Maseczka wygładza skórę, ale to dla mnie zbyt mało, by być zadowoloną z jej działania. Tym bardziej, że ma sporo wad.
Maseczkę kupiłam podczas wyprzedaży w Rossmannie. Była przeceniona z 23,99 zł na 8,29 zł. Właśnie ją zużyłam, więc to dobry moment na recenzję.
Moja skóra jest sucha, z tendencją do powstawania niedoskonałości.
Maseczka została zamknięta w solidnym i estetycznym słoiczku o pojemności 50 ml. Jest ona bardzo wydajna, wystarczyła mi na kilkanaście aplikacji. Niestety trzeba w tym miejscu zwrócić uwagę na jedną istotną kwestię – produkt należy zużyć w ciągu 3 miesięcy od otwarcia. Może dla kogoś, kto używa jej regularnie, nie stanowi to kłopotu, natomiast dla mnie było problematyczne. Maseczka ma zbitą konsystencję, wręcz określiłabym ją jako pastę. Niby przy nakładaniu nie stwarzała problemu, ale i tak nie jestem jej fanką. Maseczka jest w kolorze musztardowym. Trzeba być dokładnym przy jej spłukiwaniu, w przeciwnym razie pozostawi żółte ślady. Producent co prawda informuje o możliwości chwilowego zabarwienia skóry, ale u mnie przy niedokładnym zmyciu, zabarwienie było widoczne jeszcze następnego dnia… W zmywaniu pomagały mi celulozowe gąbeczki, bez nich byłoby trudno. Raz zdarzyło mi się zmyć maseczkę rękoma, co skończyło się żółtymi plamami na paznokciach. Kosmetyk brzydko pachnie, zapach określiłabym jako orientalny. Drażnił mnie, sprawiał, że miałam ochotę zmyć maseczkę tuż po nałożeniu.
Skład wygląda lepiej niż kwestie, o których pisałam wyżej. Mamy tutaj bowiem 100% składników pochodzenia naturalnego, a wśród nich m. in. białą glinkę, krzemian magnezowo-aluminiowy, glukonolakton, skrobię kukurydzianą, ekstrakt z korzenia kurkumy (któremu zawdzięczamy musztardową barwę maseczki) oraz ekstrakt z nasion chia.
Maseczkę – zgodnie z zaleceniem producenta – nakładałam na skórę na około 10-15 minut. Przez ten czas musiałam co najmniej kilka razy spryskać twarz mgiełką Soraya AquaShot, ponieważ maseczka bardzo szybko zasychała, powodując tak okropne uczucie ściągnięcia, że nie mogłam tego znieść…
Jeśli chodzi o działanie, to producent obiecał wiele, ale ile z tych obietnic zostało spełnionych? Ano niewiele. Regeneracji nie zauważyłam, choć akurat w tym przypadku muszę wziąć poprawkę na to, że maseczki używałam nieregularnie. Przywrócenie blasku? U mnie tego nie było. Nie odnotowałam również większego nawilżenia czy odżywienia. Działanie łagodzące? Na pewno nie, wręcz przeciwnie – miałam wrażenie, że maseczka zaogniała zmiany skórne, zaczerwienienia były jeszcze bardziej widoczne. Jedyne, co dostrzegłam, to wygładzenie skóry oraz pozostawienie jej miękkiej i przyjemnej w dotyku. Po stronie plusów mogę jeszcze dopisać, że maseczka nie powodowała wysypu niedoskonałości. Ale niestety dla mnie to trochę zbyt mało, oczekiwania mam zdecydowanie większe.
Maseczka została wycofana z Rossmanna, trudno znaleźć ją też w Internecie. Może całkowicie znika z rynku? Nawet jeśli, to niewielka strata :D.
Podsumowując, jestem zawiedziona maseczką. Lubię kosmetyki z Bielendy, maseczki również, ale recenzowana jest co najmniej słaba. Działanie pozostawia wiele do życzenia, a inne aspekty (zapach, konsystencja, zmywanie) są jeszcze gorsze. Doceniam oczywiście dobry skład, ale jeśli nie idą z nim w parze dobre rezultaty po użyciu kosmetyku, to niestety nie zasługuje on na polecenie.
Zalety:
- wygładza oraz pozostawia skórę miękką i przyjemną w dotyku
- skład
- wydajność
Wady:
- niespełniona większość obietnic producenta
- bardzo szybko zasycha, powodując dyskomfort i ściągnięcie skóry
- zapach
- konsystencja
- trudności podczas zmywania
- barwi skórę
- 3 miesiące na zużycie
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie