Bielenda Skin O3 Zone, Ozonowa mikroemulsja do mycia twarzy dotleniająco-nawilżająca 

Przede wszystkim zacznijmy od tego, że nie jest to emulsja w żadnym tego słowa znaczeniu. Jest to dobrze pieniący się żel, który porządnie oczyszcza, ma jednak miłą, nawilżającą formułę, dzięki czemu skóra nie skrzypi po umyciu. Na okres zima-wiosna okazał się jednak troszkę za silny. Latem jednak, kiedy odstawiłam retinol i sięgnęłam po mocno nawilżające, beztłuszczowe kosmetyki sprawdza się IDEALNIE, mimo, że moja skóra nie tolerowała wcześniej pieniących się żeli do mycia twarzy!! Pomaga utrzymać skórę czystą, nie narusza mikrobiomu, a moja skóra dawno nie była podrażniona (od dłuuuugiego czasu). Produkt jest bardzo wydajny, wystarczy niewielka ilość, by oczyścić twarz, ma wygodną pompkę, która mimo wszystko dozuje zbyt dużą ilość produktu. Zapach dziwny, pewnie „ozonowy”, trochę ogórkowy. Nie każdemu przypadnie do gustu, ale dla mnie jest do wytrzymania.

Decydując się na zakup ozonowej mikroemulsji do mycia z nowej serii Skin O3 Zone, miałam wyobrażenie lekkiej, przyjemnej emulsji, która delikatnie oczyści twarz, zachwyci swym świeżym zapachem, a moją suchą skórę pozostawi miękką i nawilżoną. Jakież było zaskoczenie, gdy okazało się, że kupiona emulsja to po prostu... żel o lekko śluzowym zabarwieniu. Kosmetyk pieni się dobrze - powiedziałabym, że aż za dobrze, i nie wiem, czy właśnie to producent miał na myśli, pisząc o "technologii mikropiany" i "milionach mikroskopijnych bąbelków". W każdym razie raczej nie zadowoli to tych, którzy oczekują kremowo-mlecznej delikatności. Emulsja skutecznie oczyszcza twarz, jednak w moim odczuciu jest zbyt silna. Twarz po jej zastosowaniu, wbrew wielkim zapewnieniom o nawilżeniu, niestety była sucha - musiałam nakładać serum lub krem nawilżający, a to dla mnie znak, że działanie okazało się zbyt drastyczne. Zapach zasługuje na osobny akapit, bo nie sposób opisać go jednym słowem. Gdy pierwszy raz go poczułam, nie wiedziałam, czy mam do czynienia z kosmetykiem, czy medycznym akcesorium. Miał on chyba aspirować do tak zwanych "świeżych", jednak ostateczny rezultat to... no nie wiem co. Jest on raczej... chemiczny. Lateksowe rękawiczki? Środek do odkażania? Oba zmieszane ze sobą? Wyczuwam tu też ogórek, jednak nie wiem, czy to faktycznie jego obecność, czy bardziej moje życzenie, by ta sztuczna, odstręczająca kompozycja zyskała jakieś naturalne oblicze. Ze względu na niski komfort stosowania i zbyt drastyczne działanie zrezygnowałam ze stosowania na twarz i przeznaczyłam tę "emulsję-nie-emulsję" jako mydło w płynie do dłoni - i muszę przyznać, że w tej roli sprawdziło się o wiele lepiej. Pompka idealnie dozowała płyn, a emulsja doskonale oczyszczała dłonie, pozostawiając je w odpowiednim stanie. Za to podwyższam ocenę o gwiazdkę. PODSUMOWANIE: Emulsja okazała się żelem, kosmetyk pachniał jak medyczno-chemiczny miks, a produkt mimo przeznaczenia do twarzy zdecydowanie lepiej sprawdził się u mnie na rękach. Zużyłam, ale nie powrócę.