Selfie Project, Lekki krem matująco-nawilżający

Krem jest dosyc lekki, ale trzeba uwazac zeby nie zalozyc za duzo bo sie roluje. Przyjemna konsystencja, delikatny zapach. Jak na moja mocno tlusta cere dawal efekt matu na 2 godziny, nawilzenie zadowalajace.

Są na rynku lepsze kremy w tej cenie (20zł)
Bardzo szybko sie konczy ( 1 opakowanie - 1 miesiac w moim wypadku)

Krem sprawdził mi się całkiem dobrze. Efekt matujący był, nawilżenie trochę mniejsze. Nie powodował tworzenia zaskórników czy też zaczerwienienia twarzy.
Czy skuszę się ponownie? Teraz już nie, gdyż trochę zmieniły się moje preferencje w stosunku do kremów, ale młodym dziewczynom polecam wypróbować

Nawet nawet:)

Krem mieści się w niebieskiej, wyciskanej tubie.

Konsystencja jest bardzo gęsta i zbita a kolor kremu jest niebieski.
Zapach dosyć taki ziołowy.

Rozsmarowuje się dobrze, ale nie wydaje się on lekki, jak obiecuje nagłówek szaty graficznej. Wchłania się dosyć chwilę i raczej nie nadaje pod makijaż.

Ja używam ten krem na noc- bo lubię jego działanie podczas snu. Stosuję, kiedy mam wysyp niedoskonałości- rano skóra twarzy jest wyciszona, a niedoskonałości łagodniejsze i podsuszone.

Mimo to krem dobrze nawilża skórę twarzy, jednak na dekolt jakoś mam obiekcję żeby go stosować.

Kupiłam ten krem bez patrzenia na skład. Nie jest za ładny. I w działaniu też to wyszło. Delikatnie matowił skórę, ale przy tym: nie nawilżał, zapychał, miał nieprzyjemny zapach. Na plus wydajność i opakowanie.

Nakładam cienką warstwę na lekko wilgotną twarz i wtedy ładnie wsiąka w skórę i nie zostawia zapychającego filmu.
Cena jest adekwatna.
Opakowanie mogłoby nie być plastikowe.

Kupiłam ten krem ok. dwa miesiące temu. Ma piękny zapach, świetnie nawilża. Jest dla mnie idealny. Na każdą porę roku. Z racji w miarę dobrej cery zastępuje mi bazę, podkład i resztę kosmetyków do make-up. Myślę, że jest wspaniały dla osób młodych, oraz z suchą cerą. Zauważyłam fajne wygładzenie i zmatowienie. Skóra zapomniała jak to jest być suchą. Jednym słowem jest to REWELACJA!


UPDATE:
Po czasie myślałam że się skończył, jednak po prostu nie chciał spłynąć do zakrętki. Polecam rozciąć przed wyrzuceniem.

Coś jest takiego w tym kremie że po jego użyciu (nie pod oczy!) pojawia się łzawienie i pieczenie oczu. Dosłownie przez 3-4 minuty po nałożeniu kremu jest szczypanie, potem powoli wszystko się uspokaja. Nie wiem czy to jakiś składnik zapachowy czy coś innego co potem odparowuje ze skóry jest tego powodem.
Taka sytuacja pojawia się za każdym razem. Niestety zużyłam ten krem na inne partie ciała.

Kupiłam ten krem ze wzglądu na opis, bo działanie i efekty stosowania go miały być szokujące. No właśnie MIAŁY. Produkt miał fajny zapach, kolor i konsystencje. Był lekki, nie zapychał i przyjemnie nawilżał. Może mój stan skóry troszeczkę się poprawił ale większych efektów nie było.

Mam cerę mieszaną - tłustą w strefie T, bardzo suchą na policzkach. Krem miał i matowić, i nawilżać, więc się na niego zdecydowałam.
Niestety.
Miał wciągać zanieczyszczenia, ale tylko spotęgował niedoskonałości na mojej twarzy, zapychał okropnie. Matowienie też nie było dla mnie dostateczne, strefa T nadal się wyświecała.
Na mojej skórze się nie sprawdził, według mnie on jest raczej do cery bezproblemowej.

Krem ten był prawdopodobnie pierwszym moim tego typu. Kojarzy mi się z próbami szukania odpowiedniej pielęgnacji z ograniczonym budżetem. Moja cera wtedy była naprawdę trądzikowa, kaszka na czole i zmiany na policzkach. Pragnęłam kremu nawilżającego ale takiego, żeby nie podbił tłustości mojej cery, więc selfie project zachęciło obietnicą matowienia. Najpierw działał dobrze, szybko się wchłaniał, jednak cera pozostawała matowa przez krótki czas i przez to jeszcze bardziej się wyświecała. Blokowało to moje pory i przyczyniło się do wysypu niedoskonałości na dłuższą metę.

Krem jest bardzo lekki w swojej formule. Szybko i bez problemów się rozprowadza, nie robi smug i nie roluje się. W mig się wchłania i stanowi fajną bazę pod makijaż. Krem nie jest jakoś wybitnie matujący - ja ze swoją normalną/suchą skórą dobrze się w nim czułam. Bez makijażu dawał uczucie świeżości i nic się do niego nie lepiło, co dla mnie w dni bez make-up'u jest najważniejsze. Nawilżenie też dawał w porządku. Mogłoby być mocniejsze, ale taki kompromis między nawilżeniem a matem jest dla mnie niekiepskim wyborem.
Produkt nie kosztuje za wiele i można go spróbować. Tym bardziej że jest łatwo
dostępny i nie powinien sprawić kłopotów na twarzy. Nie ma może jakichś ogromnych efektów w redukcji niedoskonałości, lecz przynajmniej ich nie tworzy, co bywało u mnie przy podobnych produktach.
Krem Selfie Project ma przyjemny, świeży zapach. Idealnie pasuje do poranka, kiedy każde pobudzenie jest na wagę złota.

zużyłam dwa opakowania. ale już nie wracam.

Jak w tytule: zużyłam jego dwa opakowania, ale w odstępie dość długiego czasu. Nie wiem, czy nie były to może dwa lata? No coś takiego :)
Za pierwszym razem może nie byłam zachwycona, ale na pewno bardzo usatysfakcjonowana. A za kolejnym już zupełnie nie...Przestał mi się podobać, ba nawet nie jest to kwestia podobania, po prostu przestał służyć mojej cerze. Powodował wysypy niedoskonałości. Stąd końcówka znalazła inne przeznaczenie: dekolt i szyję.

Opiszę może, jak sprawdziło mi się pierwsze opakowanie.
Wywołało zaskoczenie, bo nie spodziewałam się tak dobrego produktu.
Krem lekki, dobrze nawilżał, ale nie obciążał skóry. I oczywiście dawał efekt matowienia. Nie był to suchy mat, a po prostu trzymał cerę w ryzach przez kilka godzin. Nadawał się pod makijaż, nie rolował, ten wyświecał się, ale wystarczyły poprawki z pudrem, by wszystko wróciło do normy.
Nosiło się go komfortowo, zdecydowanie nie obciążał cery i nie dawał takiego uczucia.

Co działo się za drugim podejściem?
Nawilżał całodziennie (z racji, że to produkt matujący, stosowałam przy pielęgnacji porannej), matowił, ale cera wyświecała się stosunkowo szybko. Podobnie makijaż. Nie był trwały, partiami wycierał się ( trudno obwiniać mi podkład, ale to raczej kwestia małej `przyczepności` kremu). W ciągu dnia miałam uczucie obciążonej skóry. Oprócz tego `zapychał` pory, pojawiały się nieestetyczne niedoskonałości.

Skąd ta diametralna zmiana? Czy może zmiana formuły przez producenta na przestrzeni czasu ? A może zmiana potrzeb mojej skóry ? Ta jest ciągle tłusta, z tendencją do powstawania niedoskonałości po użyciu nieodpowiednich dla mnie kosmetyków.
Nie wiem, ale postanowiłam opisać moje spostrzeżenia w obu przypadkach.

Krem ma lekką, szybko wchłaniającą formułę. Charakteryzuje się specyficzną barwą (jasnoszara)oraz równie specyficznym zapachem (nieco ziemisty).
Jego opakowaniem jest lekka tubka z tworzywa, której grafika jest utrzymana w stylistyce Selfie Project- prezentuje się estetycznie. Do zakupu jest dodatkowo zapakowane w kartonik.

Jego skład raczej nie zachwyca, mamy tu artylerię silikonów, mikroplastik, Tetrasodium EDTA. Kilka składników pielęgnujących.
Silikony co prawda pozwolą osiągnąć wizualny efekt wygładzenia, ale tworzą tez okluzję- nieprzepuszczalną warstwę na skórze.
Może stad wysyp niedoskonałości ?
Z racji na piękne wspomnienia przyznaję dwie gwiazdki :)