Happy PEH to była dla mnie terra incognita do chwili, kiedy stanęłam w Rossmannie przed półką z ich kosmetykami. Szukałam akurat "na już" odżywki emolientowej po przeproteinowaniu włosów, a ta nie dość, że była w promocji to jeszcze w butelce z pompką. Nie czytając nawet opinii na Wizażu postanowiłam pójść na żywioł :D
Grafika wszystkich produktów tej marki do złudzenia przypomina Face/Hair/Body Boom - nie zdziwiłabym się wcale, gdyby okazało się, że to firmy-siostry.
Opakowanie zrobione z mocnego plastiku.Pompka przez cały okres stosowania działała bez zarzutu. Konsystencja gęsta, biała, bardzo dobrze rozprowadza się na włosach i jest wydajna - 270 ml wystarczyło mi na niecałe pół roku stosowania! Oczywiście nie codziennie, bo co jakiś czas zamiast niej używam odżywki nawilżającej oraz proteinowej, ale przy moim codziennym myciu głowy była to główna odżywka, którą stosowałam najczęściej.
Zapach delikatny, trudny do określenia, nie pozostaje na włosach zbyt długo.
Tej odżywce przyszło się zmierzyć z moimi średnioporowatymi, suchymi, matowymi, łamliwymi, przeproteinowanymi włosami o rozdwajających się końcówkach. Gorzej być nie mogło :D Oczywiście, miałam świadomość tego,że nie da się ich odbudować samą odżywką i konieczne będzie podcięcie nieodwracalnie zniszczonych końców, ale tak z czystej ciekawości chciałam sprawdzić jej moc.
No i naprawdę zrobiła, co mogła. Już po kilku użyciach moje kosmyki stały się dużo bardziej gładkie, a nie szorstkie, jak do tej pory. Stopniowo zaczęło wracać do nich życie. Stały się bardziej sprężyste, jednolite, gładsze, a co najważniejsze - przestały się puszyć. Nie była to jeszcze wtedy tafla, ale po ścięciu końcówek to już zupełnie inna historia ;) Zupełnie tak, jakbym dostała nowe włosy, a one drugie życie dzięki temu kosmetykowi. Naprawdę świetnie je pielęgnuje, odżywia i dociąża.
Stosuję ją najczęściej klasycznie po myciu pozostawiając na włosach na 2-3 minuty lub jako maskę zamiast olejowania włosów na podkład z żelu aloesowego (30 minut/1 godzina). Okazjonalnie stosuję metodę OMO i wtedy jako drugie O.
Skład jest świetny i mogłyby go pozazdrościć niektóre, dużo droższe odżywki. Znajdziemy tutaj masło mango, wyciąg z żeńszenia, wit. E, glicerynę, a przede wszystkim moc olejów: arganowego, oliwy z oliwek, migdałowego, eukaliptusowego, cynamonowego, goździkowego, rozmarynowego i ze skórki cytryny.
Nie dziwią mnie wcale wysokie oceny na Wizażu. Myślę, że będzie ich tylko przybywało. Dla mnie to hit!Nie spodziewałam się tak wysokiej jakości po dość tanim mimo wszystko kosmetyku. Wcześniej - jako posiadaczka przetłuszczającej się skóry głowy - wystrzegałam się olejów, a dzięki świadomej pielęgnacji i tej odżywce dowiedziałam się, czego tak naprawdę najbardziej potrzebują moje włosy nie tylko w chwilach kryzysowych, ale i na co dzień. Są to emolienty. W końcu skóra głowy i włosy to często dwa oddzielne tematy.
Już się cieszę na samą myśl o wypróbowaniu także innych kosmetyków tej marki, bo - bazując na doświadczeniu z ich odżywką emolientową - Happy PEH to nie tylko nazwa, ale i realne rezultaty, które uszczęśliwiają włosy i ich właścicielki :)
Zalety:
- wygładzone, miękkie, sypkie kosmyki
- odżywienie
- niweluje puszenie się włosów, dobrze dociąża
- wydajność
- gęsta, gładko rozprowadzająca się konsystencja
- świetnie połączenie olejów, które doskonale sprawdza się w pielęgnacji włosów średnioporowatych
- sprawdza się zarówno użyta w formie odżywki, jak i w formie maski
- butelka z pompką (moja ulubiona forma opakowania produktów do włosów i ciała)
- cena
- skład
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie