Pierwsza maska w płachcie, którą lepiej zmyć...
Kiedy zobaczyłam średnią ocen tej maski to szczerze bałam się jej użyć. Jestem z tych, co to zobaczą średnią, ale starają się nie czytać opinii, aby nie sugerować się w 100% oceną innej użytkowniczki, bo tak naprawdę możemy mieć różne typy skóry i to co u Niej się nie sprawdza - u mnie może okazać się hitem. W przypadku tej maski od razu na hit się nie zapowiadało, bo jakiś czas temu miałam inną maskę w płachcie z Bielendy i też szału nie zrobiła. Kuracja młodości okazała się przeciętną kuracją, ale już mówię o co chodzi..
Zacznę może od tego, że płachta, podobnie jak jej poprzedniczka, została upchnięta do zbyt małej saszetki. Serio materiał mający objąć całą twarz trzeba 10 razy złożyć i upchnąć do zbyt małej saszetki? Tu Producent ma minus, mógł się bardziej o to postarać, ponieważ materiał im bardziej pogięty czy pozałamywany ciężko jest dopasować do twarzy a dodatkowo każde załamanie odbija się na skórze. Inna sprawa to maska jest kiepsko docięta, z pewnością nie na owal a na pociągły kształt głowy, bo wycięcie na usta miałam na brodzie:D
Kiedy już jakimś cudem dopasowałam maskę do skóry (oczywiście z milionem załamań, no ale trudno) zaczęłam ją wąchać.. Zapach wydał mi się bardzo neutralny: nie sztuczny i nie za mocny, ale jednocześnie niczym się nie wybijał (stąd też neutralny to chyba najbardziej trafione słowo). Ilość serum w saszetce była bardziej zauważalna niż u poprzedniczki (poprzednia liftingująca przeciwzmarszczkowa była praktycznie sucha), tutaj dało się odczuć, że wlano do środka więcej serum, materiał jest nim dobrze pokryty i czuć to na skórze. Da się też odczuć przyjemne, delikatne uczucie chłodzenia, co bardzo sobie cenię w takich płachtach. Schody zaczęły się po chwili jak zaczęłam wmasowywać płyn w skórę..
Mam zazwyczaj tak, że jeśli płynu jest sporo to zostawiam go na kolejny dzień i aplikuję przed kremem na dzień dla podtrzymania efektu maski. Jeśli jednak w środku widzę, że jest go mało to wolę wylać sobie resztę na dłoń i zaaplikować na szyję oraz dekolt. Tutaj akurat zostało kilka kropli, więc na dłoń nie było co wylewać, ale można to było palcem zebrać produkt i nałożyć na dekolt oraz szyję, po czym wmasować liftingującymi ruchami od dołu do góry (zawsze wykorzystuję wszystko co mam w saszetce na 100%, w końcu inwestuję w to niemałe pieniądze). Wszystko szło gładko do momentu rolowania się maski na szyi.. Zaczęły się robić szare irytujące gluty, w wyniku czego po upływie wskazanego czasu (15-20 minut) poszłam zmyć maskę ze skóry. Producent nawet napisał na opakowaniu, że maskę można wmasować lub zmyć z twarzy, ale ja tu nie widziałam innego wyjścia poza zmyciem tym bardziej, że za kilkanaście minut wykonywałam makijaż. Po raz pierwszy ucieszyłam się, że musiałam zmyć maskę z tkaniny, bo zwykle szkoda mi ich zmywać i chcę, aby jak najdłużej podziałały na skórę.
Czy maska zrobiła coś dobrego dla skóry? Ano nie powiem, że nie. Zauważyłam przyjemną gładkość i miękkość, może nawet lekkie napięcie naskórka. Nawet byłam lekko zaskoczona, bo przecież zmyłam produkt z twarzy a mimo to coś tam było czuć. Myślę, że gdyby maski nie trzeba było zmywać efekt mógłby być lepszy i bardziej trwały. Ważne też jest dla mnie to, że nie wywołała u mnie podrażnienia czy alergii a przed tym inna Wizażanka (dziękuję MissYou00 <3) ostrzegała mnie, że Ją bardzo podrażniła. Z tego też powodu podchodziłam do maski z dużą rezerwą i nie omieszkałam zrobić próbę uczuleniową. Jeśli innego wrażliwca uczula maska, którą zamierzam użyć to dla mnie to już jest lampka nad głową. Na szczęście nic złego ze skórą się nie stało, ale polecam przed użyciem dobrze to sprawdzić.
Ogólnie maska jest dla mnie średniakiem.. Niby nic złego nie zrobiła, coś tam nawet podziałała, ale efekt był tak krótkotrwały, że nie wiem czy jest warta zachodu.. Do tego koszt 10zł, obietnice spłycenia i wygładzenia zmarszczek, śluz ślimaka, złoto w składzie i inne cuda wianki.. Nie, nie - one tu zbyt wiele nie zrobiły, to tylko brzmi tak cudownie a prawda jest taka, że w kwocie 10zł miałam już dużo lepsze maski w płachcie (Conny, Skin79), które nie zostawiają denerwującego uczucia lepkości na skórze i robią coś dobrego. W przypadku maski Bielenda Kuracja Młodości raczej nie skuszę się na ponowne użycie i wybiorę coś innego z drogeryjnej półki.
Zalety:
- neutralny zapach płynu
- ilość serum całkiem spora jak na rozmiar saszetki
- chłodzi skórę, co bardzo lubię w tego typu maskach
- cera stała się lekko napięta, wygładzona i przyjemna w dotyku, ale co z tego jak po kilku godzinach nie było po tym efekcie znaku..
- mnie maska nie uczuliła ani nie podrażniła, ale byłam ostrzegana przez inną Wizażankę, że Ją maska uczuliła, więc osoby z wrażliwą skórą warto, aby przed użyciem zrobiły próbę uczuleniową na fragmencie skóry
Wady:
- zbyt mała saszetka w stosunku do płachty.. w wyniku czego materiał jest cały wymiętolony, ciężko dopasować go do twarzy a załamania odbijają się na skórze
- maska kiepsko docięta (miejsce na usta miałam na brodzie jakby maska była stworzona nie dla owalnego a dla podłużnego kształtu twarzy)
- podczas aplikacji na dekolt i szyję płyn zaczął brzydko się rolować i byłam zmuszona zmyć maskę z twarzy (niby na opakowaniu było napisane, że można ją zmyć, ale to była po prostu konieczność, nie wyobrażam sobie aplikować podkład na zrolowaną na twarzy maskę)
- zostawia na skórze uczucie lepkości
- w cenie 10zł znajdę maski w płachcie o dłuższym i lepszym działaniu na skórę
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie