— A jak będziesz w Hebe, to mogłabyś mi kupić ten tonik? Przyjdziesz do mnie wieczorem i oddam Ci kasę.
— Pewnie! Nie ma sprawy!
To był dialog z moją sąsiadką, która akurat wybierała się na zakupy do galerii. Ja do zakupów w takich centrach muszę mieć nastrój i czas - wtedy tego nie miałam, a akurat tonik z Bandi był w promocyjnej cenie, więc korzystając z okazji, wyręczyłam się koleżanką i chciałam go przetestować, bo poprzedni mi bardzo podszedł.
A teraz kilka słów o nim...
Tonik zamknięty w buteleczce z atomizerem. Butelka jest uchwytna, ozdobiona minimalistyczną grafiką z dmuchawami, które wskazują na lekkość produktu. Biel turkusowymi elementami. Wygląda to bardzo uroczo i zachęcająco. Niestety... ATOMIZER KAPUT - stąd ocena opakowania. Niesamowicie mnie irytuje, kiedy po jednym naciśnięciu spustu, muszę się bawić w ciągnięcie tego cypka do góry. Jeden psik - i znowu. Masakra jakaś... Gdzieś tam w środku... „coś się... coś się zepsuło...” :D To pewnie mi się taki zrąbany trafił, bo czytając poniższe opinie, nie widzę, żeby ktoś jeszcze się uskarżał na mechanizm rozpylania mgiełki. Szkoda, bo sam mgielnik jest idealny. Niby mogłabym przelać esencję do innej butelki z atomizerem, ale... Nie chce mi się. :D Nie mam wolnej czystej buteleczki z odpowiednim mgielnikiem (w ogóle nie mam czegoś takiego), a nie widzę sensu, by ją nabyć tylko po to, żeby wlać ten tonik. Mam wrażenie, że już się w pewnym sensie przyzwyczaiłam do tej zabawy z zepsutym cypkiem.
Te toniki z Bandi to chyba wszystkie są takie wydajne. Używałam do tej pory dwóch i końca nie widać! Fakt, że przez ten zepsuty mechanizm spustu prawdopodobnie czas używania mi się wydłuża i wiecie, chciałabym go już zużyć i mieć spokój... akurat z tym egzemplarzem. Nie zrozumcie mnie źle - to naprawdę fajny produkt i chętnie kupię następny! :) Tylko, żeby tę butelczynę móc wyrzucić. Próbowałam ją naprawić (nie byłabym sobą, gdybym tego nie uczyniła!), ale chyba nie jestem zbyt dobra w te klocki...
Jak już pisałam - mgielnik jest idealnie wyważony, bo nie pluje, a rozpyla drobniutkie kropelki bryzy na twarz. Ja sobie toniku nigdy nie żałuję, nie oszczędzam go, używam wraz z Mamą, a zużycie jest naprawdę minimalne w stosunku do czasu, który go posiadam. Używam go raz, czasem dwa razy dziennie (zdarza mi się o nim zapomnieć, ale zwykle nie pomijam tego kroku). Wchłania się bardzo powoli (ktoś słusznie napisał, że nie wchłania się od razu, tylko 'siedzi' na twarzy). Ma to swoje plusy i minusy; plusy wiążą się przede wszystkim z lepszym i dłuższym nawilżeniem, czy np. rewelacyjną odświeżającą propozycją na lato i upały, które dla wielu z nas są nie do zniesienia. Nie jestem osobą, która żyje w ciągłym biegu (cudownie - bo nie potrafiłabym tak żyć), ale czasem się jednak spieszę... ;) i w takich chwilach zmuszona jestem wmasowywać i wklepywać tonik w twarz, a część dostaje też skóra rąk.
Kiedy esencja wreszcie wsiąknie w twarz, buzia staje się cudownie miękka (o jej nawilżeniu nie wspominając!) Czuć to odżywienie, dopieszczenie. Moja mieszana, wrażliwa cera ma tendencję do wysychania przez kontakt z wodą i często towarzyszy jej uczucie ściągnięcia po użyciu pianki myjącej czy żeli... a ten tonik natychmiast niweluje ten dyskomfort! Jest lekki jak dmuchawiec - nie obciąża skóry, nie zatyka porów, działa delikatnie, a przy tym bardzo, ale to BARDZO skutecznie. <3
Co mi się w tym toniku jeszcze podoba to na pewno jest to miły, nienachalny, świeży kosmetyczny zapach. Niby nic, ale zawsze uprzyjemnia aplikację.
Na pewno wrócę jeszcze do tego toniku nie raz! Szczerze mówiąc (no akurat dziś Prima Aprilis... ;D) nie miałam lepszego toniku, niż te od Bandi. Ciekawa jestem, kto mi uwierzy... Nie musicie mi wierzyć. Możecie przecież to sprawdzić - widuję go w Hebe na promocji. ;) Polecam! Ja na pewno jeszcze do niego wrócę nie raz, nie dwa, bo jest rewelacyjny.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie