Marka Yumi przewijała mi się podczas przeglądania recenzji na wizażu już nie raz, nie dwa, więc postanowiłam, że i ja muszę coś od nich wypróbować. Zachęciły mnie do tego bardzo dobre opinie i fajny skład. Nie będę ukrywać, że ich kosmetyki do złudzenia kojarzą mi się z tymi od Yope, ale nie traktuje tego jako wadę, raczej nawet jak coś pozytywnego, bo mam z tą marką raczej dobre wspomnienia i wrażenia.
Produktów tej marki raczej długo nie można było dostać w tych najbardziej znanych i popularnych drogeriach, nie wiem, jak z tymi mniejszymi. Kiedy już prawie że zdecydowałam się na to, aby kupić kosmetyk przez Internet, znalazłam firmę w lokalnej drogerii Natura. Sięgnęłam wówczas po dwie propozycję, w której właśnie znajdował się recenzowany balsam i uważam, że dobrze zrobiłam, ponieważ z tego, co udało mi się zaobserwować, kosmetyki tej firmy już znikają z tego sklepu na stałe, co znaczy, że była to ekspozycja czasowa. Może to świadczyć o tym, że dostępność tych produktów jest dość słaba i na pewno póki co tak właśnie jest, jeżeli mówimy o drogeriach stacjonarnych, ale już w tych internetowych, do których raczej każdy ma dostęp, nie jest najgorzej.
Propozycja zamknięta została w plastikowym opakowaniu o ciekawym kolorze, bo takim półprzeźroczystym, półciemnym, wpadającym w butelkową zieleń. Owinięty został etykietką w odcieniu jasnofioletowym nawołującym do borówek amerykańskich, które mają tutaj pełnić jedną z głównych ról, jak nie składowych, to przynajmniej zapachowych. Na etykietce umieszczono oczywiście logo firmy, nazwę kosmetyku, jego właściwości i skład, a także uroczego ludzika, który albo sam w sobie ma być liściem aloesu, albo zwyczajnie się za niego przebrał.
Balsam ma konsystencję mocno lejącego się kremu. Nie jest to może taka woda, ale z pewnością nie stanowi to zbitej formuły. Łatwo jednak wydobywa się z aplikatora, którym jest pompeczka. Kolor ma biały. Jego zapach jest bardzo ładny, chodź delikatny, czuć tutaj borówkę i aloes, ale nie jest to coś nachalnego, a mimo to dobrze utrzymuje się na skórze przez ok. dwie godziny.
W skład balsamu od Yumi wchodzi m.in. oczywiście aloes, który jest głównym składnikiem wszystkich kosmetyków marki. Ma on bardzo dobre właściwości łagodzące, nawilżające i nadaje się do pielęgnacji skóry suchej i delikatnej. Mamy tutaj także ekstrakt z winogron o działaniu regenerującym czy ekstrakt z borówki, który ma działać odżywczo i antyoksydacyjnie. Kosmetyk wzbogacono także o silnie otulające i natłuszczające naskórek masło shea. Balsam ma zawierać w sobie aż 97% składników pochodzenia naturalnego i być w pełni wegański.
Kosmetyku używałam codziennie przez ostatnie trzy tygodnie z hakiem. Nie ważne, jak dokładnie wytarłabym swoją skórę po kąpieli, zawsze miałam problem z tym, że produkt mocno bieli ciało i trudno jest to rozpracować. Mimo to całkiem szybko się wchłania, oczywiście jeżeli nie przesadzimy z ilością. Jeżeli chodzi o efekty, to ja jestem z nich całkiem zadowolona, chodź liczyłam na coś mocniej odżywczego czy nawilżającego. Czułam niedosyt w mojej pielęgnacji ciała, dokładnie tak samo mam, jak używam balsamów od wspomnianego wcześniej Yope - niby wszystko jest ok, ale czegoś mi brakuje. Nie jest to kosmetyk nadający się przy pielęgnacji skóry mocno suchej, raczej postawiłam bym na niego przy skórze normalnej.
Trudno mi powiedzieć tak naprawdę, co o nim myślę. Trochę się zawiodłam, ale może to wynikać z tego, że miałam wobec niego dosyć spore oczekiwania. Nie żałuję jednak jakoś, że go kupiłam i przetestowałam, ale już wiem, że nie jest to kosmetyk dla mnie.
Zalety:
- Zapach
- Opakowanie
- Skład
- Cena
Wady:
- Słabo nawilża
- Słabo odżywia
- Dostępność
- Wydajność
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie