La-Le Krem koniczynowy do twarzy z bakuchiolem 1% 

Bardzo fajny krem. Lekki, szybko się wchłania, ma przyjemny zapach. Czytając pozostałe recenzje byłam zaskoczona, bo mnie w ogóle nie zapchał. Skóra po nim jest miękka, nawilżona. Nie wiem czy to kwestia tego kremu czy serum tej samej marki, ale pojawia mi się znacznie mniej wyprysków na twarzy. Skóra twarzy wygląda znacznie lepiej. Na pewno kupię go ponownie.

Dlaczego krem do twarzy pachnie jak balsam? Po co na twarz składnik który może wywołać podrażnienie? Mam wrażliwą skórę, kupiłam krem licząc na dobry efekt a krem cudów nie czyni, tylko za mocno pachnie. Miałem kiedyś krem kawowy od nich i tez pachniał mocno stosowalam tylko na dekolt, bo sie bałam uczulenia. Po co pchać tak silny zapach do kremów do twarzy? Kosmetyki naturalne nie powinny pachnieć sztucznym olejkiem waniliowym, to się mija ze słowem "naturalne".

Od ok. roku używam masła kawowego La-Le i jestem bardzo zadowolona. Kupiłam też mamie, która również chętnie go używa i prosi o kolejne opakowania. Dlatego też postanowiłam kupić jeden z kremów do twarzy tej marki. Wybór padł na krem koniczynowy z bakuchiolem 1%. Krem pachnie bardzo intensywnie, co będzie przeszkadzać osobom wrażliwym na zapachy. Ma przyjemną konsystencję i łatwo się rozprowadza. Niestety do słoiczka nie jest dołączona szpatułka, więc jeśli uważacie ją za niezbędną przy aplikacji kremu ze słoiczka to trzeba się w nią zaopatrzyć oddzielnie. Co do działania to nie zauważyłam nawilżenia. Raczej natłuszcza skórę. Nie zauważyłam regeneracji czy uelastycznienia skóry. Po kilku użyciach zaczyna zapychać i pojawiają się zaskórniki. Bardzo dziwny krem, który w sumie nie robić nic. Nie warty swojej ceny (70 zł)

Kremu używam od ok. 3 tygodni i po takim czasie już śmiało mogę wystawić mu obszerną ocenę. Zaczynając od początku - po otwarciu pierwsze co uderza to zapach, dla mnie bardzo przyjemny i lubię go czuć na skórze (jest on dość intensywny i utrzymuje się jakiś czas, więc dla osoby wrażliwe na takie mocno pachnące kremy może drażnić). Konsystencja bardzo przyjemna. Krem łatwo się rozprowadza i dobrze wchłania, ale nie do matu. Zostawia taką przyjemnie otulającą warstewkę (przy czym nie jest to tłusta warstwa, po prostu czuć, że nałożyłyśmy krem i nie odparowuje w 15 minut dając efekt ściągnięcia, chyba, że nałożony jest na zbyt mokrą od toniku/hydrolatu twarz, wtedy daje taki efekt). Skóra przy jego używaniu była miękka, sprężysta i dobrze nawilżona. Gdzie zatem haczyk? No cóż, po mniej więcej dwóch tygodniach stosowania (a przy testowaniu w pielęgnacji zmieniłam tylko ten krem i używałam go zarówno na noc jak i na dzień) moja skóra zaczęła być zapchana. Dziesiątki mikro, podskórnych grudek, kilka większych, bolących i siedzących głęboko pod skórą niespodzianek. Ostatnio do takiego stanu doprowadził mnie krem z Fitokosmetik i liczyłam na to, że już mnie to więcej nie spotka, ale niestety :D Teraz pozostaje próbować to zwalczyć, choć z doświadczenia wiem, że trochę to potrwa. Więc reasumując krem mogłabym polecić, gdyby nie to, że akurat mnie zapchał, czy to któryś olej, czy ekstrakt, a może mieszanka jednego i drugiego. Można spróbować, bo komadogenność to sprawa bardzo indywidualna. Gdyby nie to dalej z przyjemnością bym go używała, a tak będzie skazany na szyję i dekolt.