Odżywkę tę kupiłam z ciekawości i z potrzeby. Była akurat na fajnej promocji w drogerii Hebe, a że nie miałam jeszcze do czynienia z linią do włosów Tołpy, to nie zastanawiałam się dwa razy. Kosztowała mnie 19 złotych z groszami.
Moje włosy są niskoporowate (w większości), cienkie, proste, długie i naturalne. Przyznam, że produkty do ich pielęgnacji wybieram w ciemno. Czasami pozytywnie się zaskakuję, a czasami jestem zawiedziona. Tak to u mnie działa ;p. Tym razem padło na emolientową odżywkę Tołpy z linii Enzyme, czyli z tej samej, z której jest popularny i uwielbiany przez wielu peeling enzymatyczny do twarzy. Jest to linia, która oferuje nam kosmetyki z trzema enzymami - papainą, bromelainą oraz enzymem z granatu. Ktoś mógłby się zastanawiać, co enzymy mogą zdziałać na włosach, które są martwym wytworem naskórka :D. Tołpa zapewnia nas jednak, że owe enzymy mają działanie wygładzające łuskę włosa. Do tego w składzie znajdują się emolienty, takie jak olej babassu i olej z porzeczki. No więc jakie dostrzegłam działanie u siebie? Nakładałam ją od ucha w dół, bo wyżej niczego, oprócz oczyszczania, nie potrzebuję. Po nałożeniu na wilgotne włosy, od razu je rozczesywałam, co ta odżywka zdecydowania ułatwiała, więc to wielki plus. Starałam się nie przesadzać z ilością, żeby przy spłukiwaniu nie było problemów. Problemów w tej kwestii nie było, ale po suszeniu się pojawiły. Mam takie włosy, które łatwo obciążyć, i właśnie do tego doszło. Od ucha w dół, czyli tam, gdzie nakładam odżywki, włosy sklejały mi się w strąki i generalnie wyglądały nieświeżo. Efekt może nie należał do drastycznych, ale ja wyraźnie widziałam różnicę. Plus był taki, że lepiej układały się we fryzury, co bez ''wspomagaczy'' jest u mnie ciężkim zadaniem. Pochwalić muszę jeszcze zdecydowanie blask, jaki ta odżywka dawała! Może to zasługa perły, którą nie trudno zauważyć w konsystencji i która jest całkiem fajnym dodatkiem. A może to po prostu emolienty. W każdym razie blasku nam nie żałuje, jednak dla moich piórek jest za ciężka. Ciekawi mnie mocno wersja humektantowa, którą mam nadzieję przetestować w najbliższej przyszłości :). A emolientową mogę zaproponować osobom z włosami przesuszonymi, matowymi, może nawet rozjaśnianymi.
Zapach jest taki sam, jak w przypadku całej serii Enzyme, wraz z peelingiem enzymatycznym. Dla mnie to intensywne, kwaśne owoce, których fanką nie jestem. Zostaje długo we włosach, więc dla fanów tego zapachu będzie to plus. Ja podchodzę do tego neutralnie.
Opakowanie to plastikowa tuba z zamknięciem od dołu typu zatrzask. Ma naprawdę konkretną jakość jak na drogeryjny produkt. Do tego bardzo podoba mi się szata graficzna w atrakcyjnych dla mojego oka kolorach i grafiką owoców. Zdecydowanie to się Tołpie udało. Pojemność to 200 ml.
Zalety:
- 96% składników pochodzenia naturalnego
- Dodaje włosom blasku
- Ułatwia mi układanie fryzur
- Zauważalny perłowy połysk w konsystencji, który jest fajnym dodatkiem
- Gęsta, treściwa konsystencja, nawet nieco lepka
- Intensywny, całkiem ładny zapach, choć nie do końca w moim guście
- Ładne i dobrej jakości opakowanie
Wady:
- Niestety obciąża mi włosy, z których tworzą się lekkie strąki, co wygląda nieświeżo
- Wydajność na średnim poziomie
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie