Butelka z białego plastiku oklejona srebrno-żółtą etykietą z metalicznym wykończeniem i delikatną grafiką liścia o pojemności 200 ml zakończona atomizerem osłoniętym nakładką.
Ma zawierać olej z awokado, a to jeden z moich ulubionych olejów stosowanych w pielęgnacji włosów, więc byłam nastawiona bardzo pozytywnie i liczyłam na spektakularny efekt wygładzenia i nabłyszczenia włosów.
Zapach przypomina mi płyn do układania włosów Loton, trochę lakier do włosów, ale najbardziej chyba szampon Gliss Ultimate Repair. Nie do końca w moim guście, liczyłam na coś zbliżonego w jakimś stopniu do oleju awokado, niestety przeliczyłam się. Jest intensywny w trakcie rozpylania, w trakcie suszenia już nie przeszkadza; po wysuszeniu czuję go jeszcze przez 2 godziny ale w znacznie słabszej formie, później jest już tylko ledwo wyczuwalny.
Atomizer działa sprawnie, nie zacina się, daje coś w rodzaju mżawki kropelek, zbytnio nie przypomina mgiełki z mocno rozbitych kropelek.
Ważne dla mnie było zniwelowanie nadmiernego spuszenia i pomoc w układaniu loków tak aby wyglądały na zdefiniowane w mocnym skręcie, a nie jak to ma się u mnie: część pasm ma skręt 3a do 3/4 długości, potem przechodzi w fale, inna partia włosów ma już skręt na poziomie 3b, 3c, za to pasma okalające twarz są już mocno zwinięte w porównaniu do reszty, czyli 4a. Włosy naturalnie brązowe, w czasie mocnego nasłonecznienia przyjmują ciepłe odcienie, oscylujące w okolicach miedzi, z którymi walczę niebieskim szamponem i tonerami; końcówki mają wspomnienia rozjaśniania, zazwyczaj są przesuszone i matowe, z którym radzę sobie przy użyciu odżywek bez spłukiwania i olejków regenerujących chroniących przed wysokimi temperaturami podczas suszenia.
Spryskiwałam całe włosy (omijając skalp i początkowe 10 cm) przy pierwszym użyciu 20 naciśnięciami na atomizer, przy każdym kolejnym już po 30. Łącznie używam już tego produktu od 7 tygodni i... włosy po wysuszeniu były trochę spuszone od połowy długości ku końcom i bardzo miękkie.. Mocno nabłyszczone, pięknie odbijały światło przez… 3 godziny. Po tym czasie poziom blasku wrócił do standardowego poziomu - dziwne, nawet bardzo, bo nie zmieniałam pomieszczenia na chłodniejsze, bardziej zawilgocone, nie biegałam na zewnątrz. Spuszenie powiększyło się na końcówkach po 5 godzinach. Kolejnego dnia włosy od połowy długości ku końcom były już mocno spuszone, pozostało tylko 7 pojedynczych długich loków, pasma okalające twarz były bardziej zwięzłe, nie rozwalały się, tylko ich koncówki przypominały trochę miotłę czarownicy Hogaty.
Może gdybym wyprostowała włosy widziałabym spektakularny efekt i jego dłuższe utrzymywanie, ale nie chcę narażać moich pasm na wysokie temperatury podczas stylizacji i przesuszenie, by po wyjściu na zewnątrz stracić wygładzone kosmyki w minutę przy obecnie panującej wilgoci.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie