Balsam stosowałam już od jakiegoś czasu, niezbyt regularnie, ale postanowiłam przez miesiąc trochę potrenować i do tego wcierać ten balsam bardziej regularnie, praktycznie po każdym wieczornym prysznicu. Do tego co tydzień dokonywałam pomiarów i myślę, że mogę coś więcej o tym balsamie powiedzieć.
Ale od początku - balsam zamknięty jest w białym opakowaniu z plastiku, który jest dość gruby bo zupełnie nie przepuszcza światła (przez co nie da się zobaczyć ile balsamu jeszcze zostało, nawet przykładając latarkę). Wyciska się go dzięki pompce, pompkę da się zablokować przez jej przekręcenie. Pompką dozuje dość małą ilość produktu, ale to akurat dobrze (powody będą opisane niżej).
Balsam ma lekko żółty kolor, który staje się biały podczas wmasowywania. I tutaj wmasowywanie to słowo klucz - balsam trzeba naprawdę dobrze rozpracować na skórze, bo jest dość tępy. W trakcie masażu rozciera się on takimi białymi smugami na skórze - dlatego pomocne są tu małe porcje. Im więcej nałożymy, tym ciężej będzie go wsmarować - będziemy tylko w stanie „porozciągać” go na większy obszar ciała, inaczej się po prostu nie wchłonie. Jeżeli tak mi się zdarzy, że nałożę za dużo, po prostu rozcieram go najdalej jak mogę i czekam chwilę aż się lekko wchłonie i ponawiam masaż. Zostawia on taki aksamitny film na skórze, który czuć nawet po całej nocy. Jeżeli przesadzi się z ilością, to ten film będzie trochę tłustawy, niezbyt przyjemny przy zakładaniu spodni. Producent zaleca stosowanie rano i wieczorem, ja jednak nie wyobrażam sobie nakładać go rano na skórę. Jest bezzapachowy.
Efekty? Całkiem dobre, chociaż zaznaczę, że trochę ćwiczyłam w ostatnim czasie i balsam jest tylko dodatkiem. Stosowany prawie codziennie napiął skórę, a też bardzo dobrze ją nawilżył i wygładził. Nie miałam żadnych problemów na początku stosowania, moja skóra nie buntowała się. Cellulit jest faktycznie jakby mniej widoczny, ale nie jestem w stanie ocenić na ile pomógł tutaj ten balsam.
Mój obwód w udzie w przeciągu miesiąca zmniejszył się o centymetr, a talia o 3 cm (balsam nakładałam na uda, pośladki i brzuch). Dodam również, że na udach mam lekkie rogowacenie okołomieszkowe - nie zauważyłam różnicy w wyglądzie skóry po stosowaniu tego balsamu. Mam też białe bardzo stare rozstępy i mam wrażenie, że stały się one dużo mniej widoczne, tak jakby „wchłonęły” się w skórę - ciągle oczywiście je widać, ale nie są tak wyraźne, a skóra jest gładziutka.
Balsam jest bardzo, bardzo wydajny. Początkowo nie stosowałam go regularnie, dlatego nie jestem w stanie powiedzieć na jak długo mi wystarczył, ale powiedziałabym, że wystarczy na min 2 miesiące prawie codziennego stosowania.
Czy warto? Myślę, że warto się nim wspomóc jeżeli ktoś ma taką możliwość, ale to raczej dodatek do ćwiczeń i diety. Cena jest wysoka, ale póki co to chyba jeden z niewielu balsamów z retinolem do ciała. Mam w zapasie jeszcze jedną butelkę, później zdecyduję, czy kupię ponownie.
Dodatkowa informacja dodana podczas używania drugiej butelki: chyba trochę przesadziłam z częstotliwością, bo mimo tego, że balsam używałam codziennie, to w pewnym momencie moja skóra zareagowała na kolejną porcję balsamu negatywnie - była podrażniona, wyskoczyły mi czerwone krostki, które swędziały (nie robiłam przerwy między opakowaniami więc skóra była już przyzwyczajona). Doprowadzenie skóry do dobrego stanu zajęło mi ponad 2 tygodnie. Dlatego ostrzegam, żeby nie iść tutaj na ilość - dla mnie używanie tego balsamu dwa razy dziennie byłoby przesadą. Warto uważać, bo to mocny kosmetyk. Nie zmieniam mojej oceny, bo to moja wina, a nie tego kosmetyku.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie