Początkowo byłam przekonana, że z opakowania patrzy na mnie... marchewka, taka na nóżkach. Drugi rzut oka wyjaśnił, że to zeń szeń czerwony (tzw. właściwy lub koreański) i stanowi najważniejszy składnik maseczki, która powinna odpowiadać moim potrzebom.
Oprócz tego, co okazało się nie być marchewką, istotne role odgrywają ekstrakty z pigwy oraz portulaki pospolitej.
Całość miała zapewnić cerze oczyszczenie, nawilżenie i uelastycznienie.
Maska znajduje się w ładnej graficznie, łatwej do otwarcia saszetce (nacięcie z obu stron) i jest obficie nasączona esencją, ktorej zostaje w środku wystarczająco dużo, aby zaaplikować ją na szyję i dekolt. Płachty niestety pochwalić nie mogę - otwory wydają się dobrze wykrojone, ale jest trudna do ułożenia, pomimo poprawek odstawała przy nosie i nad ustami. Zapach jest moim zdaniem nieprzyjemny, jakiś taki warzywny i utrzymuje się przez cały czas trzymania maski na twarzy, a właściwie to dłużej. Trudno go opisać, najpierw przypominał mi bataty lub inne wymagające wykopków roślinki, potem zgubiłam trop. Wiadomo, że to pewnie aromat zeń szenia, z którego zapachem nie miałam wcześniej do czynienia, a są go tutaj dwa rodzaje, czerwony oraz klasyczny. Dzięki tym perfumiarskim rozważaniom dwudziestominutowe leżakowanie minęło mi raz dwa.
Maska nie wyschła w miejscach, które przylegały do skóry, cały czas była nasączona. Suche były za to fragmenty odstające przy nosie i okolicy ust. Po zdjęciu materiału resztki (również te z saszetki), rozprowadziłam na twarzy, szyi i dekolcie. Esencja wchłonęła się tylko częściowo, reszta zostawiła klejącą warstwę, która była wyczuwalna nawet po kilku godzinach. Bardzo nie lubię tego uczucia, ale maski na tkaninie stosuję na noc i łatwiej wtedy machnąć ręką na niedogodności.
A jak tam skuteczność? Otóż przeciwzmarszczkowa maska Esfolio Red Ginseng nie robi niczego szczególnego. Owszem, nawilża i daje na krótko wrażenie rozświetlonej skóry, które okazuje się być spowodowane pozostałą warstwą esencji. Jakby się uprzeć, to może twarz wyglądała nieco świeżej, za to dość długo utrzymywały się na niej rumieńce (policzki, nos), więc nawet o wyrównanym kolorycie wspomnieć nie mogę. Specyficzny zapach czułam jeszcze w nocy, zeń szeń nie dawał o sobie zapomnieć. Rano było lepiej, cera się uspokoiła i wyglądała całkiem ładnie, ale nadal była na niej wyczuwalna warstwa. Nie zauważyłam poprawy elastyczności.
Ogólnie rzecz biorąc trudno mi polecać ten produkt. Po części działa, po części zawodzi, z racji długotrwałego, intensywnego zapachu oraz kleistej i słabo się wchłaniającej formuły daleka jestem od zachwytów. Może bardziej suche skóry docenią treściwą konsystencję, ja odnalazłam w tej masce niewiele plusów, za to sporo drażniących minusów. Ponadto oprócz naturalnych ekstraktów znajdziemy w składzie sporo zbędnych, dyskusyjnych pozycji. Jestem na nie.
Zalety:
- Nawilża
- Tkanina jest dobrze nasączona
Wady:
- Specyficzny zapach, który długo się utrzymuje i może być męczący
- Płachta kiepsko przylega do twarzy, w niektórych miejscach odstaje
- Esencja słabo się wchłania i lepi się na skórze
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie