Kilka miesięcy temu firma Nuxe z okazji 25-lecia linii Reve de Miel wypuściła na rynek nową wersję tych kremów – do ciała, twarzy i ust, tego przynajmniej dowiedziałam się z informacji, które znalazłam na internetach. Okoliczności okolicznościami, ale ja od razu pokusiłam się o przetestowanie kosmetyku do skóry twarzy, a że w producent pomyślał również o mniejszym niż standardowe (50 ml) opakowanie, czyli 30 ml, zdecydowałam się najpierw na tę miniaturkę.
OPAKOWANIE:
Jako że mam mniejszą wersję – 30 ml, jest ona podana w plastikowej tubce z zakrętką. Wersja standardowa posiada słoiczek w tym samym beżowym kolorze co tubka. Zakrętka jest w kolorze brązu, jak w wersji tubkowej. Ale że nie posiadam na razie słoika, nie będę go oceniać. Pozostanę przy tubce, która jest wygodna, pozwala wydobyć odpowiednią ilość kosmetyku, mimo że posiada małą dziurkę schowaną pod zakrętką. Jednak plastik jest na tyle miękki, że można tubkę wymiętosić, choć nie ma takiej potrzeby. No, wiadomo, pod koniec już tak.
Szata graficzna jest skromna, elegancka, typowa dla Nuxe. Jedynie logo, nazwa serii i mniejszymi literami dwujęzyczne napisy z przodu, z tyłu trochę więcej informacji, ale nie za dużo. W wersji mniejszej nie wyszczególniono składu i nie ma polskich napisów. Skład raczej był wymieniony na tekturowym pudełku, w które zapakowana była tubka, a polski dystrybutor przykleił jeszcze naklejkę z krótką informacją w naszym języku.
KONSYSTENCJA:
Krem należy do bogatych kosmetyków. Kojarzy mi się z masełkiem. Jest gęsty w kolorze przełamanej bieli. Konsystencja jednak nie utrudnia wydobywania kremu z wnętrza tubki. W wersji słoiczkowej będzie to jeszcze bardziej łatwiejsze. Mimo bogatej tekstury produkt rozprowadza się przyjemnie po skórze, po której sunie pokrywając ją otulającym płaszczykiem. Krem nie jest tłusty i nie obciąża cery.
ZAPACH
Od razu podkreślę, że trzeba być fanką serii Reve de Miel by zapach się spodobał. Jest intensywny i należy do cięższych, ale że ja akurat go lubię to mi nie przeszkadza. To kompozycja miodu i kwiatów, która początkowo towarzyszy mi przez dłuższą chwilę, następnie słabnie i od czasu do czasu „nawiedza” mój zmysł zapachu przypominając o sobie.
Wiem, że zapach tej serii jest kontrowersyjny i albo się ko kocha, albo nienawidzi. Ja krem stosuję na noc i ten aromat nie przeszkadza mi w zaśnięciu. Owszem, przyznam, że nie stosuję go codziennie, ale kontakt z serią mam od lat i do dziś zapach ani mi się nie znudził, ani nie zaczął mnie drażnić. Jest to jednak kwestia bardzo indywidualna. Ja jestem zadowolona.
DZIAŁANIE:
Jak już wspomniałam, po krem sięgam wieczorami, ale nie codziennie. Od czasu do czasu, gdy mam na niego ochotę, raz, dwa razy w tygodniu. Mam skórę odwodnioną, skłonną do podrażnień i jedyna niezaspokojona przez ten kosmetyk potrzeba, to dogłębne nawilżenie. Ze względu na odwodnienie potrzebuje bardzo intensywnie nasycić naskórek wodą. Ten krem nawilża i to nawet dość dobrze, ale nie tak mocno, jak potrzebuje. ALE…. Po pierwsze nawadniam cerę lotionem, a kremem zamykam wilgoć w środku, bo akurat tutaj dobrze spełnia tę rolę. Po drugie, kosmetyk ma nieco inne zadanie, więc nie mogę mu zarzucić, że nie spełnia obietnic producenta. Myślę, że skóra sucha będzie usatysfakcjonowana. Moja odwodniona z lekką pomocą jest odpowiednio nawilżona.
Jednak najważniejsze funkcje krem spełnia. Przede wszystkim od razu po aplikacji czuć ukojenie oraz odżywienie, a po pewnym czasie skóra się regeneruje. Znika uczucie podrażnienia, ewentualne zaczerwienienia wywołane uszkodzeniem naskórka łagodnieje, a rano cera jest mięciutka, ukojona, gładka i przyjemna w dotyku, wyleczona jak po przyłożeniu plastra miodu.
Przyczepię się do jednego, ale to też kwestia indywidualna. Krem ma chronić przed ekstremalnymi warunkami atmosferycznymi i wydaje się, że faktycznie może się przysłużyć w tej kwestii. Jednak u mnie się nie spisał. A testowałam go w tej roli, chociaż zima w tym roku jest bardzo łaskawa i łagodna, to jednak przy lekkim mroziku kosmetyk nie uchronił mnie przed podrażnieniami, za to ponownie nałożony przy wieczornej pielęgnacji wyleczył to czemu nie zdołał zapobiec w trakcie dnia. Moja skóra jest bardzo cierpiąca przy niższych temperaturach z powodu odwodnienia, ale jeśli ktoś ma lepiej radzącą sobie cerę, to podejrzewam, że produkt może się spisać. Nie uważam jednak, by poradził sobie w ekstremalnych warunkach, jak deklaruje producent.
Jak krem zachowuje się na skórze? Tutaj bywa różnie, chociaż nigdy nie zdarzyło mi się, aby zatkał pory, czy wywołał pojawienie się jakiegoś brzydactwa. Nie jest to też kosmetyk, który obciąża skórę, mimo swojej bogatej konsystencji, wręcz przeciwnie, nosi się go komfortowo. Zastosowałam go kilka razy na dzień i dobrze utrzymywał mój makijaż, chociaż ja akurat noszę lekki podkład mineralny, więc nie nakładam cięższego kosmetyku na ten krem. Ale mimo to makijaż wyglądał nienagannie. Skóra też nie przetłuszcza się w obecności tego produktu.
Dlaczego więc napisałam, że bywa różnie. Ano dlatego: po aplikacji kremu bywa tak, że wchłania się pozostawiając jedynie satynowe, estetyczne wykończenie, a bywa i tak, że błyszczę się i po kilku chwilach muszę lekko chusteczką odcisnąć nadmiar kremu. Po prostu, skóra zabiera tyle ile potrzebuje, czasem więcej, czasem mniej, to zależy od dnia i jej stanu. Nie przeszkadza mi to jakoś szczególnie, ale warto to odnotować.
Podsumowując: jeśli jestem fanką serii Reve de Miel, polecam :)
Zalety:
- komfortowa, masełkowa konsystencja
- natychmiastowe ukojenie
- regeneracja
- odżywienie
- niweluje zaczerwienienia i uszkodzenia naskórka
- dobrze się wchłania (chociaż czasem pozostawia błyszczącą poświatę)
- nie obciąża cery
- nie jest tłusty
- miodowo – kwiatowy zapach dla fanek serii
- nawilża
- Neutralne cechy:
- przy odwodnionej cerze nawilżenie muszę uzupełnić innych kosmetykiem
Wady:
- nie chroni przed ekstremalnymi warunkami atmosferycznymi
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie