Ten podkład testowałam kilka lat temu, kiedy moje podejście do makijażu było zupełnie inne niż teraz. Z upływem lat ciężkie, matujące i mocno kryjące podkłady zamieniłam na te o delikatnej formule i lekkim, bądź średnim kryciu. Tym sposobem znowu na mojej drodze pojawił się podkład kolagenowy Paese. W tym momencie doceniam jego wszystkie właściwości, które kilka lat temu były dla mnie nieistotne, bo widziałam w tym podkładzie same wady! Oczywiście największą było praktycznie zerowe krycie.
Obecnie jest to produkt goszczący w każdym moim makijażu dziennym. Skórę posiadam normalną, z tendencją do przesuszania w okolicy brody i skrzydełek nosa. Od razu zaznaczę, że przy cerze mieszanej i tłustej ten kosmetyk się na pewno nie sprawdzi.
Podkład kolagenowy cechuje się bardzo niskim kryciem. Ujednolica koloryt skóry, natomiast przy cerze z przebarwieniami bądź śladami potradzikowimi nie zda egzaminu. Produkt pozostawia mokre wykończenie na skórze i koniecznie trzeba go ugruntować pudrem, bo lubi szybko zbierać się w załamaniach na skórze. Przypudrowany, nie sprawia żadnych problemow. Jego krycie można budować, natomiast nie uzyskamy nim krycia średniego, raczej ciągle będzie to krycie minimalne lub lekkie, co mi obecnie niesamowicie się podoba!
Zapach podkładu jest wyczuwalny, natomiast nie jest to drażniąca woń. Nie ukrywam, ale na początku bardzo mi ten zapach przeszkadzał.
Aplikuję go gąbką, ponieważ jego wodnista konsystencja nie lubi się z pędzlami. Przypuszczam, że aplikowany dłońmi da efekt podobny do bardzo lekkiego kremu bb.
Niestety ciemnieje, wiec przy zakupie warto wybrać kolor jaśniejszy. Co warto wspomnieć, producent oznaczył podkłady literami N, C i W, które odkreślają podton produktu, jednak nie warto się nimi sugerować. Sama jestem posiadaczką cery jasnej i neutralnej, a kolor, który posiadam, czyli 301C, po ściemnieniu wpada w pomarańczowe tony. Taki psikus ;) Z doświadczenia wiem, że najbardziej uniwersalnym kolorem, wpasowującym się w typowo słowiańskie karnacje, jest kolor 300N.
Nie jest to najtrwalszy produkt na świecie, gdyż po całym dniu mało z niego zostaje na twarzy, ale warto zaznaczyć, że nałożony na niego kontur, roz i rozświetlacz zostają na buzi aż do wykonania demakijażu. Pod wpływem maseczki ściera się z brody i nosa, natomiast nie robi nieestetycznych, gołych placków na skórze. Znika bardzo równomiernie.
Z racji tego, że od 5 miesięcy uzywam tego podkładu prawie każdego dnia wykonując makijaż dzienny, znalazłam dla niego jeszcze kilka ciekawych zastosowań!
Jako jedyny podkład w moich zbiorach, a mam ich przeogromną ilość, sprawdza się aplikowany pod oczy gąbką. Nie zakryje fioletowych zasinień, ale bardzo ładnie nawilży tę okolicę i stanowi GENIALNĄ bazę pod cięższe kolory. Nie każdy kryjący i zastygajacy korektor lubi się z tą wodnistą konsystencją, ale przysięgam, że niektóre z nich wyglądają przebosko. Wiem, że podkładów nie powinno się stosować pod skore, ale gwarantuję, że jego konsystencja jest lżejsza niż 90% korektorów na rynku. ????
Ten sposób sprawdza się również na całą twarz, kiedy chcemy zaaplikować bardziej kryjący podkład, na przykład, na wieczorne wyjście. Podkład kolagenowy stanowi swego rodzaju nawilżającą bazę, która dodatkowo wyrównuje lekko koloryt skory. Spokojnie możemy wklepać na niego gąbką bardziej kryjący produkt, a będzie wyglądać on zdrowiej i zdecydowanie bardziej świeżo. I oczywiście mniej sucho.
Podsumowując! Uważam, że podkład ten jest wart minimum trzy razy tyle, ile kosztuje. Dla zadbanych cer, bez skłonności do wyprysków, jest to must have w kosmetyczce! Bardzo cieszę się, że na nowo go odkryłam i w zupełności zmieniałam zdanie, o przekreślonym wcześniej kosmetyku! ????
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie