrem nawet ze sobą nie wzięłam, a lato okazało się wyjątkowo upalne. W konsekwencji musieliśmy skrócić pobyt z powodu oparzeń, jakich nabawiłam się na twarzy. Nos i policzki były dosłownie poparzone jakbym wylala na nie wrzątek. Byłam kompletnie załamana i przekonana, że blizny oszpeca mi twarz na zawsze. Oczywiście natychmiast udałam się do dermatologa. Lekarka przepisała mi maść recepturowa (mieszaną przez farmaceute) i kazała smarować poparzone obszary grubą warstwą. Maść była niesamowicie gęsta i tłusta, bardzo podobna do kremu La Mer. Nie odpowiadała mi ta konsystencja, nie wierzyłam też w cudowne działanie tej mikstury, ale w desperacji stosowałam ją sumiennie. I po pewnym czasie po prostu zdjęłam spalona twarz jak maskę. Dosłownie zdjęłam w jednym kawałku, a pod spodem była moja normalna twarz bez żadnych blizn i podrażnień. Co ja bym dała, aby poznać receptę tego kremu.... W każdym razie póki co Creme de la mer jest bez dwóch zdań najbliższym mu preparatem. Mam nadzieję, że będę mogła używać go zawsze bo dla mnie to lek i opatrunek na wszelkie podrażnienia skóry.

Ten krem to chyba taki klasyk, każdy zna i każdy lubi, bowiem zawsze jest niezawodnym i sprawdzonym kosmetykiem, który pomimo upływu lat nie rozczarowuje. Pamiętam swój pierwszy słoiczek i jak bardzo go wtedy polubiłam, został moim numerem jeden wśród kremów na długi czas. Obecnie bywa, że używam również innych kosmetyków do pielęgnacji ale do niego wciąż chętnie wracam. Bardzo lubię ten krem za działanie i to jak dogłębnie nawilża i odżywia skórę, odpowiada mi także konsystencja i to jak dobrze się wchłania. Jest odpowiedni pod makijaż, nie roluje się, nie „łuszczy” nawet pod bardzo ciężkimi i profesjonalnymi, studyjnymi podkładami czy pudrami.

Krem kupilam razem kalendarzem adwentowym. W jednej z szufladek byl wlasnie on, niestety w rozmiarze mini, 7ml. Nie ukrywam, se zawsze mnie ra marka fascynowala, bo i cena kosmiczna i cala otoczka wrecz magicznego specyfiku, ktory zabe zamienia w ksiecia, czy ksiezniczke bardzo mnie zaintrygowala. Czy opis kremu zgodny jest z jego dzialaniem? Mam problem w ocenie. Bo z jednej strony stosowalo mi sie go bardzo fajnie, bogaty konkretny, nawilzal i pozostawial skore na dlugie godziny w nienagannym stanie... no ale jak ma sie to do skladnikow to ja naprawde nie wiem. Zapach przypominal mi krem Nive za grosze w tym starym metalowym opakowaniu. Kiedy to wygooglowalam okazalo sie, ze nie tylko ja tak mysle. Czy cena jest tu adekwatna? Tez nie umiem powiedziec, ale na zdrowy chlopski rozum jest to totalne przegiecie. Moze zadzialala na mnie ta magia LaMer, a moze klimat przedswiateczny w zeszlym roku ale szczerze powiem, ze gdyby cena nie byla problemem to kupilabym go w rozmiarze pelnym. Tak!!! Powiedzialam to na glos. Oooops!

Krem dobrze nawilża i ładnie pachnie. Dostałam go na prezent w zestawie i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jego działaniem. Używam rano przed makijażem i wieczorem podczas wieczornej rutyny jako dopełnienie wieczornej pielęgnacji. Na moją mieszaną skórę działa rewelacyjnie. Krem ,łagodzi i delikatnie nawilża. Powoduje, że skóra wydziela mniej sebum i świeci się mniej po całym dniu a makijaż wygląda na bardziej świeży. Cena jest wysoka, ale kupiłabym go ponownie, gdyż ma dobry skład i świetne działanie. Opakowanie bardzo ładne i praktyczne. Krem ma bardo fajną konsystencję, nie za gęstą. Dobrze się wchlania i dobrze reaguje z cerą trądzikową oraz wrażliwą.

Każdy kto przechodzi przez duty free na lotniskach pewnie kojarzy krem La Mer. Krem jest pięknie wystawiony a cena zbija z nóg. Opis obiecuje wiele, więc pewnie musi być cudowny. Czy jest? Dostałam od przyjaciół, którzy mieszkali u mnie przez tydzień, więc to miało być "dziękuję". Szkoda, że nie skonsultowali, ale prezent to prezent. OPAKOWANIE Biały słoiczek. Nic nadzwyczajnego, ale nie kupujemy dla opakowania, tylko dla zawartości. SKŁAD Zaskoczył mnie. Co prawda najpierw w składzie algi, ale zaraz potem parafina, wazelina. gliceryna i woski. Dopiero potem inne składniki. Czyli oceniając z początku składu przyzwoity, tani krem okluzyjny. KONSYSTENCJA Krem gęsty. Zgodnie z instrukcją trzeba go ogrzać w palcach. Słusznie, bo bez ogrzania trudno rozprowadzić. Krem pachnie dość przyjemnie, kwiatowo. DZIAŁANIE Moja dojrzała mieszana skóra całkiem lubiła ten krem. Koniecznie na serum nawilżające, bo sam raczej nie nawilża. Wyłącznie na noc, bo na dzień za tłusty. Zmarszczki wyglądają na wygładzone, skóra jest miękka i elastyczna. Ale taki sam efekt daje mnóstwo innych kremów. Nie jestem dermatolożką, ale wydaje mi się, że w przypadku nałożenia parafiny na twarz nie mamy pewności czy inne składniki aktywne zawarte w kremie mają szanse przez tę warstwę okluzyjną się przebić. PODSUMOWUJĄC Miło sprawdzić "kultowy" krem i przekonać się, że nic nie tracę nie kupując go stale. Krem jest w sprzedaży od lat 60-tych. Od tego czasu wiele się w produkcji kosmetyków zmieniło. Mamy znacznie więcej wiedzy na temat różnych substancji czynnych, interakcji pomiędzy składnikami i znacznie lepsze nośniki, które pomagają na dostarczanie tych substancji trochę głębiej niż tylko naskórkowo. Trzeba wspomnieć, że 60 ml kremu kosztuje (Douglas) 1 500 PLN. Warto? Nie warto.

Krem jak krem, fajnie rozsmarowuje się na twarzy, pozostawia na początku tłusty film ale z upływem czasu fajnie się wchłania pomimo tłustej konsystencji. Czy zrobił jakieś spektakularne efekty to raczej nie widzę różnicy do kremów za 150zł. Może jedynie efekt placebo dla niektórych konsumentek działa, że niby luksusowo. Na pewno jest wydajny, pachnie podobnie do kremu NIVEA i bym wręcz powiedziała że jest łudząco podobny w konsystencji.

Jeden z droższych kremów jakie miałam , ale nigdy mnie nie zawiódł . Pięknie nawilża i wygładza skórę. Produkt nie podrażnia a wręcz łagodzi podrażnienia. Ten gagatek zostanie ze mną chyba już na zawsze :) niestety jest bardzo drogi

Próbkę kremu otrzymałam w prezencie. W internecie znalazłam cenę i się przeraziłam! Bardzo drogi krem! No i automatycznie miałam w stosunku do niego większe oczekiwania. Ale niestety nie jest on dla mnie... mam skórę mieszaną wiec szukam kremów o lżejszej konsystencji, ten natomiast jest bardzo gęsty, tłusty. Zostawia tłusty film na twarzy. Jest biały o zapachu... i tu moje zdziwienie... kremu Nivea! Zabójczo podobny zapach. Jakbym krem Nivea wsadziła w opakowanie po la mer to zwyczajnie nie zauważyłabym różnicy. Przy codziennym stosowaniu nie widzę szczególnej różnicy, wręcz odwrotnie, pojawiły się nowi nieprzyjaciele. Cóż dla mnie za bardzo tłusty i chyba dlatego tak się stało. Może cery suche go pokochają bo ja niestety nie.

Niestety, właśnie ze względu na cenę, krem jest bardzo dobry. Mimo tego, że krem nie ma żadnych wad, nie zakupię go, bo najzwyczajniej szkoda pieniędzy. Za ułamek tej ceny można zakupić równie dobre kosmetyki pielęgnacyjne. Wady: -tylko i aż cena Zalety: -ładny zapach -gęsta konsystencja -wydajny -świetne nawilżenie -szybko się wchłania -odżywia -nadaje się pod makijaż

Marka La Mer jest kultowa i znana prawie każdemu ze swoich mega drogich kosmetyków których składy pozostawiają wiele do życzenia.Kremu używałam jakieś 3 lata temu i to był mój najdroższy krem w życiu i ostatni. Zrozumiałam w końcu,że płacimy za markę a nie jakość tak drogich kosmetyków! Nie ma co się oszukiwać żaden kosmetyk nie jest wart czy to 1000zł czy 3000zł!to jest tylko marka i marketing! Przechodząc do kremu:opakowanie eleganckie i wygodne.Konystencja jest zbita i przy nakładaniu trzeba go rozgrzewać w dłoniach,wtedy dobrze się rozprowadza. Moja skóra nie lubi parafiny bo jest podatna na jej zapychanie,oczywiście nie każda tak będzie reagować,ale moją niestety tak. Czytając opinie w Internecie tego kremu(pomimo nie w moim typie składu przez parafinę)postanowiłam go kupić i wypróbować myśląc,że jest tak wyjątkowy,że na serio nie będzie zapychał porów. Niestety myliłam się!Po ok miesiącu pozapychał pory i przyczynił się do powstania gul. Krem optycznie wygladzał skórę,a to dzięki parafine składzie i nic więcej. Słabo nawilża no i zapycha. Nie polecam bo to niepoważnie drogi kosmetyk którego skład to parafina i jej okluzja na skórze. SKŁAD kremu: Seaweed (Algae) Extract – ekstrakt z alg Mineral Oil (Paraffinum Liquidum) – olej mineralny, pochodna ropy naftowej Petrolatum – pochodna ropy naftowej Glycerin – humektant – czynnik nawilżający Isohexadecane – pochodna ropy naftowej Lime (Citrus Aurantifolia) Extract – ekstrakt z owocu limonki Microcrystalline Wax (Cera Microcrystallina) – pochodna ropy naftowej Lanolin Alcohol – alkohol lanolinowy Sesame (Sesamum Indicum) Oil – olej sezamowy Eucalyptus (Eucalyptus Globulus) Oil – olej z eukaliptusa Magnesium Sulfate – stabilizator Sesame (Sesamum Indicum) Seeds – nasiona sezamowca Alfalfa (Medicago Sativa) Seeds – nasiona lucerny siewnej Sunflower (Helianthus Annuus) Seeds – nasiona słonecznika Powdered Almonds (Prunus Dulcis) – sproszkowane migdały Sodium – sód Potassium – potas Copper – miedź Calcium – wapń Magnesium – magnez Zinc Gluconate* – glukonian cynku Paraffin – pochodna ropy naftowej Vitamin E Succinate – witamina E Niacin – niacyna Beta-Carotene – beta karoten Decyl Oleate – emolient pochodzenia naturalnego Aluminum Stearate – szkodliwa sól aluminium Octyldodecanol – alkohol tłuszczowy, emolient Citric Acid – kwas cytrynowy Cyanocobalamin – witamina B12 Magnesium Stearate – stearynian magnezu, otrzymywany z olejów roślinnych lub zwierzęcych Panthenol – pantenol, nawilża Methylchloroisothiazolinone – szkodliwy konserwant Methylisothiazolinone – szkodliwy konserwant Alcohol Denate. – alkohol, konserwant, może wysuszać Fragrance (Parfum) – substancje zapachowe

Początkowo trochę się przeraziłam, bo krem jest bardzo gęsty, powierzchnia wyglądała jakby taka spękana ziemia, i wyczuwalne były twardsze elementy. Skonsultowałam to nawet z perfumerią i okazało się po prostu, że krem należy najpierw rozgrzać w dłoniach i dopiero nałożyć na skórę. Faktycznie, tak zaleca nawet producent. Po rozgrzaniu krem nabiera aksamitnej konsystencji i cudownie się rozpływa. Dobrze nawilża i odżywia skórę. Wersji gęstej używam na noc, a na dzień lżejszej wersji soft. Wszelkie zmiany i przesuszenia skóry ustąpiły. Krem uzależnia!

Od wielu lat prowadzę bloga urodowego i z reguły celuję w zupełnie inną półkę - i składową i cenową. Krem La Mer dostałam od przyjaciółki na 30-ste urodziny. Można marudzić, wyśmiewać itd. ale powiedzmy sobie szczerze - kto nie chciałby wypróbować legendy? Ja podeszłam mocno sceptycznie, szczególnie z racji na to, że z reguły parafina w kosmetykach do twarzy robiła mi kuku. I choć nie będę dyskutować o cenie czy jest adekwatna czy nie to muszę przyznać, że sam krem rzucił mnie na kolana. Nie stosuję go na co dzień, a raczej raz na kilka dni w formie kuracji ( przez parafinę bo się obawiam ). Zawsze gdy moja cera ma kryzys i dostanie La Mer to natychmiast wraca na dobre tory. Krem pięknie nawilża, wygładza, ujednolica koloryt, mam wrażenie, że również mocno wygładza. Dla mnie jest naprawdę świetny i pewnie gdybym miła parę zer więcej na koncie to byłby stale na mojej półce.

Tak, bardzo dobry! Nie sprawia cudów aleeeee... zrobiłam zdjęcie w dniu kiedy go dostałam i po miesiącu stosowania. Zdjęcia wysłałam moim koleżanka i bez wahania stwierdziły ze widać ogromna poprawę. Skóra wygląda na bardziej wygładzona, koloryt jest wyrównany i zdrowy. Wcześniej ziemista i przygaszona cera okraszona małymi krostkami wygoiła się i wyglada bardzo promiennie. Sama mam wrażenie ze skóra jest jedreniejsza i co ważne dla mnie przy cerze mieszanej zniknął problem suchych skórek które nagle pojawiały się przy aplikacji podkładu/korektora czy kremu BB. Jestem zadowolona choć aplikacja faktycznie jest dość męcząca. Trzeba długo rozgrzewać krem w palcach żeby się ładnie rozprowadził. Jestem przekonana, ze kupię go ponownie - może tym razem w wersji lżejszej, która ułatwia aplikacje. Stosuje dalej i zobaczymy jakie będą efekty po dłuższym czasie. Krem bardzo wydajny. Po miesiącu jestem w 1/3 opakowania. Ahh tak, pachnie faktycznie jak krem nivea i szczerze nie przeszkadza mi to jeśli działa to ja to biorę!

Krem La Mer kupiłam w zestawie świątecznym i zakochałam się w nim od pierwszego użycia. Mam skórę mieszaną, a krem jest tłusty więc używam go tylko na noc w połączeniu z regenerującym olejkiem La Mer The Renewal Oil. Po przebudzeniu moja skóra jest nawilżona, odżywiona i rozświetlona. Mam wrażenie, że radzi sobie ze zmianami hormonalnymi na twarzy, nie zapycha porów. Jedynie cena jest dosyć zaporowa.

Byłam niesamowicie ciekawa tego kremu i zmierzenia się z jego marketingową legendą. Przyznam wprost, że historia i szum wokół tego kremu są wymyślone bardzo mądrze i dają pełen efekt. Tylko czy krem faktycznie daje obiecany efekt na twarzy? W słoiczku wielu obietnic znajdziemy de facto po prostu tłusty, gęsty, biały krem bardzo przypominający klasyczny Nivea. Jego aplikacja również jest bardzo podobna. Lekki opór pod palcami i na twarzy podczas nakładania przypomina mi czasu dzieciństwa, gdy trzeba było wieczorem koniecznie użyć Nivei ;) Poza tym, że krem stwarza dobra barierę ochronną, nie ma w sobie nic ani nie robi nic takiego, co sprawiło by, że jego działanie jest tak dobre. Nie. To po prostu dobry, zwykły, codzienny krem, który nikogo nie podrazni. Daje wrażenie dobrze wykremowanej "dziecięcej" buzi. Lekko zmiekcza, chroni, pozwala się skórze samej zregenerować pod tym parafinowym płaszczykiem. Poza tym nie robi nic cudownego :) Czy go polecam? Jeśli ktoś poszukuję kremu ochronnego, niestraszne mu gęste i tłuste konsystencję rodem z kremu Nivea to oczywiście, że polecam. Jest to dobry, neutralny i nieszkodzący produkt. Jeśli ktoś oczekuje cudów - za tę sumę zbierzecie świetnie działający zestaw kosmetyków ze składnikami aktywnymi. Pojdziecie też do kosmetyczki, a starczy może jeszcze na masaż. I kawę. I lody :)

Do tej pory mój ulubiony, biorąc pod uwagę moją ciężką w pielęgnacji skórę, której rzadko co pasuje. Stosowany na noc dobrze nawilzal i lekko odzywial, nie zapychal. W ciągu dnia za to jak się nim raz posmarowalam w pewien upalny dzionek to dostałam uczulenia.:) także w tym przypadku coś za coś. Bo po przespanej nocy skóra nad ranem wygląda ładnie.

Magia wokół marki La Mer na mnie nie działa. Można powiedzieć, że wmuszano mi wprost krem La Mer. Kupiłam raz w życiu z totalnej głupoty. Plusy: + nawilża + fajna konsystencja + odmładzające algi Minusy: - zapycha - działa komedogennie - długo się wchłania - cena zwala z nóg Można kupić w ramach prezentu lub kaprysu.

Napisałam niestety, bo generalnie to będzie znaczyć, że muszę spod ziemi wyciągnąć te prawie 700 zeta na nowe opakowanie. Chodziłam wokół tego kremu przez chyba 8 lat. Czytałam mieszane recenzje - jedne szał zachwytu, inne - że beznadzieja i nabijanie ludzi w butelkę. Spotykałam się z opiniami, ze to tak naprawdę krem Nivea z kilkoma dodatkami. Czytałam artykuł w Daily Mail, jak to pani dziennikarka testowała na połowie twarzy Nivea a na drugie CDLM i Nivea "performed better". Ze względu na cenę i zdrowy rozsądek wahałam się i w końcu stwierdziłam, że nie kupię. Do czasu, aż moja skóra, pomimo troskliwej pielęgnacji, stosowaniu wcale nie tanich kosmetyków, kombinowania, nie sprawowała się dobrze, ponieważ: 1) świeciła się jak wściekła 2) czerwieniła się bez powodu większego 3) na czole zaczęły mi się robić zmarszczki poziome i kurze łapki wokół oczu 4) wcale nie rzadko wyskakiwały mi wypryski :( Zaczęłam od kremo-podkładu, bo też miałam problem, żeby dobrać odpowiedni. Zadziałał jak lek-cud. Więc stwierdziłam - raz się żyje - i kupiłam krem za te chore pieniądze. I powiem tak - teraz jestem się w stanie zgodzić z opinia, którą przeczytałam na jednym zagranicznym forum - Ci, co piszą o tym kremie źle, to albo nie używali wcale (i opierają swoje opinie na analizie składu, że parafina, oleje, itp) albo używali egzemplarzy niewiadomego pochodzenia. W moim przypadku ten krem zdziałał cuda i nie ma porównania ze zwykła Niveą, której też próbowałam. Stosowałam zgodnie z instrukcją - niewielka ilość, najpierw roztarta w dłonią i zagrzana, potem wklepana w skórę. Zniknęły zaczerwieniania, pory się zwęziły, nic mnie nie zapchało, skóra przestała się tłuścić. Używany pod oczami i na powieki nie spowodował żadnego uczulenia czy problemów. To jest jedyny produkt (oprócz kosmetyków Neostrata), który działa w sposób widoczny - jest widoczna różnica przed i po.