Clarins Creme Rose Lumiere Multi-intensive [Super Restorative Rose Radiance Cream] Krem do twarzy

Clarins Super Restorative Rose Radiance Cream to produkt idealny dla cery, która w ciągu dnia wymaga nawilżenia, odżywienia i poprawy kolorytu. Bardzo polubiłam ten krem już od pierwszego użycia. Kosmetyk zamknięty jest w eleganckim szklanym słoiczku. Ma przepiękną, ciemnoróżową barwę, która tworzy na skórze piękny, zdrowy, różowawy blask. Konsystencja kremu jest dość gęsta i treściwa, więc wystarczy niewielka jego ilość, by pokryć solidną warstwą całą twarz. Jednocześnie nie obciąża on skóry - nie zatyka porów i nie powoduje powstawania zaskórników. Kosmetyk ma wysokie właściwości odżywcze - po nałożeniu wyczuwa się efekt pielęgnacyjny. Skóra jest wyczuwalnie nawilżona, zmiękczona, wygładzona, znika napięcie wywołane przesuszeniem. Krem nie wchłania się do zera, pozostawia lekki błyszczący film - nie jest to żadna ujma, bo świetnie sprawdza się pod makijaż i nie wpływa ujemnie na jego trwałość. Pomimo wysokiej ceny, warto wypróbować ten krem - w sposób zauważalny pielęgnuje skórę, pozostawiając ją nawilżoną, gładką i rozświetloną. Polecam.

Pierwszy od dawna krem, który skłonił mnie do napisania recenzji. Próbkę dostałam przy okazji zakupów. Takie próbki odkładam na wyjazdy z bagażem podręcznym z przeznaczeniem na szyję i dekolt. Tę otworzyłam od razu. Potem kupiłam słoik. Wypada napisać na jaką cerę krem trafił. Normalna w kierunku mieszanej. Na skutek silnego i długotrwałego uzależnienia od filtrów SPF bez zmarszczek i przebarwień. Wracam do kremu. Ma absolutnie uzależniający kolor. Chemiczny róż, nie tam żadne blade róże z kremów Chanel czy Lancome. Róż chińskich cukierków złożonych z E, E i E. Dość gęsty. Zapach lekki, niemęczący. Chińskie cukierki zostają na poziomie koloru. Po nałożeniu cienkie warstwy (grubej przy tej gęstości nałożyć się nie da) skóra jest jakby za różowym filtrem. Taki Snapchat w słoiku. Krem dobrze się wchłania. Na tyle dobrze, że rano naprawdę nie zabierze dużo cennego czasu. Pod krem używam serum Bi Phase i z tym serum krem się nie gryzie ( chociaż Clarins poleca pod niego inne serum). Różowy filtr nie zostaje na twarzy. Podkład nie zmienia tonu z powodu koloru kremu. Nawet ten porcelanowego jasny nie zaczyna wpadać w róż. Po ponad trzech tygodniach jestem od tego kremu jakoś uzależniona. To nie jest krem naprawczy. Nie zrobi baby face ze skóry, która nie jest holistycznie chroniona. Daje efekt rozświetlenia, skóra jest trochę taka, jakby nałożyć na nią Meteorites Guerlain (fanki kulek wiedzą o co chodzi). To kosmetyk wydajny i pisze to zjadaczka kremów. Z racji konsystencji trudno nakładać go za dużo. Krem jest drogi, ale wolę mieć mniej kolorowki plus pielęgnację, która da mi cerę, która na mniej kolorówki pozwoli. Fankom różu i subtelnego efektu polecam.