Jeffree Star Supreme Frost Highlighting Powder Hybrydowy rozświetlacz

Produkt kupiłam kilka lat temu i używam go rzadko, ze względu na jego cenę. Jeżeli chodzi o produkt sam w sobie to mam go w kolorze Snow Globe. Bałam się, czy nie będzie mi za ciemny (bo jestem dość mocym bladziochem), jednak moje obawy były niepotrzebne. Rozświetlacz najlepiej wygląda w sztucznym świetle, bo wtedy pokazuje na co go stać. Z jednej strony złote brokatowe drobinki, a zdrugiej efekt mokrej tafli. Zgodnie ze wskazaniami producenta najlepiej jest go nakładać palcami (ja używam na policzki i w kąciki oczu). Mimo wysokiej ceny, produkt jest warty każdej złotówki, a kiedy skończę, na pewno do niego wrócę.

Oceniam odcien Snow Globe. Jest to beżowo-złoty rozświetlacz. Niestety, w Douglasie nie ma możliwości zobaczenia ich na żywo, trzeba zamówić i się przekonać. Mam ikoniczny Skin Frost w odcieniu Ice Cold i bardzo go lubię. Daje piękna metaliczną tafle błysku. Tego rozświetlacza się trochę bałam, bo wpakować 160 zł (Douglas ostatnio podniósł ceny) w bubel nie chciałam. A opinie ma rozne: od hitów po "mam brokat na policzkach, nic innego nie widać" Zanim zamówimy Supreme Frost, musimy wiedzieć, co to za rozświetlacz. Poprzedni Skin Frost miał bardzo miękka konsystencję i metaliczny błysk. Supreme Frost jest bardziej pudrowy, no i to jest rozświetlacz drobinkowy. Takie coś trzeba lubić. Kolor Snow Globe to co prawda złoto, ale bezowe i nada się też dla bladzioszkow. Jest bardzo wydajny, bo niewiele go trzeba i - ja przynajmniej - nakładam go wyłącznie na szczyty kości policzkowych, na pewno nie na nos, czoło czy łuk kupidyna. Robię to pedzlem, a potem doklepuje palcem. Na sucho, chyba że naprawdę chce być widziana z kosmosu - wtedy można i na mokro. Supreme Frost daje efekt mokrej skóry, nie tafli błysku. Dodatkowo ma mnóstwo drobinek (to nie jest koniecznie brokat, jest zdecydowanie drobniej zmielony), które pięknie odbijają światło. Drobinki się nie przemieszczają (inaczej niż np w drobinkowym rozświetlaczu New York Hean z Nataliebeautyyy), zostają dokładnie tam, gdzie mają być nawet po ponad 10 godzinach i ciężkim treningu. I co najlepsze: widać je jedynie pod światło, pięknie je odbijają. Kiedy światło nie pada, nie wyglądamy jakbyśmy się wytarzali w brokacie. Opakowanie jest bardzo ładne, chociaż fakt, że bez lusterka. Tłoczenia są tak piękne, że aż żal mi je niszczyć. Gramatura - w porównaniu do Skin Frost jest prawie dwukrotnie mniejsza (8 g do 15g), a cena wyższa, ale sam produkt ma inną formule i jest dużo wydajniejszy. O dziwo, wyprodukowany we Włoszech, nie - jak inne kosmetyki JSC - w Ameryce. Czy warto? Ja się cieszę, że go mam, ale nie każdemu będzie się podobał efekt, jaki daje. No i swoje kosztuje.