Action Wild Thing! With Wild Rose Extract Hydrating Sheet Mask Maseczka w płachcie

Nie planowałam kupować maseczki. Serio, poszłam do Action po coś kompletnie innego (światełka i dekoracje na Boże Narodzenie), ale zobaczyłam tę śliczną różową saszetkę z kwiatem róży i... przepadłam. Jak każda kosmetykowa sroka, która widzi różowe, musiałam wrzucić ją do koszyka. Cena? Śmiech na sali, kilka złotych, wzięłam bez wahania. Pierwsze wrażenie: opakowanie to sztos! Przód: minimalistyczny, różowy, z kwiatem róży i napisami wyłącznie po angielsku. Z tyłu? Teksty w jedenastu językach! Polska wersja jest (uff), ale jako anglistka mogłam się też poczuć światowo, analizując wersję angielską. Punkt za międzynarodowy vibe! Sama maseczka pachnie przecudownie. Jeśli ktoś lubi róże, to będzie w siódmym niebie. Ja czułam się jak w ogrodzie różanym, i to takim luksusowym. W sumie mogłabym trzymać ją przy twarzy tylko dla samego naturalnego zapachu. Płachta jest supermocno nasączona esencją, aż tak, że kapało mi z niej przez palce. Serio, to była powódź. Jak już udało mi się ją nałożyć, zaczęły się jednak schody. Wycięcia na oczy? Hmm, powiedzmy, że ktoś to projektował chyba na próbniku o bardzo specyficznej twarzy. Musiałam się trochę nagimnastykować, żeby nie wciskała mi się zbyt blisko oczu. Mimo to i tak płyn zaczął ściekać do oczu. I wtedy... dramat! Pieczenie, łzawienie, mini panika. Od razu ostrzegam, trzymaj się z tym specyfikiem daleko od oczu, zwłaszcza gdy masz na sobie soczewki kontaktowe. Producent zaleca 30 minut. Po tym czasie maseczka była nadal wilgotna, więc spokojnie można by ją jeszcze przetrzymać na twarzy. Skóra? Miękka, nawilżona, choć nie jakaś spektakularnie rozświetlona. Przyjemna, owszem, ale bez efektu wow. Czy kupiłabym ją znowu? No... raczej nie. Może jako jednorazowy eksperyment było zabawnie, ale płyn w oczach i nieszczęsne wycięcia to trochę dealbreaker. Za to zapach, bajka, i jeśli producent zrobiłby różaną mgiełkę do twarzy w tym samym klimacie, brałabym od razu.

Maseczka bardzo poprawiła wygląd skóry. Odżywia, nawilżyła, zmniejszyła zaczerwienia oraz ukoiła skórę na twarzy. Przyjemnie pachniała różą. Była mocno nawilżona esencją.

Do zakupu tej maseczki przekonała mnie niska cena.Nie oczekiwałam cudów ale jestem mile zaskoczona.Po zastosowaniu maseczki skóra jest gładka i nawilżona .Na pewno nie będzie to ostatni raz.

Użyłam już kilka opakowanie tej maseczki z pewnością nie jest to ostatni raz. Dużym plusem jest jej cudowny zapach, nie taki sztuczny, chemiczny, tylko prawdziwie różany. Po użyciu jej skóra jest rozpromieniona i nawilżona. Stosowanie jej to czysta przyjemność. Ma dobry skład jak za taką cenę, zawiera w sobie m.in. witaminę c. Co do ceny, to jest naprawdę niska, jedyne 2,79! Opakowanie ma piękną szatę graficzną, która wygląda zachęcająco i uroczo. Maseczka jest na dobrej jakości chusteczce wykonanej z delikatnego i otulającego skórę materiału. Jest ona dobrze nasączona esencją, mimo niskiej ceny, nie żałowali produktu. Ogólnie jest świetna, przyjemna w użyciu i urocza. Polecam.

Maseczkę zakupiłam w Action ze względu na niską cenę i przyzwoity skład. Jako że zawiera tytułowy wyciąg z dzikiej róży spodziewałam się ładnego, relaksującego zapachu – idealna maska na domowe SPA. Zachęciły mnie też takie składniki jak hydrolat z melisy, mający działanie kojące i nawilżające, hydrolat z mięty, który działa oczyszczająco i chłodząco, czy pochodna witaminy C o działaniu przeciwutleniającym. Przed aplikacją włożyłam maseczkę do lodówki, by osiągnąć jeszcze bardziej chłodzący efekt. Maseczka jest w miarę dobrze wykrojona, mocno nasączona (w opakowaniu zostaje sporo esencji, którą potem można wykorzystać np. jako nocne serum). Producent zaleca, by trzymać ją na twarzy 20-30 min, tak też zrobiłam. Pierwsze co mnie urzekło po otwarciu opakowania to zapach – rzeczywiście czuć różę. Jest to bardzo przyjemna woń, jeśli ktoś lubi kwiatowe nuty to zdecydowanie mu się spodoba. Po nałożeniu nic nie piecze, można się spokojnie relaksować. Po ściągnięciu pozostało sporo esencji na twarzy, ciekawa byłam czy nie zostanie klejąca warstwa, jak to często u mnie bywa z maseczkami w płachcie. Ku mojemu zaskoczeniu już po 10-15 min wszystko się ładnie wchłonęło, nie pozostawiając lepiej warstwy! Skóra była wyraźnie miększa, gładsza, ukojona i co najważniejsze nawilżona. Po przetestowaniu tej maski naprawdę zaczynam się zastanawiać nad sensem kupowania droższych jednorazowych masek, jak tak tania maseczka z Action ma tak dobroczynne działanie na skórę i to bez „skutków ubocznych” (czytaj klejąca warstwa po aplikacji). Szkoda, że tyle czekałam z jej wypróbowaniem, bałam się chyba znowu niewypału, bo jakoś moja skóra często się nie lubi z płachtami a tu takie miłe zaskoczenie). Z tego co widzę w Action maseczka często jest dostępna, są też inne wersję. Testowałam też żółtą z witaminą C, ale nie urzekła mnie tak jak ta. Na pewno zakupię ponownie i polecam wam przetestować, bo za taką cenę efekt jest zdumiewający.