Clinique Quickliner for Lips Intense Kredka do ust

Akurat już wcześniej posiadałam tą konturówkę, ale w bezużytecznym kolorze 16 Plummy, który mimo iż jest bardzo ładną śliwką nie miał sporo użycia codziennie więc stwierdziłam, że nie będę jej recenzować na razie. Dobre pół roku po tym naszła mnie ochota na następna szminkę tej marki (i też w starej wersji w kwadratowej tubie), która miała ciemniejszy i ciut cieplejszy odcień a pasującej konturówki nie miałam. Więc poszłam na całość i dokupiłam do niej jedną w kolorze (obecnie uznaję, że tragicznie dobraną kolorystycznie, teraz bardziej bym wzięła 07 Lipblush lub 18 Neutrally) 17 Soft Nude, która moim zdaniem to nude-koral. Pod moimi szminkami to ginie lub nadaje miły, cieplejszy odcień beżowym, perłowym szminkom, które uwielbiam. Kredka jest w takiej samej obudowie jak eyelinery i nie pozwala na schowanie sztyftu, co w konturówce do ust mi nie przeszkadza, bo tutaj nie potrzebuję aż takiej precyzji. Konsystencja jest kremowa i miękka, przez co się szybko tępi, ale jest za to bardzo lekka i przyjemna na ustach. Nie wysusza ust i też praktycznie jej nie czuć, nawet jak pokryje się nią całe usta. Formuła jest bardzo długotrwała i w porównaniu z innymi konturówkami, obrysowuję tylko kontur (zazwyczaj wypełniam całe usta) bo nawet tego nie trzeba. Bardzo łatwo ją nałożyć, przez tą miękkość i przy normalnej aplikacji nie używa jej się dużo. Przy Lip Pop tej samej marki, bez ponownej aplikacji wytrzymała mi 8 godzin i też nie zjadła się czy starła. Z błyszczykiem jest inaczej, przy bardzo lepkim jak np. Creamy Plush Lip Pop, znowu tutaj Clinique, może zejść o wiele łatwiej (jak ścieram resztki przed re-aplikacją) ale też tutaj wytrzymała mi cały dzień przy dobrych wiatrach. Cena, wiadomo, że wysoka i tutaj nie będę narzekać, bo i tak 125zł a nawet więcej na konturówkę mogę wydać. Wydajność jest w porządku, pomimo jej miękkości bo nie pokrywam całych ust obecnie. Zobaczę ile faktycznie mi wytrzyma, ale sądzę, że na pewno kupię ją ponownie i też w innych kolorach. W porównaniu z plastikowo-mocno woskowymi konturówkami Inglota (które lubię, ale w porównaniu obecnie są takie tylko... okej) wygrała, jest o wiele przyjemniejsza. Największą wadą jest sama plastikowa obudowa, ale da się z nią żyć. Następną wadą jest mała gama kolorystyczna, bardzo bezpieczna, bo beże/nude nadal mają w sobie nutę drzewa różanego czy zgaszonego koralu niż typowy beż, który bym chciała.

Kredki do ust to nie jest mój obowiązkowy kosmetyk; traktuję ją jak gadżet, ale z ciekawości sięgnęłam po propozycję od Clinique. A co mnie tak naprawdę zaciekawiło? – Luksus (wszystko, co kupuję w Douglasie czy w Sephorze sprawia takie wrażenie... "jakby luksusowych" ;)). Kredka jest opakowana w ładny tekturowy kartonik, sam produkt zaś jest cienki, lekki, poręczny, wygodnie leży między palcami, łatwo się nim operuje, a do tego prezentuje się bardzo estetycznie. Posiada kapturek ochronny z klikiem, informującym o prawidłowym zamknięciu. Rysik jest miękki, kremowy, przez co sunie po konturze ust jak marzenie, a po kilku minutach od obrysowania ust, mam wrażenie, że zamienia swoją formułę w taką delikatnie pudrową... Rozumiem, że właśnie to sprawia, że kredka zapobiega rozmazywaniu się szminek. To naprawdę solidny, tytanicznie trwały produkt. Posiadam kolor nr 14 "lipblush" i jest to bardzo twarzowy, intensywnie napigmentowana, interesujący czekoladowy brąz z mieszanką ceglanych podtonów. Doskonale wygląda w towarzystwie colowego błyszczyka od Stars from the Star i Wedla (polecam zapoznać się z moją recenzją tego kosmetyku z dwóch powodów - po pierwsze: sporo rozpisałam się na temat koloru, który idealnie odpowiada tej kresce; a po drugie: w lipcu opinia ta została wyróżniona przez Wizaż... więc... chyba warto..? ;)) Ta para wygląda perfekcyjnie! Kredka jest nieco ciemniejsza, chyba nieco bardziej chłodna od barwy wspomnianego błyszczyka, jednak ust makijaż sporządzony za pomocą tych dwóch elementów jest strzałem w dyszkę! A jeśli nie lubicie błyszczyków, to mam dla was rewelacyjną alternatywę świetnie komponującą się z tą kredką, a mianowicie szminkę ArtDeco "Perfect Color" z numerem 844 "Classic Style". Czy jest coś, na co mogłabym ponarzekać? – Owszem, jest. Cena. Może czegoś tu nie rozumiem, ale kredki do oczu, czy konturówki do ust, albo lakiery do paznokci (i inne tego typu kolorówki) w cenie powyżej 30 zł to dla mnie nieprzyzwoitość. Z drugiej strony, nie są to produkty, które zużywają się po miesiącu czy dwóch, więc można sobie pozwolić na zakup porządnego egzemplarza - a ten taki jest! Piękny, intensywny kolor, trwałość od aplikacji do demakijażu, przyjemna kremowa formuła, aplikacja prosta jak budowa cepa. Polecam wszystkim paniom, dla których makijaż ust ma znaczenie.