Fluff Superfood, Raspberry Burlee Body Cream (Krem do ciała `Malinowe Burlee`) 

To kolejny mój nietrafiony zakup kosmetyku od firmy Fluff , a tak naprawdę Nacomi. Krem do ciała o zapachu Cream Burlee z malinami zakupiłam przez Internet zachęcona reklamą . Opis zapachu wydawał mi się niespotykany i ciekawy. Kosmetyk zamknięty jest w plastikowym opakowaniu z pompką , bardzo dobre rozwiązanie dlatego że kosmetyk jest bardzo gęsty i bez pompki na pewno byłby problem go wydostać . Pojemność 200 ml, a szata graficzna przyjemna dla oka. Produkt idealnie został nazwany kremem , ponieważ jak już wspomniałam jest on bardzo gęstej konsystencji . Zapach intensywny, mocny i bardzo słodki. I tak jak w poprzednich recenzowanych przeze mnie produktach tej marki zapach jest sztuczny , nienaturalny. Bardzo długo czułam ten zapach , gdzie ogólnie lubię taki efekt , ale w tym przypadku aż mnie mdliło. Po nasmarowaniu ciała pozostawia na długo tłusty film . Nie wchłania się szybko , więc na poranne smarowanko nie polecam. Krem ma w składzie olej kokosowy i masło shea , dlatego też uważam że bardziej ją natłuścił niż nawilżył. Według opisu producenta ma on ograniczać ucieczkę wody z głębszych warstw skóry, tzw. TEWL dzięki czemu dogłębnie nawilżać . Zauważyłam również że na pewno nie łagodzi podrażnionej i suchej skóry. Dodam jeszcze że za tą cenę czyli prawie 30 zł jest wiele o niebo lepszych balsamów czy kremów. Ja osobiście nie polecam .

Balsam do ciała jest bardzo przyjemny w stosowaniu ma ładny zapach lecz działanie nie jest takie jak powinno być. Dość fajnie się wchłania ale nawilżenie nie jest wow. Cena jest taka średnia co do jakości produktu

Balsam w końcu zużyłam do końca, bo żal mi było wyrzucić. Niestety zupełnie się nie sprawdził. Przede wszystkim bardzo ciężko się rozsmarowuje i zostawia białą poświatę. Nawilżenie jest znikome a balsam długo odczuwalny na skórze. Zapach miał być przyjemny i słodki a jest ciężki do zniesienia. Pompka szybko się popsuła co zupełnie utrudniało wydobycie kremu.

Z trzech kremów do ciała od Fluff ten wariant najbardziej mnie zainteresował pod względem ciekawego, niecodziennego zapachu oraz obiecanego przez producenta intensywnego nawilżenia. Niestety jestem rozczarowana i jednym i drugim. To już mój drugi kosmetyk od marki Fluff i tak samo jest do bani :( Konsystencja: Nie jest zbita, jest raczej lekka, ale nie spływa z dłoni. Rozprowadza się w porządku, jest białego koloru, pozostawiał mi białą poświatę jak nie wsmarowałam go okrężnymi ruchami. Nie wchłania się szybko, pozostawia tłusto-lepki film na skórze, nie polecam go nakładać kiedy mamy zamiar zaraz się ubrać, bo jest to nieprzyjemne i niekomfortowe. Zapach: W życiu bym nie zgadła zapachu jakbym nie wiedziała jaki to ma być. Jest za intensywny, po chwili staje się mdły. Z daleka jeszcze pół biedy, ale podsuwając bezpośrednio dłoń pod nos pełną kremu pachnie bardzo chemicznie, jakby spalenizną? maliny bardzo słabo czuć, jak już to takie karmelki mleczno-malinowe? Długo utrzymuje się na ciele. Czasem aż kręci mi się w głowie od niego. Działanie: Jest po prostu rozczarowujące. O nawilżeniu można zapomnieć. Nie łagodzi podrażnionej oraz swędzącej skóry. Jak skóra swędziała z suchości tak swędzi dalej pomimo kilku warstw i częstych reaplikacji. Po wchłonięciu się kremu czuć delikatne wygładzenie, ale nie utrzymuje się długo. Dla moich spragnionych nawilżenia nóg ten krem jest za słaby. Cena też nie jest sympatyczna.

Przy tej wersji "kremu" mamy ten sam problem - nie jest to krem, a mleczko. Nie wiem, o co chodzi z tymi nazwami. Wersja "malinowe brulee" jest tak słodka, że aż mdła. Ale na zimę jest to bardzo przyjemny zapach, taki cieplutki, od razu jest milej. Zwłaszcza, gdy za oknem mróz. Ta wersja jest też dużo mniej nawilżająca, niż "smoczy owoc". Produkt jest dosyć płynny i długo się wchłania. Po kilku minutach nie czuć tak dobrego nawilżenia, jak przy smoczym wariancie. Pod koniec opakowania pojawia się problem z wydobyciem resztek. Pompka nie zasysa kremu, który osiadł na dnie opakowania. Ciężko mi ocenić ten produkt bez porównywania go z innym.

Krem zamknięty jest w wygodnym i kobiecym opakowaniu z pompką, która działa bez zarzutu. Ma przepyszny zapach, który kojarzy mi się ze słodkimi malinami i śmietanką. Sama konsystencja jest lekka, bardzo szybko się wchłania i co najważniejsze nie pozostawia lepkiej warstwy. Skóra po kremie jest dobrze nawilżona oraz miękka w dotyku.

Bardzo dobrze nawilża i wygładza skórę już po pierwszym użyciu miałam gładką skórę. Ma fajną lekką konsystencję bardziej wodnistą i dobrze się wchłania, nie jest tłusty. Wady: opakowanie jest pełne do połowy, Drogi Ale Polecam

Szaleje za produktami Fluff❤ Ten balsam ma bardzo kremową konsystencję. Pachnie słodkimi malinami ze śmietanką. Otula ciało przepysznym aromatem, który długo pozostaje na skórze. Łatwa aplikacja produktu, szybko się wchłania. To prawdziwa uczta dla zmysłów. Odżywia i nawilża skórę. Przesłodkie opakowanie.

Nie powiedziałabym, że jest to krem, ani nawet lekka konsystencja, a dosłownie woda brzozowo-kokosowa. :) Produkt jest wręcz lejący się. - szybko się zużywa. Nada się do codziennego stosowania, ale nie daje zbyt silnego nawilżenia. Pompka na plus, nie wprowadzamy zanieczyszczeń do opakowania. Zapach sztuczny, troszkę mi przeszkadzał ale bardzo szybko znika. Moim zdaniem nie warty swojej ceny, ani nawet jej połowy.

Często w recenzjach produktów tej marki wspominam jak wielką fanką ich specyfików jestem . Uwielbiam ich produkty i do tej pory wszystko co testowałam sprawdziło się u mnie świetnie . Po bardzo pozytywnych wrażeniach z używania jogurtu i śmietanki do ciała miałam ochotę na wypróbowanie kremu , więc w moim wirtualnym koszyku wylądował z prędkością światła . Ze wszystkich trzech dostępnych wersji zapachowych to właśnie malinowe Brulee wołało mnie najmocniej . Samo mazidło bardzo szybko podbiło moje serce więc wysoką ocenę wystawiam mu z prawdziwą przyjemnością . Opakowanie jest urocze . To twarda plastikowa butla w odcieniu pastelowego różu z pompką która w moim egzemplarzu działa bez najmniejszego zarzutu . Pojemność nie jest może nie wiadomo jak wielka , ale często spotykam ten krem w różnych promocjach i jak dla mnie cena tego produktu jest do przejścia - nawet ta regularna . Producent nazywa ten produkt kremem , ale taki typowy krem to to nie jest . Konsystencja jest leciutka , to bardziej delikatna emulsja niż treściwy krem , wchłania się bardzo szybko , nie bieli skóry ani ubrań i nie lepi się . Marka Fluff przyzwyczaiła mnie do cudnych zapachów i w przypadku tego produktu również się nie rozczarowałam . Pięknie pachnie malinami a zapach jest dość intensywny i długo wyczuwalny na ciele . Ja czuję go przez prawie 6 godzin i jest to super wynik jak na produkt tego typu . Ale ja jestem fanką bardzo słodkich i intensywnych zapachów - kogoś może taki aromat męczyć i to rozumiem ale ja jestem zachwycona . Moja skóra na ciele jest normalna więc nie potrzebuje silnie nawilżających balsamów . Nawilżenie które otrzymuje po tym kremie jest dla mnie w zupełności wystarczające i przez te 24 h do czasu następnego prysznica a co za tym idzie następnej aplikacji moja skóra nie domaga się kolejnej porcji nawilżenia . Dla skór suchych może być to jednak produkt za słaby . Poza cudnym nawilżeniem krem delikatnie zmiękcza ciało i wygładza je a jego regularne stosowanie nie wpływa negatywnie na stan skóry . Z powodzeniem można go stosować bezpośrednio po depilacji bo nie wywołuje żadnego pieczenia a skóra nie robi się po nim zaczerwieniona . Podsumowując jest to przepięknie pachnący codzienny balsam nawilżający który warto poznać . Jeśli ktoś nie używał jeszcze mazideł do ciała marki Fluff i chce od jakiegoś zacząć to będzie to najlepszy wybór na pierwsze testy gdyż wchłania się szybciej niż ich jogurt a zapach jest odrobine delikatniejszy niż w przypadku śmietanki do ciała - ale żeby nie było każde mazidło do ciała od Fluff jest warte poznania , zależy tylko kto ma jakie preferencje .

U mnie się sprawdza. Nawilża i koi skórę. Mam skłonności do przesuszania skóry, a ten produkt idealnie nadaje się dla niej. Moja skóra jest atopowa - ale w niczym to nie przeszkadza. Balsam dobrze radzi sobie z suchymi miejscami na skórze. Jeżeli chodzi o opakowanie - jest piękne i subtelne. Musiałam o tym napisać, bo naprawdę jest to wielki plus dla producenta. Skład jest dobry, wiadomo nie najlepszy - ale tragedi nie ma. Jest wydajny, kosztuje niewiele szczególnie na promocji.

Krem do ciała Raspberry Brulee Body Cream świetnie rozpieszcza moją skórę, nawilża ją i sprawia że jest cudownie miękka w dotyku. Owocowy zapach przynosi tyle radości... że zawsze pamiętam o pielęgnacji i używaniu kremu po myciu, daje wiele przyjemności. Wygodne opakowanie z pompką, dobry skład i cena. Fajnie nawilża i odżywia skórę, przede wszystkim jej nie wysusza! I nie klei się czy nie ściąga... Polecam fankom superfood :)

Uwielbiam pachnące kosmetyki do pielęgnacji ciała. Po wypróbowaniu mleka do twarzy i kremu na noc tej marki stwierdziłam, że muszę wypróbować także linię do pielęgnacji ciała. Mój wybór padł na krem do ciała Malinowe Brulee. Kosmetyk mieści się w uroczym chociaż nieco małym opakowaniu co w porównaniu do ceny sprawia że nie jest on zbyt wydajny ani tani. Na moje nieszczęście produkt który zakupiłam w sklepie internetowym miał zepsutą pompkę co niestety nie ułatwiło mi aplikacji ponieważ butelka jest bardzo twarda a sam krem dość gęsty więc wydobycie go nie było łatwe. Krem ma przyjemną treściwą konsystencję - dobrze się wchłania ale wyłącznie na suchej skórze. Jeśli skóra jest chociaż lekko wilgotna po kąpieli jego wchłanianie trwa zdecydowanie dłużej. Skóra po jego użyciu jest przyjemna w dotyku - gładziutka, nawilżona i ukojona. A zapach jest po prostu cudowny. Chociaż mam wrażenie, że pełnię zapachu ten produkt uzyskuje dopiero na skórze - w opakowaniu nie pachniał tak intensywnie. Gdyby nie zepsuta pompka i nieco większa pojemność byłby to dla mnie produkt idealny. Ale i tak uważam, że jest bardzo dobry - jego działanie pielęgnacyjne jest świetne. To nie tylko ładnie pachnący produkt ale i świetny kosmetyk do pielęgnacji ciała.