Najpierw kupiłam wersję sypaną i od tego czasu używam jej namiętnie. Wzięłam go jednak na urlop do Pl i mimo tego, że zabezpieczyłam go dobrze trochę mi się wysypało, więc postanowiłam też zainwestować w wersję prasowaną, którą będę mogła zabierać na wyjazdy.
Produkt jest bezzapachowy i niekomedogenny, pozbawiony parabenów.
Pudry przychodzą do nas w plastikowych opakowaniach, które zrobione są - jak wszystkie Narsowe produkty - z takiej jakby gumki, która brudzi się niemiłosiernie i nie chce się dać wyczyścić. Sypka wersja ma pojemność 10g, natomiast prasowana to 7 g. Sypaniec posiada sitko, jednak producent nie pomyślał o tym, żeby je czymś zabezpieczyć, więc nawet jeśli włożymy coś do zabezpieczenia go, to i tak istnieje realna szansa, że się nam wysypie, dlatego właśnie zdecydowałam się na zakup prasowanej wersji.
Prasowaną wersję dostajemy w materiałowym pokrowcu i dołączona jest do niego gąbeczka, której nawet nie wyjęłam z opakowania, więc nie wiem, jaka jest w dotyku. Tak naprawdę jeszcze nie miałam okazji użyć tego pokrowca, jakoś tak o nim zapomniałam.
Jeśli chodzi o kolor i pigmentację to muszę przyznać, że obie wersje się nieco różnią od siebie. Sypana oczywiście jest bardziej luźna, prasowana jest mocno sprasowana i można wziąć na pędzel trochę więcej bez strachu, że zrobimy sobie kuku na twarzy.
Tekstura obu pudrów jest nieco inna i wykończenie też jest nieco inne.
Sypaniec jest bardzo mocno zmielony, łatwo nabrać go na pędzel (aczkolwiek chyba nie da się z nim przesadzić na twarzy), natomiast przy pierwszym użyciu prasowańca tarłam i tarłam jak głupia ten puder, a na pędzlu nic nie było widać. Ale zapewniam Was, że ten produkt tam jest już przy pierwszym maźnięciu pędzlem.
One w żaden sposób nie wybielają cery. Są pudrami wykończeniowymi i utrwalającymi, nie rozjaśniającymi, więc nie sugerujcie się tą bielą, bo ona krzywdy nie robi.
Puder prasowany też jest nieco bardziej błyszczący, nie to, żeby zostawiał jakiś błysk na buzi, ciężko mi określić dokładnie to, co on robi. Utrwala makijaż, trochę matuje (ale to nie jest taki mat, jaki znamy z normalnych pudrów) sprawia, że skóra wygląda lepiej, ale też rozświetla. Niby nieosiągalne, a jednak. Poza tym nigdy w swoim życiu nie spotkałam się w taką teksturą, on jest jakby krystaliczny, to nawet nie jest pył, nie potrafię go określić, ale mi się podoba. Nie, żeby to miało znaczenie, ale raz go przez przypadek posmakowałam i smakuje talkowo i lekko słonawo:)
Puder sypki robi dokładnie to samo, co poprzednik, "polepsza" cerę, ale zostawia minimalnie (dla laika pewnie niezauważalnie minimalnie) mniej blasku. Mi to jednak nie przeszkadza, bo wciąż ta skóra jest wypiękniona.
Ale najlepsze w nich obu jest to, że utrwalają makijaż na długie godziny, co przy każdej cerze jest prawie niewykonalne, bo jeśli sebum zaczyna się zbierać, to makijaż nie wygląda po kilku godzinach tak świeżo, jak bym chciała, a jednak po Narsie wygląda i to do 9 godzin.
Absolutnie to nie są pudry matujące, one mają za zadanie właśnie utrwalić, rozświetlić, nadać blasku, jeśli chcecie uzyskać efekt matu na długie godziny, to polecam raczej pudry Ben Nye, nie Narsa.
Ja jestem w nich absolutnie zakochana i nie wyobrażam sobie, że mieliby je wycofać, czy zmienić. Dla mnie one są idealne i śmiem twierdzić, że to najlepsze pudry, jakie mam w swojej kolekcji, a mam ich dość sporo. Pewnie zaraz może się pojawić pytanie - czym one się różnią od kulek Guerlain? Otóż kulki też mają za zadanie "poprawić", wyfotoszopować naszą skórę i robią to całkiem nieźle, jednak kuleczki niestety na mojej twarzy nie wytrzymują aż tylu godzin, no i przy niektórych z nich można trochę przesadzić z ilością i wtedy się świecimy, tu chyba przesadzić nie można. Do tego kulki mamy w różnych wersjach, Nars oferuje nam tylko wersję Translucent Crystal (owszem, są jeszcze inne pudry prasowane z Narsa, ale tamtej serii nie mam, więc nie wiem, jak działają, wiem jednak, że tamte mają różne kolory, a ja nie lubię kolorowych pudrów, bo niektóre z nich mimo,że jasne to i tak przyciemniają moją skórę - np. Les Beiges z Chanela).
Śmiem z czystym sumieniem powiedzieć, że te dwa Narsowe pudry, sypany i prasowany, to są najlepsze pudry, jakie w życiu używałam i mam nadzieję, że ich nigdy nie wycofają, bo chyba się zapłaczę. Po prostu nie ma dla nich zastępcy, one są na czele wszystkich pudrów dla mnie.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie