Ten filtr skusił mnie przede wszystkim wysokim SPF,brakiem silikonu w składzie oraz obietnicą nawilżenia. Od dawna szukam takiego kremu z filtrem, który zastąpi mi krem na dzień. Dodatkowe składniki aktywne wydaje mi się,że są wystarczające w serum, a odżywienie można dołożyć kroplą,dwiema dobrego olejku.
Niestety to nie to,jego działanie zależy przede wszystkim od dnia cyklu oraz stanu mojej skóry,która owszem i cienka i szybciej się odwadniająca,ale nadal mieszana i skłonna do niedoskonałości.
Plusem jest to,że sam z siebie mnie nie zapchał, ale jest na tyle mało lekki,że podczas kiedy skóra ma gorszy czas i wychodzą wypryski raczej jej nie pomaga,ale je wzmaga. U mnie ostatnio powychodzilły przez krem z Biotherm z proretinolem,do którego postanowiłam powrócić na jesień i służy mi,ale tylko w określonych przypadkach,zbyt często zastosowany w końcu tę skórę przekarmia i zapycha.
Reakcja mojej skóry na krem Hada Labo jest bardzo różna, bardzo często nie wchłania się do końca i zostawia lepiacą powłokę,skóra przez pierwsze kilka godzin dość mocno się wyświeca i o ile nie mam nic przeciwko zdrowemu połyskowi na skórze,ten nie wygląda zbyt apetycznie. W ruch wtedy wchodzą bibulki matujące, ewentualnie puder.
Konsystencja jest średnio gęsta, z początku lekko bieli, najlepiej rozprowadzić go rozkładając porcje kremu po trochę, a nie bezpośrednio z dłoni,w takiej opcji bywa dość tępy.
Ma biały kolor,zapach mało wyczuwalny.
Jedna pompka wystarcza na pokrycie szyi i twarzy,jest więc całkiem wydajny.
Bywają dni, szczególnie te kiedy nie jestem przed okresem oraz kiedy używam kwasów i skóra chłonie wszystko jak gąbka, wiec krem wchłania się dość szybko,ale nigdy do matu. Mówiąc dość szybko mam na myśli jakoś godzinę, co dla osób robiących rano makijaż, szczególnie nakładających podkład, moze nie być satysfakcjonującym wynikiem.
Tak zachowuje się na mojej skórze, ale wydaje mi się,że dla skór suchych może być całkiem zacny, oczywiście jeżeli nie ma się oczekiwań że taki krem ma wchłonąć się do matu,tu zostaje lekka odżywcza warstwa,która jak ja mój gust jesienią czy zimą może być przydatna. Bardzo możliwe,że posiadaczki takich skór nie będą mieć nawet odczuć lepkości i nie będą musiały długo czekać na wchłonięcie się kremu,ale jakby nie patrzeć japońskie kosmetyki stawiają raczej na błysk niż mat,tam jest to w cenie,chociaż producent naobiecywal coś innego.
W przypadku tego kremu nie jest to ten błysk,który mi się podoba,raczej taki maślany połysk,no i bywa,że lepkość się utrzymuje zbyt długo i zwyczajnie mnie wkurza.
Co do właściwości pielęgnacyjnych, rzeczywiście ten krem nawilża i odżywia skórę,ale nie jest to czempion wśród kremów pielegnacyjnych,czegoś mu brakuje.
Nie podrażnia mnie,o dziwo, dopiero kiedy do mnie dotarł zauważyłam w składzie alkohol,ale pomimo tego,że moja skóra bywa reaktywna nie zapiekł mnie ani razu, spokojnie daje go pod oczy,nic się nie dzieje, najwidoczniej nie jest go zbyt dużo.
Dla mnie jako krem pielęgnacyjny jest na 4,ale w ogólnym odczuciu ma 3 +,robi co ma robić,chroni,ale bywa po prostu zbyt upierdliwy, raczej już do niego nie wrócę,szukam dalej.
Zalety:
- Wydajność,
- wysoka ochrona,
- lekkie nawilżenie i odżywienie,
- nie piecze kiedy dostanie się do oka,
- bywa,że wchłania się szybko,ale nigdy do matu.
Wady:
- Producent deklaruje mat na skórze i beztłuszczową formułę, niestety ten krem nie zachowuje się tak na skórze,często nie wchłania się do końca i zostawia maślany błysk i lepkość.
- Właściwości pielęgnacyjne ma dobre,ale nie na tyle wystarczające żebym zrezygnowała z kremu na dzień.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie