Goldwell Dualsenses, Bond Pro + 60Sec Treatment 60 sekundowa maska wzmacniająca włosy

To już nie moje pierwsze opakowanie tego produktu. Wybieram większą wersję, bo jest bardziej opłacalna i starcza na dłużej. Przy regularnym stosowaniu moje włosy przestały się rozdwajać i mniej się puszą, a przy tym produkt ich nie obciąża ani nie sprawia, że szybciej się przetłuszczają. Nawet moja fryzjerka zauważyła, że moje włosy są w świetnej kondycji i nie wymagają dodatkowych zabiegów w salonie.

Ostatnio na rynku wysyp szamponów, odżywek, masek i podobnych produktów wzmacniających wiązania we włosach. Często mają w nazwie "plex" albo "bond". Można by pomyśleć, że to przełom, że w końcu będzie można farbowań i rozjaśniać je bez konsekwencji. Z tego co przeczytałam wiązań we włosach jest kilka rodzai: peptydowe, wodorowe, jonowe i siarczkowe. Moje włosy są zniszczone rozjaśnianiem i farbowaniem, co przejawia się kruszeniem, puszeniem, plątaniem. Próbowałam dotychczas produktów domowego użytku z Olaplexu, co z perspektywy czasu uważam za stratę pieniędzy, włosy nie przestały się kruszyć (a kruszą się wskutek zniszczenia chemicznego, na co Olaplex miał pomagać), nie znalazłam żadnego badania potwierdzającego te założenia, za to jedno obalające poprawę jakości włosów aktywnego składnika z Olaplexu co mnie nie zachęca do dalszego użytku tej serii, Joico - które dopóki producent nie zmienił składu na gorszy wyrzucając peptydy biomimetyczne i dodając jeszcze więcej keratyny mi się sprawdzało, teraz już niestety nie nadaje się do używania codziennie bo robi mi siano, nie rozumiem dlaczego zepsuli dobre produkty, Smartbonda z Loreala po którym włosy wyglądały gorzej niż przed użyciem co jest rzeczą dziwną bo zazwyczaj włosy wyglądają lepiej gdy coś na nie nałożę, K18 - gdzie włosy wyglądały trochę lepiej przez pewien czas, a później stawały się sianem bo naładowano tam protein, do tego w składzie jest obecny alkohol, wzmocnienia niestety nie zauważyłam. Poza tym jakiejś tańszej serii z Natura Siberica z aminokwasami - włosy wyglądały wizualnie trochę ładniej, ale wciąż bez szału, były tak samo łamliwe. Testowałam jeszcze inne rzeczy, ale w tym momencie już nie pamiętam jakie. Wydałam tyle kasy na ratowanie włosów, że mnie to przeraża. Gdy dowiedziałam się, że Goldwell też wypuścił taką serię, postanowiłam z ciekawości spróbować, wiedząc, że kiedyś sprawdziła mi się od nich inna seria do włosów, nie licząc jednak na cud. Do zakupu przekonały mnie ich nagrania na youtube pokazujące kondycję włosów przed i po. Maska ma gęstą konsystencję, gęstszą od odżywki z tej serii, jest taka kremowo-żelowa. Podoba mi się to, że mniej obciąża włosy. Przez to nakładam jej więcej chcąc pokryć wszystkie włosy mniej więcej od ucha w dół. Obawiam się, że nie będzie przez to wybitnie wydajna, niemniej maski nie nakłada się codziennie, więc i tak na kilka miesięcy starczy, co mnie satysfakcjonuje. Pachnie morsko, ale nie umiem określić czym... może algami. Przypomina mi zapach jednego kremu z Avy. Zapach ten jest mi obojętny, ani na mnie specjalnie nie robi wrażenia, ani mnie nie odpycha. Wolę raczej te słodsze, ale tutaj mnie bardziej interesuje działanie. Dla osób nie lubiących ciężkich woni to będzie zaleta. Wystarczy pozostawić ją na minutę. Nie lubię długo czekać z odżywkami czy maskami więc mnie to cieszy. Zaraz po spłukaniu zauważyłam pewną zmianę we włosach, a to już dobry sygnał. To znaczy, że coś działa. Konkretnie włosy stały się bardziej rozprostowane. Moje z natury są proste, niemniej przez rozjaśnianie mają tendencje do nienaturalnego dla nich puszenia się, falowania. Włosy wydają się bardziej nawilżone i dociążone jednocześnie. Nie są przeciążone, tłuste, ani nie latają we wszystkie możliwe strony. Trudno mi zazwyczaj uzyskać j taki efekt. Jeśli to się utrzyma, będę szczęśliwa. Ma też chronić kolor włosów, choć martwi mnie ten ostatni składnik bo wiem że ma działanie złuszczające... z drugiej strony skoro specjalizują się w ochronie koloru włosów to może obawy są niesłuszne. Aktualnie z moim kolorem włosów nic się nie dzieje. Rozczesują się trochę łatwiej niż zazwyczaj, ale nie jest tak idealnie by grzebień suną po nich jak po taflii. Zdecydowanie lepiej wyglądają niż po Olaplexie 8 i 5. W kwestii kruszenia się i tego czy nie staną się z czasem przeproteinowane minęło zbyt mało czasu bym mogła to ocenić, zdarza się że maski i odżywki mnie negatywnie zaskakują po dłuższym czasie. Podobno ta seria ma nie przeproteinowywać włosów, tak przynajmniej mówili na nagraniach. Ja wolę używać ciągle tych samych produktów, niż je zmieniać, tak jest mi wygodniej. W składzie znajduje się pantenol, kwas mlekowy, białka otrębów ryżowych, kwas piroglutaminowy, hydrolizowane białka sojowe, wyciąg z Kappaphycus Alvarezii czyli jakiejś czerwonej algi, wyciąg z jednego z gatunków brunatnich alg, sód pca, gliceryna, glicyna, glikoproteiny, witamina e, wyciąg z wierzby kory czarnej. Czyli sporo substancji nawilżających i protein. Peptydy i aminokwasy mają wnikać w korę włosa regenerując uszkodzenia, a algi tworzyć wiązania jonowe i wodorowe z pozostałymi białkami włosów osadzając peptydy w korze wewnętrznej. Opakowanie wygląda minimalistycznie, aptecznie - nic niezwykłego. Póki co maska mnie pozytywnie zaskoczyła. Edit: niestety po dłuższym czasie przeproteinowuje moje włosy