W kwestii perfum najczęściej sięgam po pudrowe, słodkie, kobiece zapachy lub orzeźwiające, z wyraźną cytrusową nutą. Nie decyduję się na szaleństwa, nie eksperymentuję - zwykle podążam narzuconym schematem. "My Fifth Avenue" to moja pierwsza styczność z amerykańską marką Elizabeth Arden. Wodę perfumowaną o pojemności 50 ml otrzymałam w prezencie jako recenzentka listopada. Informacje w internecie podpowiadają mi, że za taką pojemność zapłacimy od 100 do 180 złotych - ulokowano je zatem na średniej półce cenowej i bardzo dobrze, gdyż dzięki temu wiele kobiet może sobie na nie pozwolić. Zapach pochodzi z 2018 roku.
Perfumy (nazwijmy je tak, choć oczywiście jest to woda perfumowana a to spora różnica) posiadają kartonowe opakowanie oraz bardzo elegancki, smukły flakon z elementami złota, w tym z zakrętką rzecz jasna. Wizualnie przypadły mi do gustu, gdyż prezentują się naprawdę bardzo ładnie i gustownie, aż szkoda chować je do szuflady. Świetnie leżą w dłoni, atomizer także działa bez zarzutu. Pomimo tego, że są ciężkie - gdyż flakon jest szklany - zdarzyło mi się nosić je w torebce lub brać ze sobą w podróż. Myślę, że wizualnie przypadną do gustu każdej osobie, która zwraca uwagę na takie detale jak elegancja, klasyka oraz dbałość o szczegóły w wyglądzie perfum. Być może nie każdy zwraca na to uwagę, ale ja tak.
Skupmy się jednak na samym zapachu. Bardzo ogólnie można go opisać jako kwiatowo-piżmowo-drzewny. Nuty zapachowe zostały już wymienione w opisie w górnej części strony, dlatego też nie będę ich tu powielać. Już jedno psiknięcie wystarczy, aby dość mocno nimi pachnieć - dlatego uczulam, aby z nimi nie przesadzać. Od razu po psiknięciu na skórę zapach jest bardzo intensywny, mocny, dominujący, z przeważającą nutą lotosu, jaśminu i piżma, dlatego też długo zastanawiałam się czy jest to zapach bardziej na dzień, czy też na wieczór. Osobiście na co dzień preferuję jednak odrobinę lżejsze, delikatniejsze zapachy, dlatego też zaklasyfikowałabym go raczej jako perfumy na wieczór, raczej dla młodej kobiety, aniżeli nastolatki. Co ważne, po psiknięciu z czasem wyczuwalne stają się również liście fiołka, cedr i irys, nieco później także orzeźwiające nuty cytrusowe. W mojej ocenie zapach jest zatem dość niespotykany - na pewno nie jest to typowy, słodki zapach. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jest nieco inny niż najpopularniejsze w ostatnim czasie perfumy. Jeżeli chcecie pachnieć nietuzinkowo, inaczej, wyróżniać się na tle innych - zdecydowanie sięgnijcie po "My Fifth Avenue".
Na sam koniec wypowiem się jeszcze na temat trwałości zapachu - choć po około 2 godzinach przestałam go czuć na sobie, inni twierdzili że nadal nim pachnę. I rzeczywiście, po ściągnięciu swetra po całym dniu i powąchaniu go, perfumy wciąż były wyczuwalne. Podobnie było, kiedy spryskałam nimi szalik - zapach był wyczuwalny naprawdę bardzo długo. Są zatem dość trwałe, pachną intensywnie i sprawdzą się idealnie na wyjątkowe, wieczorne okazje takie jak randka czy spotkanie z przyjaciółkami. Czy sięgnę po nie ponownie? Tego jeszcze nie wiem.
Zalety:
- perfumy ze średniej półki cenowej,
- bardzo ładny flakon, który cieszy oko,
- kwiatowo-piżmowo-drzewny zapach,
- zaskakująca trwałość,
- niespotykany, nieoklepany zapach,
- sprawdzą się jako perfumy na wieczór.
Wady:
- dla mnie nieco zbyt intensywne, zbyt ciężkie.