Podkład trafił do mnie w paczce dla recenzentki miesiąca i wydawało się, że posiada pożądane przeze mnie właściwości. Długotrwały, kryjący niedoskonałości, dopasowujący się do cery. Tyle obietnic, a jak wyszło?
Fluid przeznaczony jest dla cery mieszanej, moja jest tłusta, ale w okresie jesienno-zimowym sytuacja odrobinę się uspokaja, uznałam więc, że to dobry moment na testy.
Podkład ma stosunkowo gęstą, kremową konsystencję, co chyba byłoby bardziej wskazane przy cerze suchej. Mimo wszystko rozprowadza się dobrze, bez smug czy plam. Drobne przebarwienia i niewielkie zmiany kryje nawet nieźle. Bardziej widoczne niedoskonałości wymagają dodatkowej warstwy lub po prostu korektora. Efekt na skórze wpasował się w mój gust - nie lubię mocno pudrowego matu, a podkład Bielenda jest taki trochę matowy, trochę satynowy. Innymi słowy wygląda naturalnie, nie maskowato. Muszę niestety dodać, że pozytywne wrażenia umykały z każdą kolejną godziną. Wkrótce produkt, który miał ukrywać niedoskonałości zaczął je podkreślać. Rozszerzone pory, zmarszczki wokół oczu, okolice nosa - fluid zbierał się w każdej nierówności i wyglądał nieestetycznie.
Na koniec wisienka na torcie. Wprawdzie trafił mi się zbyt ciemny odcień (02 Medium Beige), ale przynajmniej wydawał się względnie neutralny. Heca polega na tym, że na mojej skórze ten kolor w ciągu kilku minut zmieniał się w pomarańczowy. Pacykuję się radośnie i nagle widzę, że porcja nałożona na dłoń jest po części beżowa, a częściowo już pomarańczowa. Twarz wyglądała jak po tandetnym samoopalaczu.
Wyczytałam kiedyś, że nawet najlepsze podkłady ciemnieją o przynajmniej pół odcienia, dlatego warto wybierać jaśniejsze, jednak tutaj chodzi nie tyle o ciemnienie, co o totalną zmianę koloru. Kombinowałam, mieszałam z kremami, bazą, pudrowałam. No nie ma cudów, nigdy nie wyglądało to tak, jak powinno.
Trwałość nie jest zła, ale w starciu z maseczkami to te drugie były górą, zwłaszcza podczas dni o dużej wilgotności. W pozostałe było lepiej, ale to nie zmienia mojej ogólnie negatywnej opinii o tym produkcie.
Bielenda Lasting Cover zamiast maskować wydobywał mi niedoskonałości, na nosie nawet się "zwarzył" i przede wszystkim z beżu podstępnie przeistaczał się w pomarańcz. Mimo obiecujących początków u mnie się nie sprawdził.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie