Piankę tę kupiłam w końcu z ciekawości. Dotychczas używałam tylko produktów stopniowo brązujących, ale to już było za mało. Chciałam cięższej artylerii, natychmiastowych efektów, intensywności. Kosztowała około 25 złotych na promocji w jednym ze sklepów internetowych.
Moja skóra z natury jest jasna, ale nie porcelanowa. Mam żółto-oliwkowe tony, które po opalaniu dają przepiękny odcień opalenizny. No ale wiadomo - jak bardzo lubimy się opalać, tak bardzo nie powinniśmy tego robić. Z pomocą przychodzą samoopalacze, a moją ulubioną formą są pianki/musy. Jak wspomniałam na wstępie, dotychczas sięgałam po stopniowo opalające kosmetyki, które do pewnego momentu lubiłam, ale zaczęły być dla mnie za słabe. Chciałam drastycznych efektów, więc rozpoczęłam internetowe poszukiwania. W ten sposób trafiłam na przystępną cenowo piankę od St. Moriz. I to jest to, czego chciałam. Przez ciemnobrązowy kolor płynu osiągamy natychmiastową opaleniznę, jak po tygodniu w tropikach! Potem owa opalenizna się wzmacnia (w 5-6 godzin) i utrzymuje się nawet po kąpieli, choć już nie pozostaje tak intensywna. Wówczas woda we wannie zamienia się w małe, brązowe bajorko :D. Ale bez obaw - niczego trwale nie zabarwia. To samo tyczy się ubrań, które chcąc nie chcąc, brudzą się od ciemnej warstwy pianki. W praniu wszystko ładnie schodzi. Jeśli po kąpieli stwierdzimy, że efekt jest za słaby, to możemy dołożyć kolejną warstwę i kolejną, i kolejną. Wszystko zależy od naszych preferencji. Musimy jednak pamiętać o dokładnym, starannym rozprowadzaniu pianki, wyłącznie specjalną rękawicą, oraz o nawilżaniu wyjątkowo suchych miejsc, żeby samoopalacz na nich mocniej nie przyjął i nie stworzył plam. Tak więc nie będzie to produkt odpowiedni dla początkujących. Takie osoby powinny najpierw sięgnąć po balsamy lub pianki stopniowo brązujące. Może się to wydawać łatwe, ale naprawdę trzeba najpierw nabrać wprawy. Owa opalenizna zmywa się równomiernie z całego ciała, nie pozostawiając żadnych ubytków. Piankę możemy również nakładać ze spokojem na twarz, co też ja robiłam. Mam cerę skłonną do powstawania niedoskonałości, ale nie miała na nią złego wpływu. A co wyróżnia ten produkt spośród innych? Na pewno to, że efekt dłużej się utrzymuje i przede wszystkim jest mocniejszy. Wszyscy doświadczeni fani samoopalaczy będą z niego zadowoleni, jestem wręcz pewna!
Zapach jest intensywny, nie da się ukryć, ale pewnie dlatego, by zniwelować ten typowy dla samoopalaczy, który pojawia się już po godzinie. Przywołuje mi na myśl sok wieloowocowy, multiwitaminowy. Nie należy do najpiękniejszych, jakie czułam, ale też nie ma na co narzekać. A nieprzyjemny zapach samoopalacza i tak się pojawia, choć określenie ''nieprzyjemny'' jest subiektywne. Mi on nie wadzi.
Opakowanie to biała, plastikowa butelka z pompką. Zamówiłam już dwie butelki tego produktu i różnią się one od siebie kolorem tła szaty graficznej. Pierwsza, która przyszła, miała różowe tło, druga zaś białe. Wszystko inne pozostało takie samo. Być może jedno z nich jest starsze. Ponadto ta z różowym tłem szaty graficznej przyszła cała wybrudzona płynem, który wypływał ze środka przez, jak mniemam, nieszczelny gwint. Generalnie to jakość tych butelek pozostawia wiele do życzenia, ale na szczęście pompka działa jak należy, a to najważniejsze. Pojemność to 200ml.
Zalety:
- Natychmiastowy, drastyczny efekt naturalnej opalenizny
- Opalenizna długo się utrzymuje
- Można używać ją również na twarz
- Równomiernie schodzi
- Wydajność
- Zapach
Wady:
- Brudzi, brudzi i jeszcze raz brudzi (dopóki nie zmyjemy ciemnej warstwy pianki), ale coś za coś
- Nie nawilża skóry, trzeba o to zadbać oddzielnie
- Typowy zapach samoopalacza się tutaj pojawia (mi on nie wadzi, tylko informuję)
- Słabej jakości opakowanie
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie