Moim ulubieńcem nie będzie, ale jest okej.
Maseczkę kupiłam już jakieś 3 miesiące temu, musiała dojrzeć w szufladzie :D. Szczerze mówiąc, nie wiem czy jest jeszcze dostępna w Biedronce, ale jeśli nie, to jest szansa, że kiedyś wróci. Tak czy inaczej, postanowiłam napisać recenzję, bo kosmetyki Niuqi stają się coraz bardziej popularne, głównie za sprawą niskich cen i tego, że możemy je dorzucić do koszyka przy okazji zakupów pieczywa czy warzyw :).
Zanim przejdę do recenzji maseczki, słów kilka na temat mojej skóry. Sucha z załagodzonym nieco trądzikiem. Walczę z nim nadal, moja skóra ma lepsze i gorsze dni, a bywają takie, że faktycznie potrzebuje czegoś, co ma działanie łagodzące. Z tego względu wybrałam łagodzącą wersję maseczki (były dostępne też inne). Dość często wyskakują mi niedoskonałości, czasami pojawi się jakiś stan zapalny. Jeśli maseczka nie wykazuje działania łagodzącego to zależy mi na tym, żeby przynajmniej nie powodowała większego wysypu.
Opakowanie nie powala swoim wyglądem, jest na nim tytułowa figa i w sumie tyle. Saszetkę otworzyłam bez używania nożyczek. Zapach maseczki jest bardzo przyjemny. Produkt jest vegan friendly.
Maska jest na tkaninie biodegradowalnej, a przynajmniej tak zapewnia producent. Nie jest sztywna, mając ją na twarzy nie odczuwałam żadnego dyskomfortu związanego z materiałem z jakiego jest wykonana (bo inny dyskomfort odczuwałam, ale o tym za chwilę). Maseczka jest dość kiepsko wycięta, przez co ciężko dopasować ją do twarzy. Nie mogłam dociągnąć jej do linii włosów, a z kolei w okolicy ust i generalnie na linii żuchwy marszczyła się i nijak nie dało się tego wygładzić. Do tego otwory na oczy są dość małe, to także utrudniało jakiekolwiek próby przesuwania płachty na twarzy. Na plus natomiast to, że tkanina jest naprawdę mocno nasączona esencją. Wystarczyło mi jej na twarz, szyję i dekolt. Pomimo sporej ilości esencji, nie spływa ona ani z twarzy, ani z tkaniny. I kolejny plus za to, że tkanina jest wytrzymała, nie porwała się, mimo że dość brutalnie się z nią obchodziłam ;). Przetrwała też masaż wałeczkiem jadeitowym.
Zgodnie z zaleceniem producenta, figę miałam na twarzy 10 minut. Natomiast już po około 2-3 minutach zaczęłam odczuwać na twarzy ciepło, które po chwili zmieniło się w lekkie pieczenie, może bardziej mrowienie. Było to podobne uczucie do tego, które odczuwamy, gdy nałożymy błyszczyk powiększający usta. Może nie było to jakieś mocno nieprzyjemne czy niekomfortowe, ale przecież maska jest dedykowana skórze wrażliwej... Wydaje mi się, że osoby z taką skórą mogłyby odczuwać pewien dyskomfort wywołany tym pieczeniem. Po 10 minutach zdjęłam płachtę z twarzy, a esencję wklepałam. Normalnie nałożyłabym jeszcze krem, ale że zasnęłam, to w nocy miałam na twarzy tylko resztki z maseczki.
I muszę przyznać, że rano moja skóra była w naprawdę zaskakująco dobrym stanie. Różne brzydkie rzeczy były złagodzone, a skóra nawilżona i jakby bardziej promienna. Żadne nowe niedoskonałości się na niej nie pojawiły. Co tu dużo mówić, spodobał mi się ten efekt!
Podsumowując, choć maseczka nie stanie się moim ulubieńcem, to uważam, że jest całkiem okej, zwłaszcza, że jej cena nie należy do wysokich. Widziałam pozytywne efekty jej użycia, a to jest dla mnie najważniejsze. Jeśli znajdę ją jeszcze w Biedronce, to nie wykluczam, że kupię ponownie. A jeżeli dostępne będą inne wersje, to być może na nie też się skuszę. Daję 4 gwiazdki, choć w zasadzie maseczka zasługuje na 4+ :).
Zalety:
- działanie nawilżające i łagodzące
- tkanina bardzo dobrze nasączona esencją, której wystarczyło na twarz, szyję i dekolt
- wytrzymała tkanina
- niska cena
- bardzo ładny zapach
- biodegradowalna tkanina
- vegan friendly
Wady:
- uczucie pieczenia/mrowienia, gdy tkanina znajdowała się na twarzy
- płachtę ciężko dopasować do twarzy
- dostępna tylko w Biedronce
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie